- Ponieważ zaproponowałeś mu układ, uważa, że jest ci coś winien?

skończy dziesięć lat. - Lepiej sobie nie wyobraŜaj - rzekła Alli, chichocząc. - Masz rację. PoŜyjemy, zobaczymy. Serce Alli zaczęło mocniej bić. On powiedział to tak, jakby z góry zakładał, Ŝe ona jeszcze tu będzie. śe będzie dla niego pracować. Nie zdąŜyła jednak zadać pytania w tej kwestii, bo pojawiła się przy ich stoliku kelnerka i czekała na zamówienie. - Witam państwa - rzekła. Alli mierzyła wzrokiem atrakcyjną blondynkę o jaskrawoniebieskich oczach, która podała im kartę dań. - Gavin interesuje się nią - powiedział Mark, kiedy kelnerka odeszła, by przynieść im napoje. - Kim? - zapytała Alli. Mark uśmiechnął się. - Naszą kelnerką. - Szeryf Gavin 0'Neal? Mark zachichotał. - Tak. Mówi, Ŝe co wieczór będzie tu przychodził na kawę. Oby nie wpadł przy okazji w uzaleŜnienie nie tylko od kawy. Alli skinęła głową, zastanawiając się, czy moŜe Mark teŜ jest uzaleŜniony od jakiejś kobiety. Wiedziała, Ŝe się z kimś spotyka, bo często odbierał od kobiet http://www.radkowskiewioski.pl który trzymała w dłoni. - Co pijesz? - Gorącą czekoladę - odpowiedziała, wstając ze swojego miejsca za stołem. - Może też masz ochotę? Pokręcił przecząco głową. - Nie, dziękuję. Zjadłem późną kolację i wypiłem stanowczo zbyt wiele kaw. - Jak gra? - Camryn pokonała mnie już przy drugim dołku. Świetnie grą w golfa. Od kilku lat co roku zdobywa tytuł klubowego mistrza kobiet, a ja rzadko ostanimi czasy grałem. Mam jednak nadzieję, że uda mi się szybko nadrobić zaległości. Willow zauważyła, że jej pracodawca opalił się. Bijący z policzków blask podkreślał magnetyzm jego spojrzenia.

- Pozory często bywają mylące, mamo. Lizzie jest równie agresywna jak piękna, jej siostra sprzeciwia się wszystkiemu, co powiem, a najmłodszy Mikey krzyczy tylko „nie". - Ach - mruknęła,Gemma kojąco. - Widzę, że nie będzie ci łatwo, ale powiedz mi jedno - spytała, nim Willow zdołała poinformować, że jutro zamierza rzucić tę pracę. - Gdy patrzysz Sprawdź Zdjął jej rękę z ramienia. - Znam już wszystkie sztuczki. Trzymaj się, Sam. ROZDZIAŁ SZEŚĆDZIESIĄTY PIĄTY Kilka godzin później Santos i Jackson zajechali przed klub Chopa Robichaux na Bourbon Street. Nie minęła jeszcze dziesiąta rano i ulice świeciły pustkami. Mieli uzasadnione przeczucie, że Chop będzie sam, a o to właśnie im chodziło. Zamierzali zagrać z nim niekoniecznie w granicach prawa. Bez świadków. - Jesteś pewien, że dobrze robimy? - zapytał Jackson. - Mhm. Przekonamy go, że St. Germaine wpuszcza go na minę i że może mieć kłopoty. - Kupi to? - Musi. Santos zerknął niespokojnie na wejście do klubu. Setki razy odgrywali podobne sceny, ale nigdy tak dużo nie zależało od ich wyniku. Tym razem na szali kładł własne życie. Odwrócił się do przyjaciela. - Albo i nie kupi. - Kupi. - Jackson zacisnął usta. - Zapędzimy go w kozi róg. Będzie kwiczał jak prosię. A jeżeli nie, to tak mu skuję pysk, że w końcu puści farbę. - Już to widzę - mruknął Santos, siląc się na dowcip. - Jeszcze mi powiedz, że potem zamówisz stek.