Jedyną osobą, której uczuć nie potrafił rozszyfrować, był markiz. Lysander rzadko rozmawiał z panną Stoneham i starał się raczej nie wchodzić jej w drogę, mimo to lord Fabian wyczuwał z jego strony zainteresowanie. Wspomniał kiedyś o tym żonie. - Mój Boże, mam nadzieję, że to nieprawda - odparła dobra kobieta. - Biedny Lysander! Byłoby wielką nieroz-tropnością, gdyby odczuwał słabość do panny Stoneham. - Na szczęście, to nie nasza sprawa - rzekł lord Fabian. - Ale jeśli tak jest, szkoda mi go, Mario. Lubię twojego kuzyna, a ma już wystarczająco dużo kłopotów na głowie. Lady Fabian przyznała mu rację. Teraz, rozglądając się po towarzystwie, przypomniała sobie tamtą rozmowę. Zauwa¬żyła, że Lysander jest pochłonięty rozmową z panną Baverstock i sprawia wrażenie zadowolonego. Ale oto zerknął nagle na Clemency. Nie było to spojrzenie zakochanego. Lady Fabian nie dostrzegła w nim żadnej czułej delikatności, niczego, co potwierdzałoby domysły męża, Jednakże, na pewno nie było obojętne. Obiad dobiegł końca, właśnie zniknął ostatni kawałek placka ze śliwkami. Lysander oparł się o pień drzewa i z wolna gryzł jabłko. W misce z wiśniami widać było dno, a koło jednego z koszy leżała sterta pustych butelek. Nikt nie miał ochoty wstawać. Oriana wprawiła w osłupienie Adelę i Dianę, kładąc się na plecach na trawie i zamykając oczy. Mark przeniósł wzrok z Arabelli na Clemency, po czym rzekł: - Arabello i Diano, co z waszym zielnikiem, o którym tyle słyszałem? Może się przejdziemy? Diana wyprostowała się, niepewna, co powiedzieć, jednak Arabella machnęła tylko ręką i rzuciła: - Za gorąco. - Chodźmy w takim razie popluskać się w wodzie. - W wodzie? - Arabellą aż usiadła z wrażenia. - Czemu nie? Jest upał i mały spacerek po wodzie na pewno nas ochłodzi. Clemency pozbierała myśli. Pan Baverstock nie może pójść sam z Arabellą, nie będzie to przyzwoite. Zatem musi iść z nimi. - Pochlapać się w wodzie? - wtrącił niespodziewanie lord Fabian. - Cóż, dlaczego by nie? Niech pani zostanie, panno Stoneham, zapewne czuje się już pani zmęczona, cały dzień na nogach. Dobrze, panie Baverstock, niech pan weźmie dzieci nad wodę. Giles, ty pójdziesz również. Będziesz miał oko na nasze dziewczęta, dobrze? Mark rzucił mu spojrzenie pełne niechęci, które lord Fabian łaskawie zignorował. - Mamo, czy będę mogła pójść z nimi? - zapytała raptem Diana, nieco przerażona wizją zdjęcia pończoch i pokazania wszem i wobec gołych stóp. - Naturalnie, moja droga - odparła lady Fabian, właściwie interpretując spojrzenie męża. - Schowacie się z Arabellą za drzewo, zdejmiecie pończochy i zostawicie je tam. Nie oddalajcie się jednak zbytnio. Panie Baverstock, dziękuję bardzo, to wyśmienity pomysł. - Nie przyłączy się pani do nas, panno Stoneham? - zapytał z nadzieją Mark. - Taka wspaniała, chłodna woda. Jestem pewien, że pani nie odmówi. - Proszę nam towarzyszyć - pisnęła Diana. http://www.restauracjabracka.pl R S nią nogi. Na szczęście siedziała, więc mogła mu się na spokojnie przyjrzeć. Jego zazwyczaj starannie ułożone czarne włosy sprawiały wrażenie potarganych, a ciemniejsze niż noc za oknem oczy pełne były niewypowiedzianych tajemnic, Ale jedno było pewne: spędził wieczór z Camryn. Jego policzek zdobiła smuga krwistoczerwonej szminki. Willow poczuła się tak, jakby ktoś wbił jej w serce zardzewiały gwóźdź. - Dobry wieczór - przywitała się, z trudem odrywając wzrok od czerwonej smugi. - Ma pan ochotę napić się czegoś? Może gorącej czekolady? Albo... - Nie, dziękuję. - Uśmiechnął się przekornie. - A pani dlaczego
nie traktował ich serio. I choć Nita była innego zdania, nie było oczywiste, Ŝe Devlinowie są w to zamieszani. - Dostałaś znowu list z pogróŜkami? - Nie. - A więc sytuacja się uspokaja, wszystko wraca do normy? Nita zmruŜyła oczy. Sprawdź Alli osłupiała. Ujrzała Marka z całkiem innej strony, jako człowieka wraŜliwego, czułego wujka. Gdy jego brat i bratowa zginęli tragicznie, Mark, wówczas dwudziestoośmioletni męŜczyzna, był zupełnie nieprzygotowany do roli ojca, lecz bardzo się starał sprostać temu zadaniu. Nie ze wszystkim dawał sobie radę, i stąd ta zaskakująca prośba. - Studiuję informatykę i dwa razy w tygodniu muszę być na uczelni, w środy i czwartki. - śaden problem, w te dni ja będę w domu. Paradoks, pomyślała Alison. NajwaŜniejsze w tym wszystkim jest to, Ŝe musiałaby, na Boga, zamieszkać na ranczu. W domu męŜczyzny, w którym jest zakochana! Jak ona to wytrzyma? Jak zniesie tę bliskość? Nawet wspólne przebywanie w firmie stanowiło dla niej problem, a co dopiero mieszkanie pod jednym dachem. Była u niego kiedyś, by podpisał jakieś dokumenty, wiedziała więc, Ŝe dom jest duŜy,