roli mordercy. Może po prostu trudno mi uwierzyć, że sprawcą jest dziecko, więc koncentruję

– Dopiero, gdy wyszło na jaw, że nie masz do prowadzenia go odpowiednich kwalifikacji. Rainie o mało piana nie wystąpiła na usta. Dzień zaczął się paskudnie. Już o siódmej odbyła pierwszą nieprzyjemną rozmowę z Sandersem. Najwyraźniej jednak nie potrafili się porozumieć, bo parę minut po jedenastej miała ochotę wziąć nożyczki i przekłuć ten nadęty balon. Jak on śmiał prosić prokuratora, żeby odsunął ją od sprawy! Jak śmiał próbować podciągnąć wydarzenia w Bakersville pod jurysdykcję stanową! Powinien chyba wiedzieć, że nie zadziera się z kobietą, która spała tylko cztery godziny. Rainie poderwała się zza naprędce skonstruowanego z kawałka dykty i dwóch kozłów biurka, które królowało w nowo powstałym „centrum operacyjnym” zespołu dochodzeniowego. Stanowisko dowodzenia mieściło się na strychu ratusza. Jednak od momentu, kiedy udało się zdobyć maszynkę do kawy i pojemnik chłodzonej wody, nowa kwatera wydawała się Rainie luksusowa w porównaniu z mikroskopijnym biurem szeryfa. Od samego rana policjantka Conner funkcjonowała na pełnych obrotach. Wstała o czwartej i żeby rozruszać mięśnie, długo, forsownie biegała. Potem przepisała na maszynie raporty z poprzedniego dnia, odbyła rozmowę z burmistrzem w sprawie kwatery głównej dla ich zespołu i przygotowała się do pierwszego spotkania z Abe’em. Wydawało jej się, że podstawowe zasady działania są jasne. Dochodzenie wymagało współpracy sił lokalnych i stanowych. Abe miał zająć się badaniem zebranych przez techników dowodów i wspierać pracę śledczą swoim sporym doświadczeniem. Rainie natomiast wraz z Lukiem i trzema http://www.tcoshop.pl/media/ się do Filadelfii. Jeśli mamy się dowiedzieć, co jest grane, musimy skupić się na tym, co dzieje się tam. - Tu jednak nadal dzieją się różne rzeczy! - Mówisz o tych głupich telefonach? O martwych zwierzakach? Masz rację, dzięki pobytowi tutaj dowiedzieliśmy się naprawdę dużo. - Montgomery popatrzył na nią z góry. Rzeczywiście niewiele się tu działo. W Filadelfii zaś napadnięto i brutalnie zamordowano biedną Bethie. Wczoraj Everett zawiadomił Glendę, że z domu opieki na Rhode Island porwano ojca Quincy'ego. Natychmiast wyznaczono trzech agentów do poszukiwania Abrahama Quincy'ego, chociaż nikt nie miał złudzeń po tym, co się stało z byłą żoną Pierce'a. Owszem, tam coś się działo. Tutaj po prostu nic. Glenda siedziała na miejscu i wysłuchiwała okropności opowiadanych przez różnych świrów.

wziął prysznic i zmienił ubranie. Glenda czuła się jak pokrzywdzona żona. - Gdzie byłeś? - spytała. - W Filadelfii, oczywiście - odburknął Montgomery. Wszedł do środka i kopniakiem zamknął drzwi. Zrzucił z siebie płaszcz. - Miałeś pomagać mi pilnować domu Quincy'ego! 185 Sprawdź ca wszystko, co powiedziałam. Kto wie, do czego są zdolni zrozpaczeni ojcowie! - Zrozpaczeni? - powtórzyła sceptycznie Rainie. Wreszcie Mary zaczerwieniła się i odwróciła głowę. Nadal nerwowo splatała i rozplatała palce. Rainie doszła do wniosku, że to będzie cud, jeśli takie kręcenie głową nie skończy się kontuzją kręgosłupa. Wzięła głęboko wdech. W zamyśleniu skinęła w stroną Mary. Nie śpieszyła się. Zaczęła prze chadzać się po pokoju. - Piękne meble - skomentowała. Mary się nie odezwała. Wyglądała tak, jakby za chwilę miała się rozpła¬ kać. - Mąż musiał dużo za to zapłacić. - Większość z tych rzeczy Mark odziedziczył - mruknęła. - Mimo to robią wrażenie. Na pewno byłaś zdumiona, kiedy zobaczyłaś