na pewno nie, jeśli chodzi o trzymanie języka za zębami. On chętnie

się jednak inny nastolatek, młodszy od tamtego, za to z jeszcze szerszym, cwaniackim uśmiechem na twarzy Diaz podał mu kluczyki i pieniądze. Chłopak wskoczył za kierownicę i odjechał bez zwłoki. - Bracia? - spytała Milla. - Nie moi. - Chodziło mi o to, czy ci dwaj od samochodu są braćmi? - Możliwe. Mieszkają w jednym domu. Ale mogą być tylko kuzynami. Milla i Diaz przeszli przez most graniczny do El Paso i wsiedli do samochodu Diaza. - Dokąd? - zapytał. - Z powrotem do biura czy do domu? - Do domu - chciała się przebrać, tym bardziej że po posiłku spódnica opinała ją jeszcze mocniej. - A potem, jeśli byłbyś tak miły, do biura. Jeśli nie masz czasu, wezmę taksówkę. Chciała zabrać spod biura własny samochód, musiała jakoś tam dojechać. - Nie ma sprawy - odparł Diaz. an43 231 http://www.szkolarodzeniazelazna.com.pl mężczyzna opadł na ręce i kolana, rzężąc i sapiąc ciężko. Milla bezwładnie leżała na brzuchu tam, gdzie ją położył, niezdolna do żadnego ruchu. Jej ciało ważyło chyba z tonę, nawet ruszenie palcem wymagało teraz heroicznego wysiłku. Nadbrzeżna skała była ciepła od słońca, jasne promienie ogrzewały przemarznięte ciało kobiety Woda spływała z jej ubrania i włosów. Milla zamknęła oczy, wsłuchując się w dwa ciężkie, wymęczone oddechy, w przyspieszony rytm krwi pulsującej w żyłach. Przeżyli. Może zasnęła, może straciła przytomność. A może coś pomiędzy. Po nieokreślonym czasie zdołała przewrócić się na plecy, pozwalając słońcu ogrzać mokrą i zmarzniętą twarz. Wciąż ciężko oddychając, w niemal radosnym oszołomieniu zwróciła oczy ku

przyjemny akcent w całym dniu. O dziewiątej trzydzieści ostatnia wyprana partia ciuchów była już w suszarce. Milla nakleiła znaczki na listy, które musiała wysłać; po namyśle postanowiła zanieść je na pocztę, zamiast wrzucać do pobliskiej skrzynki. I tak miała jeszcze rachunek z karty kredytowej do uregulowania. Wzięła kluczyki od samochodu i sprawdziła jeszcze, Sprawdź cokolwiek raz jeszcze wybrała numer komórki Diaza. Ku jej zaskoczeniu Diaz odebrał telefon. - Gdzie byłeś? - prawie krzyknęła na niego, czując, jak czerwienieje jej twarz. Powiedziała to tak, jakby miała pełne prawo wiedzieć. Pomyślała nad tym przez chwilę i stwierdziła, że owszem, ma takie prawo. Byli przecież razem, a ona martwiła się o niego. Cisza trwała dokładnie trzy uderzenia serca. - Miałem zapytać cię o to samo. - Komórka mi się zepsuła, nie przyjmuje rozmów przychodzących. Ja mogę dzwonić, ale to wszystko. - Ja miałem wyłączoną komórkę. - Dlaczego?