Homara z Maine. Wiesz, że lubię nasze strony, ale te

nic. Mam przyjaciela w wydziale zabójstw w Miami-Dade. Hector Hernandez. - Tak, znam go także, od dawna. Lubi łowić ryby w naszej okolicy. Dobry gliniarz. - Bardzo dobry. Może ci pomóc bardziej niż ja. Widzę przecież, że zajmujesz się jakąś sprawą. Ja znam pewne szczegóły tylko dlatego, że znalazłem jedną z ofiar. Nie jestem z ich wydziału i nie mam dostępu do biegłych i pracowni kryminalistycznych. Tak czy inaczej, to nie moja sprawa. Wiesz, jak nas 82 z Miccosukee jest mało. Jeśli zdarzy się coś poważniejszego, przyjeżdżają ci z Miami-Dade. - A nie mówili czegoś o portrecie psychologicznym sprawcy? Jesse skinął głową. Pociągnął łyk piwa i rozpoczął długie wyjaśnienie: - Gliniarze z obu okręgów zebrali się razem i poprosili FBI o pomoc w określeniu portretu sprawcy. Dostali specjalistę, który jak dotąd chyba http://www.psychoterapeuci.net.pl nacisnęła hamulec, samochód zarzucił, potem stanął 7 w miejscu. Spokojnie, powoli, Web podszedł do lewych drzwi. Gdy przez chwilę oświetlał ją latarką, zasłoniła ręką oczy. Mogło się nie udać. Mogła włączyć klimatyzację i zamknąć okno. Był środek lata, w nocy upał nieco zelżał, lecz nie ustąpił całkowicie. Na szczęście jechała z opuszczoną szybą. Nic dziwnego. Powietrze było przyjemne, orzeźwiające. Wilgotny powiew zwiastował sztorm, który wkrótce nadciągnie. Oczywiście, sztorm także stanowił element doskonałego planu.

Machnęła ręką. - W tym mieście znajdziesz całą masę fanów Anne Rice i innych autorów powieści o wampirach. - Znajdziesz też takich, którzy biorą fantazje za rzeczywistość. - Wiem, co próbujesz powiedzieć - stwierdziła z lekką irytacją. - Owszem, niektórzy z powodu swoich przekonań, jakkolwiek błędnych, Sprawdź w czystej wodzie nie mógł jej nie dostrzec! Harpun minął ją blisko, niebezpiecznie blisko. 265 Nie widziała nikogo, a przecież powinien być, na drugim końcu linki. Cholerni turyści! Może ktoś polował z wnętrza wraku? Zaczaił się tam, żeby nie płoszyć ryb? Miała już uciec na powierzchnię, gdy poczuła na plecach czyjąś dłoń. Odwróciła się przerażona. Dane. Trzymał ją za ramię, pociągając w kierunku powierzchni. Dotarli tam razem. - Dane, co ty tu, do cholery, robisz? Przestraszyłeś