- Wystarczyło zapukać - zbeształ ją z łagodnym uśmiechem.

- Napijmy się! - Draxinger, właściciel ekwipażu, otworzył wyłożony atłasem schowek i podał Alecowi kryształową karafkę najlepszego francuskiego koniaku. Alec podziękował i pociągnął spory łyk, a potem przekazał trunek Rushowi. Tymczasem Fort wertował strony Poradnika, pełne nazwisk i adresów. - Ułóżmy menu na dzisiejszą noc - zaczął wesoło. - Na przystawkę bliźniaczki Summerson. - Doskonały wybór. - Na pierwsze danie... hm... może hiszpańska senorita Blanca? To brzmi intrygująco. Wprawdzie jest nowa, ale wszyscy ją chwalą. Albo Kate Gosset, zawsze bardzo apetyczna. - Och, cóż za piersi - stęknął Rush. - Wspaniałe, tak. A na drugie siostry Wilson... - Nie, nie! Przejadły mi się - zaprotestował Rush. - Coś innego, nowego... - Tak - powtórzył Alec. - Coś nowego. Kompani wrócili do hałaśliwej paplaniny. Alec zamyślił się. Może mieli rację? Może rozpustna noc była tym, czego potrzebował, bardziej nawet niż hazardu. Alec wielbił seks, delektował się nim, żył dla niego. Miłości za to unikał jak zarazy. Przejechał w zadumie palcami po ustach, przeglądając w myślach długą listę spragnionych miłości pań z towarzystwa, które spędzoną z nim noc uznałyby za najlepszą w sezonie. Może... Tyle że znudziło mu się przyprawianie rogów ich mężom, a sama myśl o rozpuście z http://www.washmaster.pl roztrzęsiony, aby pobiec za swoim księciem, który go nie chce… Bo już ma kogoś innego… Ale książę potrzebuje księżniczki! A ten blondyn księżniczką na pewno nie był! - Ja się nie poddam – wymruczał Krystian, leżąc na swoim łóżku i zawzięcie ssąc lizaka. Tuż obok niego siedział Karol, który spoglądał na przyjaciela ze smutkiem. Tak bardzo chciałby, aby blondyn wreszcie go zauważył… Ale przecież jest brzydki, takie marzenia są bezsensowne. Krystian to chodzący ideał… Przynajmniej w oczach Karola nim był. Zawsze go podziwiał, jego miękkie ruchy, cudowne, szczere uśmiechy i ten radosny głos. – Mówię ci, nie oddam mojego księcia – wysunął lizaka z ust, przyglądając się czerwonej kuleczce, po czym ją liznął. Karol aż musiał odwrócić wzrok. Wiedział, że blondyn nie robił tego specjalnie, ale wyobraźnia działała i podsuwała niezbyt grzeczne obrazy.

Uśmiechnęła się tylko. James miał rację, była bardzo opanowana. - W raportach wyczytałem o pani same pochlebne rzeczy. - Nie mogło być inaczej. - Cenię pewność siebie. - Ja również. - Chyba mam wobec pani dług wdzięczności. To pani doprowadziła do szczęśliwego finału pewną transakcję z jednym z naszych... śródziemnomorskich sąsiadów. Gdyby ta umowa została zerwana, byłbym, delikatnie mówiąc, rozczarowany. Sprawdź Tym razem jego uczucie było głębsze i bogatsze. A mimo to nie powiedział, że właśnie w niej znalazł miłość, w której istnienie dotychczas wątpił. Nie powiedział jej tego wszystkiego, i pewnie już nie powie. Swoim bezmyślnym zachowaniem nie tylko jej ubliżył, ale również zraził ją do siebie. A może nie wszystko jest stracone? Może ma szansę zacząć wszystko od nowa? Zawrócił Drakulę w chwili, gdy spadły pierwsze krople deszczu. Nim dojechali do domu, burza rozszalała się na dobre. Mniej więcej godzinę później, przebrany w suche ubranie, na które kapała woda z mokrych włosów, zapukał do dziecięcego pokoju. Opiekunka uchyliła drzwi, ale nie wpuściła go do środka. - Proszę wybaczyć, jaśnie panie, ale księżniczka Marissa śpi. Jej Wysokość również się położyła. - Szukam lady Isabell. - Próbował wsunąć głowę, ale dziewczyna nie cofnęła się nawet o krok. - Nie ma jej tutaj. Zdaje się, że poszła do muzeum. - Ach, tak... - Przez chwilę rozważał coś w myślach. - Doskonale. Dziękuję, Bernadettę. Muzeum Sztuki mogło śmiało uchodzić za symbol całego kraju. Małe i urocze, z marmurowymi schodami i rzeźbionymi kolumnami wyglądało jak miniaturowy pałac. Wszystkie sale zbiegały się pod witrażową kopułą okrągłego holu niczym szprychy w piaście koła. Na parterze, prócz ekspozycji, znajdowała się niedroga restauracja otoczona ogrodem. Bella przyszła do muzeum na długo przed umówioną godziną. Chciała w spokoju zapoznać się z rozkładem budynku i systemem zabezpieczeń. Zauważyła, że stojący w strategicznych miejscach umundurowani strażnicy bez wyraźnej potrzeby nie niepokoili nikogo i nie sprawdzali toreb. Popołudnie było deszczowe, więc sale muzealne przyciągnęły wielu zwiedzających. Patrząc na wielojęzyczny, barwny tłum Bella pomyślała sobie, że nie mogła wybrać lepszego miejsca na pierwsze spotkanie ze swym łącznikiem. O oznaczonej godzinie bez pośpiechu podeszła do morskiego pejzażu Moneta. Dłuższą chwilę oglądała obraz, po czym zaczęła przesuwać się ku następnym. Czuła, że jest obserwowana. Jeśli jej rozmówca jest profesjonalistą, na pewno zrobił to samo co ona - przyszedł wcześniej, by obejrzeć budynek. I ją. Gdy niespodziewanie jej wzrok padł na sporą akwarelę, na moment wstrzymała oddech. Jej myśli od razu pobiegły do Edwarda i tego, co wydarzyło się w pokoju muzycznym. Na mosiężnej tabliczce wyryto oficjalne tytuły autorki. Księżna Louisa de Cullen. Ona sama zaś zostawiła w rogu płótna mały autograf. Louisa Bisset. Nazwała swój obraz bardzo prosto. „Morze”. Rzeczywiście ono było głównym bohaterem pejzażu, jednak prababka Edwarda musiała ustawić sztalugi w miejscu, którego Bella jeszcze nie znała. Na pierwszym planie widać było poszarpane skały stopniowo przechodzące w łagodniejsze zbocze. Dopiero za rumowiskiem kamieni bielała wąska nitka plaży, odcinająca się ostro od szafirowej wody. Niebo było pogodne, ale na horyzoncie zaczynały zbierać się ciężkie chmury. W powietrzu, zamglonym wodną parą z rozbijających się fal, czuć było wzbierający niepokój. Bella musiała przyznać, że malarce udało się oddać potęgę i grozę żywiołu. I pomyśleć, że takie dobre płótno przeleżało całe wieki w zapomnianym kufrze, aż Edward je znalazł. Ledwie powstrzymała się, by nie dotknąć złoconej ramy, której dotykały jego dłonie. Kto wie, pomyślała, czy Bennett nie odnalazł w tej scenie części samego siebie?