Teraz! Zanim wróci do Imogen!

Shey nie spuszczała księcia z oka. Prawie już go pożałowała. Z Parker nie ma żartów. Wystarczyło przypomnieć sobie biednego Hoffmana, detektywa nasłanego na Parker przez jej ojca. Nieźle go urządziła. Podpuściła na niego Josie, manikiurzystkę z pobliskiego salonu kosmetycznego. Razem z koleżankami nie dawały mu chwili spokoju. Opędzał się od nich, jednak w końcu załamał się i zrezygnował ze zlecenia. Jednego tylko nie wziął pod uwagę - przez ten czas tak zbliżył się z Josie, że nawet się nie obejrzał, jak zostali małżeństwem. Zresztą bardzo szczęśliwym. Może Shey na wszelki wypadek powinna przestrzec Tannera. Niech zdaje sobie sprawę z zagrożeń. Popatrzyła na pochmurną twarz księcia i szybko zdecydowała, że nie ma co. - Nie mówisz poważnie. Tanner odczekał jeszcze chwilę i odłożył słuchawkę. - No i co? - zapytała Shey. - Czy ona się z kimś spotyka? Shey doskonale wiedziała, że Parker nikogo nie ma, ale http://www.psychoterapeutawarszawa.info.pl Jeszcze jeden uśmiech. - Wiem, że John tak cię nazywa. - Wszyscy mnie tak nazywają. - Swoją drogą, szkoda. Felicity to ładne imię. - Dziękuję. Flic pomyślała o czekającej taksówce i Sylwii zostawionej z Chloe w szpitalu. Pewnie zachodzą w głowę, co się z nią dzieje. Jeszcze odrobina tej kurtuazji, a chyba eksploduje. - On jest bardzo niezależny, prawda? - ciągnęła Hinduska. - Chyba tak. - A także dumny, powiedziałabym. Dlatego okropnie go krępowało, że przynoszę mu herbatę do łóżka, a jednak mi pozwolił. To właśnie miałam na myśli, mówiąc, że to nie w jego stylu.

miesięcy - zauważyła Sylwia z uśmiechem. Matthew też się uśmiechnął, choć raczej cierpko. - Wybacz, że to mówię, ale mam wrażenie, że to piekło trwa już wieki. Sylwia skoncentrowała się na manewrowaniu autem po kolejnych wąskich uliczkach. Sprawdź - Wyjeżdżam na kilka dni - Edward nagle zmienił temat. - Dziś w nocy. Do Ukrytej Doliny były cztery godziny jazdy i zazwyczaj wyjeżdżał o świtaniu, ale czuł już przemożną tęsknotę za pustynią. Pustynią, która wymagała umiejętności przeżycia i nigdy nie wybaczała słabości. Wiedział, że tam odzyska właściwą perspektywę i zrozumie, jak miałkie było pożądanie tej kobiety. Zamierzał zapewnić Belli ochronę policji przed ewentualnym zagrożeniem ze strony ludzi Ara i zapomnieć o niej raz na zawsze. Bella patrzyła na niego z rozpaczą w ciemnych oczach. Wyjeżdżał, a przecież pragnęła, żeby z nią został i już nigdy jej nie opuścił. Nieświadomie jęknęła, a Edward odwrócił się do niej ze zmarszczonymi brwiami. - Co się dzieje? Coś cię boli? - To nie twoja sprawa - odpowiedziała natychmiast. Uśmiechnął się szyderczo. - Radziłbym ci jeszcze raz przemyśleć moją ofertę dotyczącą apartamentu. - Spojrzał na zegarek. -Prawie siódma. Zamówię coś do jedzenia dla nas obojga. - Muszę się najpierw wykąpać i przebrać - zaprotestowała. - Jak długo ci to zajmie? - Dwadzieścia minut, może pół godziny. - Dobrze. Zamówię jedzenie na siódmą trzydzieści. Odwrócił się i nawet nie zapytał, na co miałaby ochotę. Nagle zapragnęła powiedzieć mu, że woli zjeść sama to, co sama wybierze. Właśnie tak powinna postąpić osoba asertywna, czyż nie?