- W czym mogę pani pomóc? - Duży facet mówił z południowym akcentem.

na piaszczystym podjeździe i na oślep trafiła kluczem w zamek. Weszła do środka. Nikt jej nie witał. Tak urządziła sobie życie, ale tym razem pustka tylko pogłębiła jej przygnębienie. Obeszła cały dom, zajrzała do obu sypialń, zapaliła lampy. Przestrzeń wciąż wydawała jej się przytłaczająca. Nie mogła wyrzucić z pamięci słów Quincy’ego. Wciąż czuła na skórze zapach jego wody kolońskiej. Dlaczego nie powiedziałaś mi o strzelbie, Rainie? Dlaczego nie powiedziałaś, że znikła z policyjnego sejfu? Weszła do kuchni i otworzyła lodówkę. Dwanaście butelek piwa, pół kilograma sera Tillamook, kwarta przeterminowanego mleka. Mało zachęcające. Wyszła na werandę. Las wokół domu był czarny. Księżyca zaczęło ubywać i Rainie z trudem dostrzegała, gdzie kończą się czubki sosen, a zaczyna aksamitne niebo. Nocny chłód przyprawił ją o gęsią skórkę. Skrzyżowała ręce, żeby się ogrzać. Obeszła werandę raz i drugi. Dlaczego nie powiedziałaś mi o strzelbie, Rainie? Dlaczego nie powiedziałaś, że znikła z policyjnego sejfu? Nie mogła. Postąpiła jak idiotka, decydując się na tę wizytę. Quincy był silny. Uwierzyła, że poradzi sobie z tym, co od niej usłyszy. Czuła się ostatnio taka zmęczona, potrzebowała pomocy. http://www.sluby-zakopiec.com.pl/media/ – Nareszcie ktoś szczery w organach ścigania. – Chcę też porozmawiać z Danielem O’Grady. W tę odpowiedź Rainie akurat mogła uwierzyć. Nie była tylko pewna, co się za nią kryło. Przechyliła krzesło do tyłu i z roztargnieniem położyła jedną nogę na biurku, a potem skrzyżowała na niej drugą. Mięśnie wciąż ją bolały po porannym biegu. Przeciągnęła się, rzucając agentowi specjalnemu Pierce’owi Quincy kolejne taksujące spojrzenie. Doświadczony, pomyślała, zna się na swoim fachu. Pewnie po czterdziestce. Lekka siwizna na skroniach pasowała do krótko przystrzyżonych włosów i eleganckiego garnituru. Dodawała powagi. Rainie była gotowa się założyć, że agent specjalny Pierce Quincy robił wiele, żeby podkreślić swój autorytet. Chociaż nie musiał się bardzo wysilać. Wystarczyło spojrzeć w jego oczy o świdrującym, twardym spojrzeniu. Facet widział w życiu niejedno. Nic go już pewnie nie przerastało. Przez chwilę Rainie szczerze mu zazdrościła. – Tropiciel? – zapytała, choć właściwie znała odpowiedź.

– Bo ja to ja! Bo nie jestem głupi i, Bóg mi świadkiem, zależy mi na tobie! I ja też nie jestem ci obojętny, inaczej nie przychodziłabyś do mojego pokoju co wieczór, szukając rozmowy. No więc proszę. Pogadajmy, Rainie. Chcesz mówić. A ja chcę słuchać. Dalej. Miejmy to już za sobą! – Nie wierzę w te wszystkie brednie. – A ja nie wierzę, że zapomniałaś nazwisko faceta, który ponoć zabił twoją matkę. Sprawdź między Berthie a ich młodszą córką były napięte od zeszłego roku, kiedy to Kimberly oświadczyła, że zamierza studiować socjologię na Uniwersytecie Nowojorskim. W przyszłości chciała zostać agentem FBI. Jak ojciec. Wciągnął na siebie stare sportowe szorty i szarą koszulkę. Na ulicy przeniknął go ostry chłód poranka. Biegnąc, Quincy wciąż rozmyślał o krzyku umierającej dziewczynki i o jej niezłomnej wierze. I o swojej córce, i o tragedii, przed którą nie zdołał jej uchronić, mimo tylu lat starań, by świat był bezpiecznym miejscem. A potem zaczął myśleć o Rainie, jej podkrążonych szarych oczach i silnie zarysowanym, upartym podbródku. O tym, jak przyjmowała ciosy i znowu stawała do walki. Kiedyś wydawało mu się, że izolacja jest skuteczną ochroną. Koncentrując się wyłącznie na pracy, można zrobić coś dla ludzi, dla swojej rodziny. Słuchał, jak umierała trzynastoletnia dziewczynka, ale nie dotarło do niego znaczenie jej słów. Quincy miał już swoje lata, a mimo to ciągle się uczył. Biegł przez jakiś czas, czując na policzkach chłód czystego górskiego powietrza. W żyznej dolinie budził się piękny dzień. Quincy zrozumiał, dlaczego Rainie