wiązów pasło się stado krów. - Ale nie to było najgorsze. Panna Grenville oparła brodę na ręce. - Tak podejrzewałam. - Wydał przyjęcie i w tajemnicy przede mną zaprosił wuja Monmoutha. - Mój Boże! - Lucien Balfour jest złym człowiekiem i nie powinnam nigdy przyjmować posady w jego domu. - Przyjaźni się z twoim wujem? - Na pewno nie. Po prostu starał się doprowadzić do pojednania dla własnej wygody. - Wygody? Alexandra uderzyła w parapet, aż zabolała ją ręka. - Nawet nie pytaj. Nie potrafię tego wyjaśnić. - Lex, cieszę się, że tu jesteś. Bardzo mi się przyda twoja pomoc. - Ale? - Ostatnio zawsze było jakieś „ale”. - Muszę teraz myśleć o Akademii... - Rozumiem. - Łzy popłynęły jej po policzkach. Rzeczywiście nie miała teraz gdzie się podziać. - Pozwól mi dokończyć, głuptasie. Jesteśmy instytucją edukacyjną, a nie schroniskiem dla chorych z miłości uciekinierek. Muszę być pewna, że zamierzasz tu zostać. - Nie jestem chora z miłości! - obruszyła się przyjaciółka, wycierając oczy. - http://www.rehabilitacja-swinoujscie.com.pl - To nie do wiary! Ciągle tylko ty, ty, ty! Jesteś prawie taka sama, jak Bebe, Missy i cała ta reszta. Samolubna! Zajęta wyłącznie sobą! Nie obchodzi cię nikt poza własną osobą. Byłam głupia, że uwierzyłam w twoją przyjaźń. Gloria przycisnęła ręce do brzucha, jakby za chwilę miała zwymiotować. - Jestem twoją przyjaciółką, Liz - jęknęła. - Uwierz mi, błagam. - Nie wiesz nawet, co znaczy przyjaźń. Posłużyłaś się mną. Byłam ci wygodna. A ja, idiotka... - Nie kończąc zdania, Liz odwróciła się ku drzwiom. - Straciłam wszystko. Szanse na dobry college, na życie inne... niż tutaj. Wiesz, jak wyglądają szkoły publiczne w naszej dzielnicy? Nie wiesz. Skąd niby miałabyś wiedzieć, ty... ty rozpuszczona bogaczko. Niepokalanki to była moja jedyna nadzieja. - Proszę, Liz - szepnęła Gloria ze łzami w oczach. - Nie mów tak. Jesteś moją najlepszą przyjaciółką. - A ja myślałam, że ty moją. Żegnaj, Glorio. ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY PIĄTY Zgodnie z szyderczą radą Hope, Santos poszedł porozmawiać z Lily. Opowiedział jej o Glorii, o tym, jak się w niej zakochał, zrelacjonował rozmowę z jej matką i powtórzył plugastwa, które od niej usłyszał. Mówił o swojej wściekłości, o obawach, w końcu zadał Lily pytanie rzucone przez Hope. Blada i wstrząśnięta pochyliła nisko głowę. Santos usiadł obok niej na kanapie. - Kim ona jest? - zapytał cicho, ujmując dłoń starszej pani. Lily długo nie odpowiadała, a kiedy w końcu podniosła wzrok, Santosa zdjęło przerażenia. - Ona... jest moją córką. Oniemiał, zdumiony i zaszokowany. Hope córką Lily?
- Rzeczy, przedmioty nie są ważne, Todd. Nic dla mnie nie znaczą. A jeśli mnie zabijesz, też niewielka strata. Nie mam po co żyć. Nie czekając na odpowiedź, podeszła do drzwi. W progu odwróciła się jeszcze i zaproponowała: - Zawrzyjmy układ, Todd. Ja nie oczekuję niczego od ciebie, ty nie oczekuj niczego ode mnie. Jeśli nie będziesz zadawał mi żadnych pytań, i ja o nic nie będę pytała. I nie obchodzi mnie, czy rzeczywiście nazywasz się Todd Smith, czy nie. Santosa obudził nęcący zapach smażonego boczku. Przed oczami miał jeszcze wydarzenia ostatniej nocy: jazda z przypadkowym kierowcą, atak, wypadek, niezwykłe uczucie nieważkości, kiedy oślepiony reflektorami wpadł prosto pod koła nadjeżdżającego samochodu. Ogarnęło go przerażenie na myśl o tym, co mogło się stać. Gdyby Lily Pierron nie pojawiła się w krytycznym momencie na pustej drodze, albo gdyby jechała szybciej, prawdopodobnie już by nie żył. A potem - mogła przecież wezwać policję. Otrząsnął się, jakby chciał odpędzić złe myśli i uspokoić rozdygotane serce. Sprawdź - Przyłapała mnie pani na chwili słabości. - Nie zdawałam sobie sprawy, że pan również jej ulega. Na pewno słyszał plotki, bo inaczej nie kłopotałby się dodawaniem jej otuchy. Po prawdzie, był chyba jedynym arystokratą w Londynie o reputacji gorszej niż jej własna. - Sam jestem zaskoczony. - Niech pan będzie ostrożny, milordzie. Niebezpiecznie pan łagodnieje. Nie zdążył nic odpowiedzieć, bo podszedł do nich wysoki, jasnowłosy dżentelmen. Podał rękę Kilcairnowi, ale spojrzeniem biegał od Alexandry do Rose, jakby nie mógł się zdecydować, na kim skupić uwagę. - Robercie, widzę, że wyrwałeś się spod matczynych skrzydeł - powiedział hrabia. - Zabrałem ją ze sobą, bo uważa, że życie tutaj jest dużo bardziej ekscytujące niż w Lincolnshire. Lucien zmrużył oczy.