Upewniwszy się, że nikt nie może jej podejrzeć, ukryła notatnik. Jednak skrzynkę z biżuterię pozostawiła w widocznym miejscu. A więc udało jej się dotrzeć do celu. Dumna z siebie, po raz kolejny rozejrzała się po pokoju. Blacque na pewno będzie zadowolony.

przejściu, gdy jednak próbowała ruszyć ku domowi, obcy pokręcił głową. Wciągnęła go więc pomiędzy drzewa. Osłabły i bosy Rosjanin zaraz potknął się o korzenie. Kozacy wiedzieli już widocznie, że domek odźwiernego opustoszał, bo słyszała coraz głośniejsze nawoływania. Wraz z Rosjaninem biegła najszybciej, jak mogła, przez kolczaste zarośla. Gdy dotarli do wrzosowiska, przyspieszyli. Nie na długo, bo Rosjanin opadał z sił. - Niech pan jeszcze trochę wytrzyma! Proszę! Znam okolice jak własną kieszeń! Zdawał się rozumieć, o co chodzi, ale na pozbawionych drzew wrzosowiskach Kozacy **Aidez - moi, s'il mus plait, mademoiselle (franc.) - Proszę mi pomóc, panienko. ***Nom, non! Je suis Russe (franc.) - Nie, nie, jestem Rosjaninem. ****Non! Je suis de Russie! (franc.) - Nie, jestem z Rosji. ujrzeli ich bez trudu. Becky krzyknęła, gdy kule zaczęły świstać wokół nich. Kozacy wezwali widocznie Michaiła, bo wkrótce usłyszała, jak wykrzykiwał po rosyjsku rozkazy, a wreszcie dobiegł ją jego wściekły krzyk: - Rebecca! Wracaj! Rosjanin wydał nagle zduszony jęk i padł na ziemię. Kula trafiła go w plecy. Becky osunęła się na kolana obok niego. Zdołał jeszcze unieść głowę, ale wiedziała, że więzień - dopiero co odzyskawszy wolność - umiera. Ostatkiem sił zdarł mały metalowy medalik z szyi i wcisnął jej w dłoń, a potem znieruchomiał. Becky ze szlochem dźwignęła się na nogi. W blasku księżyca dostrzegła, że Michaił gestem nakazuje Kozakom wstrzymać ogień. - Wróć tutaj dobrowolnie - wrzasnął - a nic ci się nie stanie! Nie zmuszaj mnie, żebym http://www.prawo-medyczne.edu.pl - Wiesz, to bardzo dziwne, że każesz mi sobie wierzyć, podczas gdy, jak się zdaje, ty mi nie ufasz. - Odstawiła kieliszek gwałtownym ruchem. - Co za udręka! - Udręka? - spytał. - Czy może zazdrość? - To ty jesteś zazdrosny! Gdzie byłeś? Czy rozmawiałeś z Michaiłem? - A o czym plotkowałaś z Rushfordem? - O niczym! Przyszedł tu, bo szukał ciebie. Dotrzymywał mi towarzystwa. - I nic więcej? - Nie bądź głupcem! - Myślisz, że bawi mnie ta komedia? - szepnął jej do ucha, obejmując ją w pasie. - Właśnie w takich sytuacjach dochodzi między mężczyznami do pojedynków, cherie. - Poczuł, że cała drży. - Nie zrobiłam nic złego! - Spodobałaś mu się i wiesz o tym dobrze. - Powiódł wargami po jej szyi. - A w

Miękkie, ciepłe, drżące ciało Becky łagodziło jego ból, zachwycało go. Jęknęła z zaciśniętymi powiekami i raz jeszcze próbowała go powstrzymać, lecz ta chęć wkrótce w niej osłabła. - Nie możesz mnie przekupić w ten sposób. - Czyżby? - Przestań! - syknęła, ale pragnęła, żeby nadal ją pieścił. - Och, Boże, nie potrafię ci się oprzeć - wyjąkała, kiedy pocałował ją delikatnie w Sprawdź - O, tak. Nie ma jeszcze roku, a już rządzi całym pałacem. - Na wspomnienie bratanicy złagodniały mu oczy. - Może jej urok bierze się stąd, że jest bardzo podobna do matki. Bella delikatnie wysunęła rękę z jego dłoni. Jakiś czas temu słyszała plotki, że Edward był zakochany w swej bratowej. Nie trzeba było aż tak dobrego obserwatora jak ona, by dostrzec uczucie, z jakim o niej mówił. Musi to koniecznie odnotować. Być może ta informacja kiedyś się przyda. - Pozwoli pan, że się pożegnam. Pora, żebym wróciła do pokoju. - Dlaczego? Jest jeszcze wcześnie. Sam nie rozumiał, czemu próbował ją zatrzymać. Nawet nie przypuszczał, że będzie mu się z nią tak dobrze rozmawiało. W ogóle nie sądził, że kiedykolwiek będzie miał ochotę z nią rozmawiać. - Zwykle kładę się wcześnie. - W takim razie pozwoli pani, że ją odprowadzę. - Proszę nie robić sobie kłopotu, znam drogę. Dobranoc, Wasza Wysokość - powiedziała i zniknęła w mroku alei. Co ona w sobie ma? Na pierwszy rzut oka zdawała się tak bezbarwna, że mogła wtopić się w każde tło. A jednak... Idąc w stronę pałacu, postanowił rozszyfrować, skąd bierze się tajemniczy urok lady Isabell. Bawiąc się w odkrywanie prawdy ukrytej pod maską dobrego wychowania, mógł choćby na chwilę zapomnieć o Blaque. Bella nie sprawdziła, czy za nią poszedł. Pośpiesznie weszła do pałacu przez ogrodowe drzwi i od razu skierowała się ku schodom. Miała wrodzony dar bezszelestnego poruszania się, a jej obecność była tak dyskretna, że z łatwością potrafiła pozostawać niemal niezauważona. Z biegiem czasu udoskonaliła tę umiejętność i często ją wykorzystywała, zawsze z doskonałym skutkiem. Szła po schodach pewnie, nie oglądając się za siebie. Była zdania, że ten, kto musi sprawdzać, czy nie jest śledzony, już wpadł w tarapaty. Gdy znalazła się w swoim pokoju, najpierw starannie zamknęła drzwi, a potem sprawdziła, czy zasłony są szczelnie zaciągnięte. Dopiero wtedy zrzuciła swoje wygodne, praktyczne pantofle. Spojrzała na nie z niechęcią, ale podniosła je i schowała do szafy. Kobieta, za jaką chciała uchodzić, na pewno nie rozrzucałaby swoich rzeczy po całym pokoju. Z tej samej przyczyny jej skromna koktajlowa sukienka powędrowała do garderoby, choć lady Isabell była zdania, że już dawno powinna trafić na śmietnik. Stała na środku pokoju w króciutkiej koszulce wykończonej koronką. Szczupła, smukła, długonoga kobieta o mlecznobiałej karnacji. Kiedy z westchnieniem ulgi wyciągnęła z koka długie szpilki, jej bujne włosy opadły ciężko, przykrywając plecy. Nikt, kto znał skromną lady Isabell Swan, nie potrafiłby pojąć tej niezwykłej transformacji. Rola, którą odgrywała od dziesięciu lat, była dopracowana w każdym szczególe. Lady Isabell uwielbiała jedwab i koronki, ale zredukowała je do ozdób swoich nocnych strojów i bielizny. Lny i tweedy bardziej pasowały do wizerunku, który z takim trudem tworzyła.