flanelowej koszuli. Zadrżała, uświadomiwszy sobie, że nie wzięła ze

wymyślonego. Była tylko jedna osoba na świecie, której uszło na sucho zadarcie z Pavonem. Ta świadomość wciąż w nim była, tkwiła jak gorzki węzeł zawiązany na trzewiach, z którym musiał żyć. Ale on nie zapomniał, nie porzucił myśli o zemście. Jego czas nadchodził: wolno, ale nieubłaganie. Któregoś dnia skrzyżują się ich ścieżki, a wtedy ta jankeska suka pożałuje, że w ogóle się urodziła. Dziesięć lat czekał, żeby odpłacić jej za utratę oka. Miał okazję ją dorwać już setki razy, wciąż przyjeżdżała przecież do Meksyku ze swoimi durnymi pytaniami, natrętnie węszyła. Ale Gallagher mówił „nie", twierdził, że ona siedzi za wysoko na świeczniku, że jej zniknięcie wywoła za duży ferment i będzie ich kosztować, w najlepszym przypadku, kupę kasy za nakłonienie pewnych służb do przymknięcia oczu. W gorszym wypadku mogliby nawet obaj skończyć w więzieniu, w Stanach albo w Meksyku - zależy, gdzie by ich schwytano. Jeśli miałoby do tego dojść, Pavon zdecydowanie preferował amerykańskie pudło: przynajmniej każdy miał tam klimatyzację, papierosy i kolorowy telewizor. an43 http://www.recidivist.pl za to, co zrobił jej: za ból, cierpienie i traumę. Patrzyła tępo przed siebie. - Mówiłam ci, że pchnięto mnie nożem. Straciłam nerkę. - Całe szczęście, że miałaś drugą. - Byłam przywiązana do obydwu - syknęła. Wciąż pamiętała paroksyzmy bólu, straszliwe drgawki, które trzęsły jej bezwładnym ciałem wtedy, na targu, w rosnącej kałuży krwi. Z jedną nerką radziła sobie świetnie, oczywiście. Ale co będzie, jeśli ta nerka kiedyś wysiądzie? Odetchnęła głęboko i zmusiła się, by wrócić do właściwego tematu rozmowy. - Nie zabijaj go - powiedziała. - Proszę. Muszę z nim porozmawiać.

wsparcie dla fundacji. Trzymam go za słowo. - To dobrze. Nie sądzę, aby okazał się tak małostkowy Nie znam go zbyt dobrze, ale nie wygląda na obrażalskiego gościa. Milla zaśmiała się. Nie, True nie był obrażalski. Uświadomiła sobie, że od bardzo dawna o nim nie myślała. W zasadzie jej myśli kręciły się wokół dwóch kwestii: pracy i Diaza. Sprawdź naprawdę Justin. Mogła się przecież mylić, dotrzeć do innego dziecka. Nawet po zobaczeniu wszystkich papierów, nawet mimo silnego wewnętrznego przekonania musiała zobaczyć, by ostatecznie uwierzyć. By pozwolić sobie na uwierzenie. To był Justin. I wyglądał zupełnie jak David. Milla upuściła lornetkę i ukryła twarz w dłoniach. Jej ciałem wstrząsnął gwałtowny szloch przerywany krótkim nerwowym śmiechem. Wkońcu sama już nie wiedziała, czy płacze, czy się śmieje. Siedziała tam aż do końca długiej przerwy, gdy nauczyciele zapędzili rozbawione dzieciaki z powrotem do budynku z żółtej cegły. Patrzyła, jak chłopiec wbiega do środka, jak listopadowe słońce błyszczy w jego złotych włosach. Wskoczył z impetem na ostatni schodek i śmiejąc się, zniknął za podwójnymi drzwiami.