firanki. Szampan chłodzi się w kubełku na stoliku obok łóżka, a James i Jennifer tarzają się w

Cudownie, myślę sobie i ruszam biegiem, i wtedy go widzę. Facet na motorze jedzie za mną. Cholera. Puls mi przyspiesza, pocą mi się dłonie i czoło. A jeśli mnie widział przy samochodzie? Jeśli zdoła mnie opisać? Jeśli... Uspokój się! Nie widział cię. Owszem, pewnie znajdzie płonący samochód, ale o to ci chodzi, prawda? Biegnij dalej. Nakręcona własnymi słowami, ruszam biegiem, przecinam boczne uliczki i zaułki, biegnę zwykłym tempem, szybko, zważywszy na dzisiejsze przeżycia. Jestem już niemal przy restauracji, gdy rozlega się wycie syren. Straż pożarna. Policja. Pewnie także karetka pogotowia. – Szczęśliwej drogi – mruczę i widzę mój samochód stojący kilka przecznic dalej. Czeka tam na mnie od kilku godzin. Od razu jadę do domu. Ściągam dres, wrzucam go do kosza z brudną bielizną, wchodzę pod prysznic i pozwalam sobie na chwilę rozmyślań o Bentzu i o tym, co teraz czuje. Pewnie umiera z niepokoju o kochaną żoneczkę. I nie wie, co myśleć o zmarłej. – Fajnie, co, RJ? – Śmieję się na głos w zaparowanej łazience. Myję włosy i całe ciało, koncentruję się na następnym ruchu, myślę o planie na jutro. Bentza czekają ciężkie chwile, zanim skończę. O1ivia umrze... och, tak, myślę, przesuwając gąbką po plecach, po ramionach, wdycham zapach mydła. Ale zanim z nią skończę, chcę, żeby Bentz cierpiał, żeby tracił rozum z rozpaczy. http://www.poziomzdrowia.pl zapewne dużo, ale interesuje go tylko kilka lat. Wytłumaczył, że impala ma mniej więcej siedem, osiem, a szpital zamknięto przed pięciu, więc nawet jeśli wóz był wtedy nowy, czasu jest niedużo. I dobrze. Podał mu także numery rejestracyjne – może coś z tego będzie. Montoya ma dostęp do różnych baz danych – być może uda mu się znaleźć coś, co rzuci promyk światła na tajemnicę Jennifer. Bentz zdawał sobie sprawę, że ma niewiele punktów zaczepienia, ale uważał, że to i tak dobrze na początek. Męcząca praca, ale zawsze coś. Zadzwonił telefon. Spojrzał na wyświetlacz. Montoya. Bentz się uśmiechnął. – Masz już coś dla mnie? – Bujaj się, Bentz. Akurat nic nie robię, tylko czekam, co wymyślisz. – Postaraj się.

– Wiem to. – A jednak to twój dar. – Oboje wiemy, że mój dar znikł wiele lat temu. – Nie chciała o tym myśleć, wspominać, jak poznała Bentza i jak oczami mordercy widziała serię przerażających zbrodni. Początkowo zbywał jej rewelacje śmiechem, ale z czasem się do nich przekonał. I nigdy nie dał jej o tym zapomnieć. – Nie próbuj zmieniać tematu, to ci się nie uda. – Oparła łokcie na stoliku. – Sprawdź wykrzywione gniewem odsłaniały pożółkłe zęby. Jennifer, patrząc na odbitą w odłamkach zwierciadła własną twarz, ujrzała siebie jako starą kobietę – samotną starą kobietę. Boże, co za dzień, pomyślała z trudem. Idąc po szczotkę do zamiatania i szufelkę, potknęła się lekko na schodach. Znalazłszy się na parterze, weszła do schowka. Przez uchylone drzwi. Nie zostawiła ich tak, tego była pewna. A kochanek wyszedł przez garaż. Więc? Czyżby Kristi ich nie zamknęła, wychodząc do szkoły? Czasami się zacinają, ale... Po plecach przebiegł jej dreszcz strachu. Może naprawdę wcześniej słyszała, że ktoś był na dole? A może to tylko dżin? Jest trochę pijana, mąci jej się w głowie, ale... Oparła się o blat i nasłuchiwała, usiłowała myśleć rozsądnie. Dobry Boże, to mało powiedziane, że mąci jej się w głowie. Weszła od kuchni i nalała sobie wody. W powietrzu