- Jakoś z tego wybrniemy. Najpierw musimy wyciągnąć ciebie.

Clemency, niepewna, jak przyjąć te słowa, spojrzała na niego niezdecydowanie. Jednak, ku jej uldze, uśmiechał się. - Bez obaw, wspólnie z lady Arabella poradzimy sobie z grzybami - odparła poważnie. - A co z rozmówkami po francusku? Czy zamierzacie zupełnie to zaniedbać? - Pas du tout. Nous parlerons francais en cherchant des champignons! Arabella popatrzyła na nauczycielkę z paniką w oczach, lecz Lysander tylko się zaśmiał. - Touché, panno Stoneham. - Spojrzał na nią znacznie przychylniej. Do licha, podobała mu się dziewczyna, która staje do rozmowy z nim jak równy z równym. Nie mógł jej też ganić za to, że natknęła się w lesie na Arabellę, właściwie powinien to potraktować jako szczęśliwe zrządze¬nie losu - inaczej nie wiadomo, jak by się sprawy potoczyły. Jest poza tym niezwykle piękna, choć nazbyt szczupła jak na jego gust. Osobiście preferuje brunetki o obfitych kształtach, bardziej w typie Oriany. A w ogóle panna Stoneham została tu zatrudniona jako płatna towarzyszka Arabelli, Lysander zaś, w przeciwieństwie do swego brata, nie miał zwyczaju zadawać się ze służbą. Zanim zdążyli się zjawić Fabianowie i wszyscy zasiedli do kolacji, Clemency czuła się, jakby mieszkała w Candover Court co najmniej od tygodnia, a nie zaledwie jeden dzień. Lord Fabian, tęgi jegomość około pięćdziesiątki, za¬chowywał się jak przystało na prawdziwego dżentelmena. Traktował Clemency z dyskretną kurtuazją, podobnie zresztą jak jego żona. Lady Fabian, ubranej nieco modniej od męża, najwyraźniej odpowiadała podupadła świetność Candover Court. Mimo że pani Marlow wraz z pomocnicami uczyniły wszystko, co w ich mocy, nic nie zdołało ukryć postrzępio¬nych i wyblakłych zasłon czy też plam na jedwabnych draperiach. Lady Fabian, bliska kuzynka matki Lysandra, uważała zapewne, że trochę nieporządku w domu nie ma znaczenia i absolutnie nie brała tego krewnym za złe. Już od dawna utarł się wśród rodziny pogląd, że trzeci markiz nie dba o swoją fortunę, a po jego śmierci lord Alexander okazał się jeszcze gorszy. Lady Fabian nie widziała Lysandra od czasu, kiedy chodził do szkoły, lecz z opowieści krewnych wiedziała, że jest on z nich trzech najbardziej odpowiednim kandydatem do sukcesji. Starsza córka państwa Fabian, Adela, była początkowo zaszokowana panującą w majątku ogólną atmosferą znisz¬czenia i nieładu. W mniemaniu matki uchodziła za pannę dobrze wychowaną, chociaż może zbyt pochłoniętą poboż¬nymi praktykami i dobroczynnością. Minęły już trzy lata, jak została wprowadzona do towarzystwa, lecz dotąd nikt, nie licząc chorowitego wikarego z East End Mission, który cierpiał na polipy w nosie, nie zainteresował się nią. Chuda i wyjątkowo mało powabna, szczyciła się, że jest córką barona, a pokrewieństwo z markizem Storringtonem stało się dla niej dodatkowym źródłem satysfakcji - chociaż widziała go tylko raz, i to wiele lat temu. Nie przeszkadzało jej to w chełpliwym przypominaniu przyjaciołom o swoich znako¬mitych koneksjach. Nic więc dziwnego, że fatalny stan majątku i dworu były dla niej przykrą niespodzianką i tego niekorzystnego wrażenia nie poprawiły ani dumna postawa, ani ciemna karnacja kuzyna Lysandra. Jeśli dom popada w ruinę, pomyślała, taka już widać wola boska. Arabella wydała jej się bezwstydną flirciarą i miała tylko nadzieję, że nie wciągnie Diany w swoje gierki. Diana, młodsza córka Fabianów, zerkała za to z zazdrością na Arabellę, siedzącą po drugiej stronie stołu. Jaka jest śliczna i ożywiona! Ona sama, od wielu lat skazana na bogobojne kazania siostry na temat skromności i całej reszty cnót obowiązujących młodą chrześcijankę, marzyła o odrobi¬nie swobody, którą aż w nadmiarze cieszyła się Arabella. Nawet guwernantka jej młodszej kuzynki była piękna! Nauczycielka Diany, osoba o równie kanciastym wyglądzie, jak i charakterze, na pewno nie należała do osób, które bawią towarzystwo. Co do szacownego Gilesa Fabiana, który w mniemaniu wielu miał zadatki na misjonarza, wystarczyło, by tylko rzucił okiem na Clemency, a nie potrafił już myśleć o niczym innym. Nie zwracał uwagi na oburzenie i rzucane szeptem uwagi Adeli, że panna Stoneham to zwykła guwernantka, i że robi z siebie durnia. Przez resztę kolacji wpatrywał się w nią, ledwie tknąwszy potrawki z dziczyzny i grzybów. Clemency miała na sobie czarną jedwabną suknię, delikatnie Przymarszczoną pod szyją, która doskonale kontrastowała z jej złocistymi włosami i podkreślała zgrabną figurę. Lysander, ku zadowoleniu i uldze ciotki, już od dawna nie był tak spokojny i odprężony. Timson znalazł w piwnicy lalka butelek przedniego wytrawnego wina, które, o dziwo, przetrwało spustoszenia czynione przez Alexandra. Markiz rad zauważył, że przypadło ono do gustu lordowi Fabianowi. Najwyraźniej cnotliwe życie nie przeszkadzało kuzynowi delektować się jaśniejszymi stronami życia. W krótkim czasie Lysander uznał, że Fabian jest właściwie całkiem sympatycznym jegomościem z głową na karku, i postanowił przy pierwszej okazji wypytać go o kilka spraw tyczących posiadłości. Zmienił także zdanie o lady Fabian, która okazała się nadzwyczaj rozsądną i bezpośrednią kobietą. Co więcej, dzięki niej nawet ciotka Helena zachowywała się z mniejszą niż zwykle ekscentrycznością. Mniej czasu miał na ocenę młodszego pokolenia, co po części brało się z faktu, że nie dostrzegał tam nic interesujące¬go. Adela dała się poznać jako klasyczna świętoszka, nie mająca ani ujmującej figury, ani charakteru, Diana zaś to jeszcze niezdarna pensjonarka. Całą uwagę przeniósł na Gilesa. Młody człowiek gapił się, zupełnie oczarowany, na Cle¬mency. W oczach Lysandra pojawił się groźny błysk. Jeśli panna Stoneham zamierza usidlić swoim wdziękiem nieopierzonego młokosa, będzie musiała odejść. Choćby jej suknia! Wpraw¬dzie jest czarna, w kolorze odpowiednim do jej pozycji, ale ten wyzywający krój! Czy guwernantki noszą tak głęboko wycięte staniki? Panna Lane nigdy by się tak nie ubrała. Poczuł nagle niezrozumiałą złość i niepokój. Mimo że Clemency prowadziła ożywioną rozmowę to z lordem Fabia¬nem po lewej stronie, to z Arabellą po prawej, markiz przez resztę posiłku nie spuszczał wzroku ani z niej, ani z Gilesa. Arabella bawiła się przednio. Nawet nie narzekała, że z braku wystarczającej liczby mężczyzn posadzono ją między Clemency i kuzynką Adelą. Rozkoszowała się swoją pierwszą dorosłą kolacją i nic nie mogło jej zepsuć humoru. Podano jej nawet maleńki kieliszek wina! Szybko uznała, że Giles jej nie interesuje. Schadzka z młodym Baldockiem wypadła katastrofalnie, lecz Josh, w odróżnieniu od kuzyna, był przynajmniej prawdziwym mężczyzną. Starała się wyobrazić sobie młodego Fabiana w lesie wśród paproci, lecz nie potrafiła. Na jej dobre samopoczucie wpływała też Diana, która bez przerwy gapiła się na nią z takim samym wyrazem cielęcego zachwytu, z jakim jej brat patrzył na Clemency. Do tej pory zamieniły ze sobą zaledwie parę słów, lecz Diana wyraźnie pragnęła zostać jej przyjaciółką, że poruszyła do głębi samolubne serce Arabelli. Uśmiechnęła się do kuzynki, otrzymując w zamian promienny uśmiech. Lady Helena wstała tymczasem i poprowadziła panie do salonu, Lysander zaś wskazał ręką, by lord Fabian i Giles usiedli koło niego, i zaprosił ich na kieliszek porto. Timson postawił właśnie na stoliku butelkę i wyszedł. http://www.tom.edu.pl Pan Thorhill wyjechał w sobotę rano, a Clemency spędziła spokojne popołudnie z kuzynką. Pani Stoneham napisała do pana Jamesona, lecz do tej pory nie nadeszła odpowiedź, nie pojawiła się też w Abbots Candover wściekła pani Hastings. - Według mnie twoją matkę pochłonęły przygotowania do ślubu - stwierdziła uspokajająco pani Stoneham. Osobiście była zdania, że jest mało prawdopodobne, by Amelia Hastings pragnęła stałej obecności w domu swej pięknej, młodej córki. - Spodziewam się wieści od niej dopiero wtedy, gdy pan Jameson skonsultuje się z Ramsgate’ami. Na tym sprawa stanęła. Lysander otrzymał wiadomość od Thorhilla dopiero w połowie następnego tygodnia, a zawartość listu kompletnie zburzyła jego spokój. Pan Thorhill szczegółowo omówił przygotowania do wizyty panów Cromera i Bamstaple’a, a na koniec dopisał: Może pana zainteresuje, że panna Hastings-Whinborough ma na imię Clemency. Moim zdaniem to imię dość niezwykłe, chociaż urocze. Clemency pozostawała nieświadoma burzy, jaka już niedługo miała się nad nią rozpętać. Zdecydowała, że zielnik Arabelli i Diany nadaje się do oficjalnej prezentacji. Spędziła wraz z dziewczętami kilka pracowitych poranków, grupując liście i rysunki Arabelli z jednej strony oraz notatki Diany z drugiej. Clemency napisała krótkie wprowadzenie, w któ¬rym zachwalała pracowitość i zdolności swoich uczennic. Większą część środowego popołudnia poświęciły ostatecz¬nym poprawkom, a wieczorem przed kolacją Arabella zaniosła skończone dzieło do salonu i pokazała ciotce. Zielnik przechodził z rąk do rąk, wzbudzając entuzjazm i szczery podziw. Naturalnie lady Fabian interesował głównie wkład pracy Diany, a Giles uznał, że na szczególne uznanie zasługuje wykaligrafowany pięknie wstęp. Lady Helena, nie mając pojęcia o ukrytych talentach Arabelli, była tym faktem wielce zaskoczona. - Czy to naprawdę twoje malunki, Arabello? - Tak, ciociu. - I wszystko to twoje własne dzieła? - Oczywiście - odparła dziewczyna z niecierpliwością i spojrzała na Clemency. - Tak jest w istocie, milady. Arabella przejawia w tyra kierunku prawdziwy talent.

pod nosem samego siebie. Nie powinien był dopuścić do tego, by ich rozmowa zeszła na tak intymne tory! W jej obecności tracił zdrowy rozsądek. Poszedł ją poinformować, że może przestać nosić służbowy mundurek, ale wszystko potoczyło się nie tak, jak zaplanował! Napotkawszy wzrok Willow, zobaczył w jej oczach niewinność, Sprawdź Nie to zapewne Kara chciała usłyszeć od siostry i z tej najwyraźniej przyczyny szybko skończyła rozmowę. Alli natomiast zaczęła się zastanawiać, czy aby nie za ostro potraktowała siostrę, nie za mocnych uŜyła słów. Kara była na drugim roku studiów na Uniwersytecie Teksańskim, dobrze jej szło i Alli bała się, Ŝe przez tego „równego faceta" moŜe stracić rok. Alli zatrzymała auto przed duŜym domostwem. Na widok Marka, który stał w progu z dzieckiem na ręku, uśmiech rozjaśnił jej twarz. Mark usłyszał szum zbliŜającego się samochodu, wyszedł przed dom i zobaczywszy Alison odetchnął z ulgą. Rano widzieli się przez chwilę - Mark przedstawił Alli jej zastępczynię i wrócił na ranczo, by zwolnić pilnującą dziecka Christine. Zszedł po schodkach z werandy i obserwował, jak Alli wysiada z samochodu.