- Był... aktorem?

- Czy ma pani pomysł, jak to zrobić? - Działając od środka. - A w Centrum Sztuki? - Tak samo. - Za parę dni ma się odbyć uroczysta premiera sztuki napisanej przez księżnę. Nie sądzi pani, że małe zamieszanie podczas tej gali byłoby dość zabawne? - Jakie zamieszanie? Uśmiechnął się zagadkowo. - Nie mam nic konkretnego na myśli. Przyszło mi do głowy, że rodzina królewska poczułaby się zakłopotana, gdyby nieprzewidziane zdarzenie zakłóciło przedstawienie. Chciałbym to zobaczyć. A pani? Będzie pani w teatrze? - Oczywiście. - Denerwowała ją jego ostrożność. Za wszelką cenę musi wydusić z niego bardziej konkretne deklaracje. - I nie ukrywam, monsieur, że wolałabym wiedzieć, którym wejściem lepiej nie wchodzić. - Wobec tego doradzałbym, żeby zajęła pani miejsce na widowni. Ja również nie chciałbym stracić osoby, z którą zacząłem się zaprzyjaźniać. Skinęła głową na znak, że przyjmuje to do wiadomości. Przestraszyła się jednak, że Blaque wyciągnie od niej brakujące informacje o systemie, a potem ją odeśle. Nie mogła do tego dopuścić, więc szybko postanowiła zmienić front. - Czy można wiedzieć, dlaczego tak bardzo interesuje się pan rodziną królewską? Pytam z czystej ciekawości, bo uważam pana za człowieka, dla którego najważniejszy jest zysk i osobiste korzyści. - Zysk jest zawsze mile widziany. - Uśmiechnął się, odstawiając jastrzębia na miejsce. Pomyślała, że człowiek o tak wypielęgnowanych dłoniach powinien grać na skrzypcach albo pisać wiersze. Wiedziała, że rzadko posługiwał się pistoletem. Nie musiał. Wystarczyło, że dał znak. - Co zaś do osobistych korzyści - dodał po chwili - to można je różnie rozumieć, czyż nie? - Oczywiście. Najważniejsze to odczuwać, satysfakcję - zgodziła się. - Rozumiem, że porywanie księżniczki Rosalie i groźby pod adresem Bissetów miały przyspieszyć pańskie wyjście z więzienia. Teraz jest pan wolny. I - jeszcze raz rozejrzała się po gabinecie - bardzo majętny. O co więc chodzi? - Interesy należy doprowadzać do końca - rzekł dobitnie, zaciskając palce na kieliszku. - Długi muszą być spłacone. Razem z procentami, a chyba zgodzi się pani, że tych przez dziesięć lat narosło bardzo dużo. - A więc zemsta. Albo kara, jeśli pan woli. Tak, to rozumiem. Zemsta często ma słodki smak. I wartość brylantów. - Uśmiechnęła się ze zrozumieniem. Nie miała wątpliwości, że ten człowiek nie ustanie w wysiłkach, dopóki nie zaspokoi żądzy odwetu. - Monsieur, życzył pan sobie, żebym dostała się do pałacu. Zrobiłam to, i pozostanę na posterunku do odwołania. Wolałabym jednak mieć jakieś wytyczne. - Uniosła dłonie w symbolicznym geście pokory. - Oczywiście, to pan się mści, nie ja. Uprzedzam tylko, że trudno jest działać po omacku. - Gracz, który od razu wykłada wszystkie karty na stół, nie może już niczym zaskoczyć. - Zgoda. Pragnę jednak przypomnieć, że człowiek, który ma w ręku nóż, ale nie chce go naostrzyć, jest również mało skuteczny. Dotarłam do celu, monsieur. Nie ukrywam jednak, że pomogłaby mi jakaś mapa. http://www.zdrowezeby.com.pl/media/ przez sługę. Hrabia, co nie uszło uwagi Aleca, złożył go i wsunął szybko do kieszeni, nie zauważając nawet, że jest obserwowany, a potem wstał, pospiesznie wyszedł i już nie wrócił. O dziesiątej tura miała się ku końcowi. Drax i Tallant wygrali, a dziesięć minut później zwycięzcami zostali również Alec i Kurkow. Wyczerpany stresem Alec wstał i wymienił uścisk dłoni z przegranymi, zesztywniały po sześciu godzinach gry. Tallant triumfował, jakby już był pewien wygranej, Kurkow wypiął pierś i zapalił cygaro. - Dobrze pan grał, Aleksieju - mruknął i klepnął go po ramieniu, uśmiechając się pod wąsem - Życzę szczęścia w czwartej turze. Oczywiście, zmiażdżę pana, jeżeli będę musiał. - I ja również, wasza wysokość - odparł uprzejmie Alec, z dużo większą szczerością, niż mógł przypuszczać jego wróg. - Wiesz co, Michaił? - spytała Eva, patrząc na księcia z cynicznym rozbawieniem - jesteś pierwszym Rosjaninem, z którym spałam. Czy to nie zabawne?

Dzisiaj musi odnaleźć księcia! Po prostu musi! Posmarował sobie jeszcze usta błyszczykiem, nakładając na dłoń różnego rodzaju bransoletki. Spojrzał ponownie na swoje odbicie. Czegoś brakowało… Tylko czego? Sięgnął po czarną apaszkę i zawiązał ją sobie na szyi. Uśmiechnął się szeroko. Tego właśnie brakowało! - Mamo, wychodzę! – krzyknął, będąc już w przedpokoju. Sprawdź Jeszcze nigdy żadna z jego kochanek nie uciekła od niego po cichu, nie mówiąc mu nawet „Do widzenia!” Przeciwnie, to właśnie on wymykał się z różnych londyńskich buduarów, żeby uniknąć płaczliwych wyrzutów rozespanych dam. Nie zniesie czegoś podobnego! Był skonfundowany, zaskoczony, zdumiony. Cóż takiego jej zrobił? Przecież potraktował ją niczym księżniczkę. Na Boga, on, Alec Knight, zaszczycił tę dziewczynę, biorąc ją za kochankę. Dlaczego zostawiła go bez słowa? Myślał, że nawiązała się między nimi jakaś piękna, choć wątła nić porozumienia. Czyżby była tylko wytworem jego wyobraźni? Ucieczka nie ujdzie Becky na sucho! Zacisnął usta z determinacją. Nie mógł jednak wybiec z Althorpe House w samym prześcieradle. Nagle błysnęła mu niepokojąca myśl. Czyżby go okradła? Służebnice Wenus często bywały złodziejkami, a on jej nie zapłacił. Zajrzał do szuflady w konsolce, gdzie trzymał drobne sumy na podobną okoliczność. Pieniądze leżały na miejscu, co ostatecznie zbiło go z tropu. Jaka ladacznica ucieka