- Cieszę się, że cię od tego uchroniłam - rzekła Bella.

Wstał, biorąc ją na ręce. Wpatrywała się w niego jak zahipnotyzowana, gdy niósł ją ku alkowie. Czuła się tak, jakby złocone cherubinki czuwały nad nimi. W lustrach odbiły się trzy świece, płonące migotliwym blaskiem. - Boisz się? - spytał półgłosem, tuż przy jej twarzy. - Nie... - Kłamiesz - szepnął. - Ale wszystko będzie dobrze. Nie pożałujesz tego. - Wiem. Dotknął jej piersi, zsuwając jedwabny szlafrok z lewego ramienia. Zarumieniła się, choć i tak szlafrok nie zasłaniał już zbyt wiele. Rozchylony zwisał luźno z jej przedramion, układając się w fałdy niczym elegancki indyjski szal. - Jesteś taka kobieca - szepnął, schrypniętym głosem. Uniósł jej dłoń i ucałował, wstępując powoli razem z nią po mahoniowych schodkach. Becky zawahała się na najwyższym ze stopni i spojrzała na niego niepewnie. Żaden mężczyzna tak na nią dotąd nie patrzył. Przygryzła wargę, gdy położył ją na materacu. Wsparła się na łokciach. Spojrzała w górę i ujrzała malowane niebo, pokryte małymi, białymi obłoczkami. Zerknęła w dół i zobaczyła Aleca, który ukląkł w nogach łóżka. Ten widok zapierał dech w piersiach. Nagle poczuła wielkie zadowolenie, widząc, że wciąż ma na sobie luźne, lniane szarawary. Onieśmieliło ją to, co przedtem ujrzała. - Zaufaj mi - szepnął. Kiedy jej dotknął, poczuła falę ulgi. Jego ręka przesuwała się po jej ciele, od szyi począwszy. Wszędzie tam, gdzie ją całował, jej krew zaczynała szybciej http://www.witamina-b6.com.pl/media/ - Nawet teraz? - Zawsze. - Nadal chcesz za mnie wyjść? - A ty nadal mnie pragniesz? - Dobry Boże, Becky, jesteś jedyną kobietą, jaką znam, która może utrzymać mnie w ryzach. - Nie tak trudno cię okiełznać. Jest to wprawdzie wyzwanie... ale warto je podjąć. Alec w odpowiedzi wybuchnął dźwięcznym, godnym hultaja śmiechem. Becky objęła go za szyję. - Oczywiście, że nadal pragnę za ciebie wyjść. Jesteś jedynym mężczyzną, który może mnie uszczęśliwić. - Ja? - mruknął, patrząc na nią z prawdziwą, głęboką ufnością. - Tak, ty. I niech już nie będzie więcej między nami żadnych sekretów. Obiecaj mi to.

- Ci, którzy pną się na szczyt, mogą łatwo spaść w przepaść. Wystarczy jeden fałszywy krok, i... - Ja nie robię fałszywych kroków. Proszę przekazać moją... prośbę. Moja obecna wiedza jest wiele warta. To, czego dowiem się niebawem, będzie bezcenne. Oto próbka moich możliwości... - Dyskretnie upuściła broszurę, lecz tym razem jej nie podniosła. - Bonjour, monsieur. Skinęła lekko głową i ruszyła w stronę wyjścia. Była w pełni świadoma, że jeśli jej żądanie zostanie spełnione, osiągnie wreszcie cel. Jeśli zaś nie, najprawdopodobniej zostanie zabita. Wzięła kilka głębokich, spokojnych oddechów. Kiedy już odzyskiwała panowanie nad sobą, naprzeciw niej jak spod ziemi wyrósł Edward. Na moment jej serce przestało bić. Za to mózg pracował na zdwojonych obrotach, podsuwając mnóstwo dramatycznych pytań. Wrobili ją? Posłużyli się nią, żeby wywabić Edwarda? A może Blaque uderzył gdzie indziej, a on przyszedł, żeby jej o tym powiedzieć? W ułamku sekundy oddaliła te domysły, uznając je za niedorzeczne. To, że spotkali się w muzeum, jest czystym zbiegiem okoliczności. I tak ma szczęście, że Edward zjawił się w chwili, gdy najważniejsza sprawa została załatwiona. - Mam nadzieję, nie masz nic przeciwko towarzystwu? - odezwał się pierwszy. - Oczywiście, że nie! Sprawdź - Wybieraj. - Cóż - odezwała się po chwili. - Ty dowodzisz operacją, więc nie mam w tej sprawie wiele do powiedzenia. - Isabello, żeby wszystko było jasne - zaczął Emmett, za jej przykładem wstając z miejsca. - Nikt nie podważa twoich kompetencji. Wiemy, jaką masz opinię. Powiedzmy, że stosuję nadzwyczajne środki bezpieczeństwa, bo nie chcę stracić najlepszego agenta. A teraz - powiedział, zwracając się do księcia - pójdę wszystko przygotować. Będziemy w kontakcie. Carlise kiwnął potakująco głową, po czym spojrzał na Bellę. - Chciałbym jeszcze zamienić z tobą słowo. Usiądź, proszę. Najchętniej poszłaby do siebie i w spokoju przemyślała całą akcję. Księciu jednak nie mogła się sprzeciwić. - Czy Wasza Wysokość życzy sobie, żebym jeszcze raz omówiła wszystkie szczegóły dzisiejszej operacji? - Nie. Myślę, że mam pełne rozeznanie. Chcę ci zadać pytanie osobiste, dlatego już na wstępie proszę, żebyś nie poczuła się dotknięta. - Usiadł naprzeciw niej, przyjmując surową i prostą postawę wojskowego. - Czy mi się zdaje, czy mój młodszy syn darzy cię specjalnymi względami? Całe jej ciało naprężyło się, jak w chwili zagrożenia. Kurczowo zacisnęła palce obu dłoni, ale odezwała się opanowanym głosem: - Jeśli Waszej Wysokości chodzi o księcia Edwarda, to rzeczywiście jest dla mnie bardzo miły. - Isabello, muszę prosić, żebyś nie uchylała się od odpowiedzi. Nadmiar obowiązków nie pozwala mi spędzać tyle czasu z rodziną, ile bym chciał, ale to wcale nie znaczy, że nie znam swoich dzieci. Znam je bardzo dobrze. I widzę, że Edward się w tobie zakochał. Krew odpłynęła jej z twarzy, ale zachowała spokój. - To nieprawda - powiedziała dobitnie. - Nie zakochał się we mnie. Nie przeczę, że jest mną zaintrygowany, ale wyłącznie dlatego, że jestem inna niż kobiety, do których przywykł.