- Czyli jednak przyszła - ucieszyła się Karolina. - Gdzie ją

- Bo nie mogę tego robić w dzień, kiedy jest tu Caterina. - Wzruszył ramionami. - Zresztą, ja też mam swoje marzenia. Chciałbym, żeby w Castillo powstał ośrodek rehabilitacji dla młodych ofiar wojny. Rehabilitacji zarówno fizycznej, jak i emocjonalnej. Chcę, żeby Castillo stało się domem uzdolnionych artystów i rzemieślników, którzy będą pracowali nad jego renowacją, i ich młodych następców. Chcę wygonić z Castillo i z serc młodych ofiar wojny przynajmniej jakąś część smutku i cienia, zamieniając je na słońce i radość życia. Spotkania we Florencji są związane z moimi planami dotyczącymi Castillo. Jak tylko się pobierzemy i Castillo stanie się moją własnością, natychmiast zajmę się renowacją malowideł. Jodie usilnie starała się nie rozpłakać, a jej wcześniejsze podejrzenia w stosunku do Lorenzo rozpłynęły się w oceanie podziwu. - Brzmi wspaniale, to naprawdę imponujące przedsięwzięcie - powiedziała, spoglądając na niego ciepło. Lorenzo odpowiedział jej spojrzeniem i Jodie wstrzymała dech, kiedy postąpił krok w jej kierunku. - Caterina tak nie uważa. Wolałaby, żeby Castillo zostało sprzedane, a pieniądze mogła wydać na siebie. Doprowadziła mojego kuzyna do śmierci i gdybym nawet ją kochał, zamiast nienawidzić, nigdy bym jej tego nie wybaczył. Jodie przeszedł dreszcz. - Kiedyś ją kochałeś... - Czy dlatego, że się z nią przespałem? - Lorenzo potrząsnął głową. - Miałem osiemnaście lat i kierowałem się pożądaniem, to wszystko. Jodie denerwowała się tak samo, jak każda panna młoda. Zamęt w jej duszy zwiększał jeszcze tłum kręcących się wokół niej stylistek, projektantek, szwaczek i garderobianych. Kto by jednak pomyślał, że ten ślub będzie wymagał tak niezwykłej oprawy? Jodie podejrzewała, że to bardziej jej suknia, niż ona sama, jest przedmiotem wytężonej troski stylistów. Żeby suknia wyglądała atrakcyjnie, zorganizowano nawet dla Jodie zabiegi odnowy biologicznej. Teraz wymasowana, wywoskowana i wymalowana jak nigdy dotąd, Jodie zastanawiała się, jak by się czuła, gdyby wszystko to było prawdą, a ona ubierałaby się dla ukochanego i kochającego ją mężczyzny. Ale o tym oczywiście nie mogło być mowy. W końcu nie miała zamiaru już nigdy pokochać żadnego mężczyzny. Ale tym razem z jej wnętrza nie napłynęło, tak jak dotychczas, zgodne potwierdzenie. - Musisz ściągnąć ciaśniej - Jodie usłyszała głos stylistki pouczającej garderobianą i skrzywiła się, kiedy zaciśnięta sznurówka pozbawiła ją niemal zupełnie możliwości oddychania. Włosy uczesano jej w koronę z warkoczy, przybraną perłami i brylantami pasującymi do ozdób sukni. Specjalistka od makijażu pracowała nad jej twarzą, jak się wydawało Jodie, całymi godzinami. W efekcie końcowym Jodie wyglądała, jakby nie miała żadnego makijażu, tylko twarz rozjaśnioną delikatną poświatą i bardzo wyraziste oczy, odbijające zielony blask szmaragdu. Zanim stylistka została usatysfakcjonowana szerokością jej talii, Jodie nabrała obaw, że umrze z powodu niemożności złapania oddechu. - Proszę spojrzeć - nalegała stylistka, prowadząc ją do ogromnego lustra. Obraz w lustrze przedstawiał nieznajomą. Patrzyły na nią ogromne złote oczy o długich, zakręconych rzęsach, a rozchylone różowe wargi, dużo pełniejsze niż jej własne, odsłaniały śnieżnobiałe zęby. Obcisła góra sukni eksponowała kusząco zaokrąglony biust i nieprawdopodobnie cienką talię, a kremowe kaskady spódnicy podkreślały nogi, które dzięki wysokim obcasom wyglądały na jeszcze dłuższe niż zwykle. - Doskonale - wycedziła stylistka. - Teraz tren. W pół godziny później, kiedy całość wraz z trenem została już kunsztownie upięta, Jodie musiała przyznać ze skruchą, że żadną miarą nie zdołałaby się ubrać bez pomocy. Zapukano do drzwi, padło kilka szybkich włoskich słów. Stylistka podała Jodie kwiaty. - Czas na ciebie... http://www.wpstom.pl/media/ Roxburghe. Inna Amerykanka, Helen Zimmerman, w 1900 roku została księżną Manchesteru, cztery lata wcześniej zaś Consuela Vanderbilt stała się księżną Marlborough. Temperę interesowały te śluby wyłącznie dlatego, że gazety i czasopisma, donosząc o nich, opisywały też bezcenne dzieła sztuki, które posiadali szczęśliwi młodzi mężowie. Prasa podawała przy tej okazji, jak wiele skarbów sztuki europejskiej przekraczało Atlantyk, stając się własnością rodziców owych trzech żon. — Amerykańskie dziedziczki mają dolary — mówiła panna Briggs — ale zawsze chcą za nie coś w zamian. Tempera współczuła lordowi Eustace'owi, gdyż aż nadto 45

— Chyba tak — zgodziła się panna Smith. — Szczęście, że lady Rothley nie było w tym powozie, no i oczywiście mojej pani. Pewnie już dotarły do Monte Carlo. Panna Smith ziewnęła. — Muszę powiedzieć, że zazdroszczę pannie Briggs. Przynajmniej raz pójdzie wcześnie spać. Sprawdź myśleć o niczym, tylko o nim. Kiedy dołączył do nich hrabia, okazało się, że wszystkim się zajął. Pocałował Temperę w policzek i powiedział: — Widząc cię w ramionach Velde'a, sądzę, że mogę mu pogratulować, tak jak on może gratulować mnie. — Jestem taka szczęśliwa z powodu belle-mère. — A ja cieszę się twoim szczęściem — odparł hrabia. — Twój ojciec nie pragnąłby dla ciebie niczego więcej. Mówił z taką szczerością, że Temperze łzy stanęły w oczach. — Jestem bardzo... bardzo szczęśliwa! — Nikt nie jest bardziej szczęśliwy niż ja — powiedział