jest mordercą? Co powiemy Becky? Boże, Shep, nie widziałeś, co nam napisali na garażu?

gorsi są psychopaci, dla których zabijanie stanowi nie tylko hobby, ale i swoisty rodzaj rekreacji. 91 Quincy kiedyś jej pomógł. Teraz ona chciała mu się odwdzięczyć. Rainie jeszcze raz przyjrzała się mapie, ale przegapiła skręt. Zawróciła, mimo zakazu, po czym wjechała we właściwą drogę. Ulica była szeroka. Wzdłuż niej biegł kręty chodnik i rosło mnóstwo świeżo posadzonych magnolii. Nowa dzielnica i nowe pieniądze - pomyślała. Skręciła w ślepą uliczkę i oczy omal nie wyszły jej z orbit. Wielkie ceglane budowle kolonialne i wielkie powierzchnie zielonych trawników. Duże domy. Duże place. Ogrodzone posiadłości i bramy przy wjazdach. Wiedziała, że Quincy, człowiek dbający o zachowanie maksymalnego bezpieczeństwa, będzie miał dom w tego rodzaju okolicy, ale o czymś takim nie pomyślała. Dojechała do końca ulicy, gdzie z dala od jezdni stał mniej rzucający się w oczy ceglany dom. Rainie była pewna, że to dom Quincy'ego. Tylko przed tym jednym domem wszystkie krzewy zostały pieczołowicie wycięte, eliminując kryjówki dla ewentualnych intruzów. Popatrzyła na ogołocony plac i westchnęła. - Quincy, Quincy, Quincy - mruknęła. - Naprawdę musisz wziąć urlop. Podjechała do czarnej żelaznej bramy i wcisnęła guzik interkomu. Była http://www.tenfizjoterapeuta.com.pl/media/ do jadalni. Pozłacana francuska lampa. Rainie uświadomiła sobie, jak została wyrwana ze ściany i rzucona przez pokój. Na podstawie znajdował się niewielki ślad krwi i włosy. Jego? Jej? Zależy od tego, kto pierwszy chwycił lampę. Na przeciwległej ścianie kolejne rozbryzgi krwi. Ktoś znów dostał potężny cios. Prawdopodobnie Elizabeth. Krwawe ślady stóp na dębowym parkiecie. Rainie i Rodman poszły za nimi i weszły do kuchni utrzymanej w stylu hiszpańskim, w której na wyłożonym terakotą blacie leżał przewrócony duży drewniany bloczek z nożami. Mniejsze noże, te do warzyw lub steków, spadły na podłogę w chwili, gdy ktoś - on lub ona, ktokolwiek był pierwszy - jak oszalały usiłował chwycić jakiś większy nóż. Nie poszło dobrze. Znowu krew. Rozmazana na sporym kawałku granatowych kafelków i trochę większy odcisk na podłodze. Rainie mogła już to sobie wyobrazić. Spokojna, wytworna Elizabeth

pięćdziesiąt siedem kanałów, ale nie znalazła nic ciekawego. Wmawiała sobie, że nie ma nic do powiedzenia. Poza tym nie chciała, żeby wyglądało na to, że pragnie usłyszeć jego głos. Chciała traktować tę sprawę czysto zawodowo. Quincy jest tylko klientem. Cały dzień spędziła w dziwnym stanie, myśląc o tym, że właśnie tu mieszka Quincy i że ona pragnie usłyszeć jego głos. Wreszcie zadzwoniła. Dopiero Sprawdź Z pozycji, w której leżała, trudno było odczytać wyraz jego twarzy, tylko częściowo wydobytej z półmroku przez światło lampki. Rainie nie wiedziała, o czym agent mógł myśleć po dniach takich jak ten. Czy wciąż był podniecony, rozemocjonowany polowaniem? Czy może adrenalina już opadła, a pozostała tylko posępna refleksja, że kolejny potwór bezkarnie chodzi po świecie? Jeszcze jeden spośród wielu drapieżników, z którymi miał do czynienia od lat. Zmęczony? Ona padała z nóg. Była niespokojna, znowu w nastroju, w którym sobie nie ufała. Słowa George’a Walkera tłukły jej się po głowie. Nerwowe spojrzenie oficera Carra, kiedy próbował w taktownej formie powtórzyć oskarżenie Duncana. Rainie wiedziała, że nie powinna się tym przejmować. Ale tej nocy czuła się bezbronna i zmęczona. Miała dość udawania, że wie, co robi, podczas gdy od kilku dni poruszała się po omacku, a sytuacja z godziny na godzinę się pogarszała. Dzisiaj policjantka Lorraine Conner była wrażliwą, smutną kobietą. Spojrzała na szeroką