pierwszaka.

Wzruszył ramionami. - Nie powiem. - Dlaczego? Jestem silna. - Cii. - Pogłaskał ją po policzku. - Nie o to chodzi. Splotła palce z jego palcami. - A o co? - W twojej ufności znajduję pociechę, Victorio. - Mojej ufności? - I wrażliwości. Nie chcę ich w tobie zniszczyć. Przez chwilę milczała. - To miłe, co powiedziałeś - szepnęła w końcu ze łzami w oczach. - Kiedy śledztwo dobiegnie końca, chyba spróbuję zarządzać posiadłościami Thomasa i interesami rodziny oraz postaram się nie zrobić z siebie osła w parlamencie. - Ale to już nie są posiadłości twojego brata - zaprotestowała. - Teraz należą do ciebie. Podobnie jak miejsce w Izbie Lordów, Grafton House i... - I co? http://www.rejack.pl/media/ umierania jego żony i nagłej śmierci syna. Decyzja Lucy o przeprowadzce do Vermontu była ostatnią kroplą przepełniającą czarę goryczy. Barbara wiedziała, że Jack nie akceptuje metod wychowawczych swojej synowej. Madison tęskniła do prawdziwego życia, J.T. w towarzystwie swych brudnych wiejskich przyjaciół robił, co chciał. Ale Jack nigdy w życiu nie uczyniłby ani nie powiedział niczego, co mogłoby zbudzić Lucy z jej słodkiego snu. W takim razie musiała to zrobić ona. I wreszcie się na to zdobyła. Ludzie mogli jej nie doceniać, sądzić, że znają ją na wylot, ale ona i tak wiedziała swoje. Wiedziała, że ma wystarczająco wiele odwagi i samodyscypliny, by przeprowadzić to, co sobie

strzał zrobił swoje. Od tamtej chwili J.T. nie odezwał się ani słowem. Był przestraszony. On też przeszedł pranie mózgu. Barbara zamierzała wysłać tę dwójkę dzieciaków do Waszyngtonu na dobrą terapię. Nie chciała, by wychowawcze metody ich matki pozostawiły trwałe blizny na ich psychice. Sprawdź więc kolacja upłynęła w miłej atmosferze. Gdy późnym wieczorem odprowadził gości do powozu, Victoria z niecierpliwością czekała na niego w holu. - Lubię twoją rodzinę - stwierdziła. Sinclair zerknął na kamerdynera. -Dziękuję, Milo. Już nie będziesz dzisiaj potrzebny. Sługa się ukłonił. - Dobranoc, milordzie. - Dobranoc, Milo - powiedziała Victoria z uśmiechem. Kamerdyner złożył pracodawcom jeszcze jeden ukłon i ruszył w stronę pomieszczeń dla służby. Gdy zniknął z widoku, Sinclair odwrócił się do żony. - Chodź - powiedział i skierował się ku schodom.