Drapała się po szyi. Złamała paznokieć. Popłynęła krew. Kręciło jej się w głowie. A płuca, o Boże, płuca... Zaraz pękną! Napastnik brutalnie podciągnął pętlę wyżej; skóra wbiła się w miękkie ciało pod brodą. Oczy wyszły Lucy na wierzch. Całe ciało przeszył koszmarny ból. Umrze! Tu, pod własnymi drzwiami! Szarpała się histerycznie w nadziei, że kopnie napastnika lub drzwi, że narobi hałasu! Obudzi sąsiadów! Zrobi, co tylko się da! Myśli wirowały jej w głowie, urwane wizje rodziców w domu; jeszcze nie wiedzą, że już nigdy jej nie zobaczą, i babcia w Santa Barbarą, i jeszcze Kurt, jej niby chłopak... Oczy uciekły jej pod czaszkę, płuca daremnie domagały się tlenu, wola życia uciekała z bezwładnego ciała. Ręce i nogi były ciężkie jak z ołowiu. Marzyła tylko o jednym – hauście powietrza. Nie mogła już walczyć, nie zdołała zachować przytomności. Ręce jej opadły i jak przez mgłę czulą, że napastnik pozwala jej się osunąć na betonową posadzkę. Zanim otoczyła ją litościwa ciemność, Lucy pomyślała jeszcze o Laney... Słodkiej, ufnej, głupiutkiej Laney. Rozdział 11 Bentz wrócił? – Russ Trinidad zmarszczył brwi nad drinkiem. Przyglądał się szkockiej w swojej szklance, jakby liczył, że w alkoholu znajdzie rozwiązanie wszystkich zagadek http://www.tarczeprostokatne.info.pl Francuskiej. Udało mu się zaparkować dwie przecznice od placu Jacksona. Wspierając się na przeklętej lasce, szedł do sklepiku Olivii. Jego zdaniem była to zwykła pułapka na turystów. Olivia lubiła poznawać nowych ludzi i dobrze jej się pracowało z twardą, szczupłą, elegancką ciemnoskórą sprzedawczynią, która tkwiła w Trzecim Oku od lat, i z Mandą, która niedawno dołączyła do personelu. I tak Liwie postanowiła zostać, póki nie ukończy studiów i nie otworzy własnego gabinetu. Bentza przeszywał dreszcz, ilekroć przekraczał próg sklepu. Większość przestrzeni sklepowej zajmowały półki pełne różnych gadżetów związanych z New Age – kryształy, przedmioty religijne, książki o wudu, różańce, miniaturowe łebki aligatorów łypiące błyszczącymi ślepkami. I jeszcze lalki – najróżniejsze lalki. Przywodziły mu na myśl martwe dzieci, ilekroć patrzył na malowane buzie, sztuczne uśmiechy, oczy osłonięte plastikowymi rzęsami. Lalki stanowiły najnowszy dodatek do oferty sklepu i, jeśli wierzyć O1ivii, okazały się wielkim sukcesem; te najrzadsze, najdroższe, znacznie
S, terieropodobny kundel jego drugiej żony O1ivii. Spłoszona wiewiórka czmychnęła na wysoką sosnę. Hairy, którego ochrzczono na cześć Harry’ego S. Trumana, ulubionego prezydenta babki O1ivii, dosłownie oszalał. Obszczekiwał pień, usiłował się wspinać na gałęzie, a wiewiórka kpiła z niego w żywe oczy, siedząc spokojnie na wysokim konarze. – Hairy, cicho! Sprawdź wielka szkoda, że musiałam ją zabić, ale prawda jest taka, że zawsze mnie wkurzała. Co to za policjantka bez jaj? Parkuję w zaułku i wycieram wszystkie powierzchnie na wszelki wypadek, na wypadek, gdybym w drodze z restauracji zostawiła odciski palców. Rzucam rękawiczki na tylne siedzenie, polewam wszystko benzyną i pocieram zapałką o trzaskę. Syk. Mały płomyk na chwilę rozjaśnia noc. Przez otwarte okno ciskam go na rękawiczki. Ogień! Tylne siedzenie staje w ogniu, po chwili płonie cały samochód. Cudownie, myślę sobie i ruszam biegiem, i wtedy go widzę. Facet na motorze jedzie za mną. Cholera. Puls mi przyspiesza, pocą mi się dłonie i czoło. A jeśli mnie widział przy samochodzie? Jeśli zdoła mnie opisać? Jeśli... Uspokój się! Nie widział cię. Owszem, pewnie znajdzie płonący samochód, ale o to ci