olsniewajaco. - Wezme tylko szlafrok.

finansowych Cahill Limited, o ksia¿ce, która zamierzała napisac Pam Delacroix, i o romansie Aleksa z Julie Delacroix Johnson. Marla wiedziała ju¿, ¿e Donald Favier wział wine na siebie, a Alex wszystkim, którzy znali prawde, zapłacił za to, by trzymali jezyk za zebami. Mo¿liwe, ¿e to on stał te¿ za smiercia Charlesa Biggsa i zamachami na jej ¿ycie. Miała powa¿ne powody, ¿eby sie bac. O siebie. O syna. O Nicka. - Nie widziałes nigdy nienawisci na jego twarzy. Nie wiesz, jak potrafi grozic. - Wiec zabierzmy Jamesa ze soba- zgodził sie Nick. - Zaczekajmy, a¿ Cissy pójdzie do szkoły - dodała Marla. - Mysle, ¿e tam bedzie bezpieczna. Mam wra¿enie, ¿e ona jest poza tym wszystkim. Cokolwiek sie tu dzieje, ma to zwiazek z Jamesem. I ze mna. Nick spojrzał jej w oczy. - I z testamentem. - Co? - Mały jest centralnym punktem całej tej afery, bo to on odziedziczy miliony Conrada Amhursta - powiedział Nick. Marli nagle zrobiło sie zimno. http://www.psychoterapiamikolow.pl Wiele ryzykowała, mogło się to źle skończyć, ale jaki miała wybór? - Musisz spróbować - powiedziała sobie i zaczęła biec w stronę domu. Była zupełnie przemoczona i brudna jak wieprzek tarzający się w błocie, ale to w tej sytuacji było nieważne. Ciężko dyszała. Strach dodawał jej sił. Zwolniła dopiero w odległości kilkudziesięciu metrów od baraku, gdyż tam mogła się spodziewać złego psa lub jakiegoś 75 wynajętego gościa o równie podłym charakterze. Poruszała się cicho, wdzięczna losowi za to, że krople deszczu nieustannie bębnią w kałuże i strugi wody ściekają z rynien przy wtórze głośnego szumu wiatru. Psa wciąż nie było widać, od razu więc pobiegła do domku na ranczu, zostawiła ubłocone buty na tylnym ganku i weszła do kuchni. Przygryzając wargę, wyciągnęła rękę w prawo. Jej palce namacały zapasowy pęk kluczy na haczyku w ścianie. Klucze głośno zabrzęczały. Gdzieś na dworze rozległo się szczekanie psa. Shelby poczuła, że ze strachu boli ją brzuch. Nie marnowała ani chwili. Chwyciła wszystkie klucze, wepchnęła je do kieszeni szortów, a potem cichutko zamknęła drzwi i wcisnęła buty. Na razie wszystko szło gładko.

Trzymając ją w mocnym uścisku, ocierał się o nią. Twardy rozporek jego dżinsów wciskał się w jej brzuch, a ona czuła przez szorty, jaki jest rozgrzany, jak bardzo jej pożąda. Powoli cofała się pod jego naporem, aż dotknęła pośladkami pnia drzewa. Przypierał ją do niego, wplatał ręce w jej włosy i wyciskał magiczne pocałunki na każdym skrawku jej ciała. - Tego chcesz, Shelby? - zapytał. - Tak. Sprawdź - I teraz jest właściwa pora? - Bingo. No cóż, nie zaszkodziłoby wysłuchać historii Katriny. Shelby miała w tym własny interes. Poczuła, że schowany w kieszeni pęk kluczy ojca uwierają w udo. Musiała pojechać do Coopersville, dorobić zapasowe klucze i odłożyć oryginały na miejsce, zanim zostanie zdemaskowana. - Wejdź - powiedziała, szeroko otwierając drzwi. Była sceptyczna. Wprawdzie zawsze wiedziała, że jej ojciec podoba się kobietom i nie żył w celibacie przez ostatnich dwadzieścia parę lat, ale był ostrożny i dyskretny - z pewnością zadbałby o to, żeby nie płodzić nieślub136 nych dzieci, choćby dlatego, że zależało mu na reputacji. Zapewnienia Katriny mogły być oszustwem, sposobem na zdobycie rozgłosu, a poza tym miała więcej niż dwadzieścia jeden, dwadzieścia dwa lata. Może i zaliczała się do świetnych reporterek, ale gołym okiem było widać, że jest karierowiczką. I Shelby niechętnie musiała przyznać, że pod tym względem bardzo przypomina sędziego Jerome’a Cole’a. - Możemy porozmawiać w salonie.