- Co? - zapytała ze śmiechem, całując wnętrze jego ucha. - Co zrobisz, jeśli...

Szarpnęła mocno włosy i skrzywiła się z bólu. Philip kupił bez mrugnięcia okiem opowieść o starej przyjaciółce rodziny. Wręcz się jej uczepił. - Pamiętasz - mówiła mu - dała nam w prezencie ślubnym tę okropną żardynierę, której zaraz się pozbyliśmy. Oczywiście pamiętał. Hope prychnęła ze wzgardą. Był tak wdzięczny, że żona ratuje go z opałów, że nie zadawał żadnych pytań. Widziała jednak cień powątpiewania w jego oczach. Uśmiechnęła się do własnego odbicia. Philip był głupcem, słabeuszem bez kręgosłupa, napawał ją niesmakiem. W lustrze mignęła jej sylwetka Glorii, która próbowała przemknąć niezauważona obok na wpół otwartych drzwi matczynej sypialni. - Glorio, to ty? Usłyszała westchnienie córki i ponownie się uśmiechnęła. Gloria ostatnio znów coś zmalowała. Za chwilę powie jej, że wie ojej występkach, a potem ją ukarze. Panowała nad córką z równą łatwością, jak nad mężem. - Tak, mamo? - Przyjdź tu, proszę. Gloria stanęła w progu, zaplotła ręce na piersiach, przyjęła wyzywającą pozę. - Słucham. - Jak ci się podobała „Maska”? - Widząc skonsternowaną minę córki, Hope zmrużyła oczy. - Pytam o film. - Och, taki sobie. - Gloria wzruszyła ramionami. - Liz podobał się bardziej niż mnie. - Tak? A dlaczego? Gloria stropiła się, zaczerwieniła. Hope udała, że niczego nie zauważyła. - Po prostu. - Rozejrzała się po pokoju. - Gdzie tata? - W hotelu. - Hope machnęła lekceważąco ręką. http://www.powiekszaniepiersi.info.pl/media/ więcej by jej nie ujrzeli. — No dobra, w takim razie nie zepchniemy jej — zgo- dził się Bobby. Na chwilę zapadła cisza. Ponad głowami siedzących przemknęło kilka ptaków, puszystych kuleczek przecina- jących smugami niebo. Mały chłopiec niepewnie pedało- wał po żwirowej dróżce, przednie koło rowerka chybotało się lekko. — Szkoda, że nie mam roweru — zamruczał pod nosem Bobby. Chłopiec przejechał obok nich, wychylając się mocno na boki. Po drugiej stronie jeziora otyły mężczyzna wstał i wyczyścił fajkę, stukając nią o oparcie ławki. Zamknął

Lucia też się podniosła, rozzłoszczona nie mniej niż syn. - O co ci chodzi, Victorze? - Szkoła to strata czasu. Nie rozumiem, dlaczego nie miałbym rzucić tego w diabły. - Bo nie możesz i kwita. Nie rzucisz szkoły, nie pozwolę, rozumiesz? Musisz się uczyć, skoro chcesz się wydostać z tego bagna. Jeśli rzucisz szkołę, to skończysz jak twój ojciec. Tego chcesz? Victor zacisnął pięści. Sprawdź dobry humor. - Rose, panno Gallant, dzień dobry. Tylko mi nie mówcie, że drogi Lucien jeszcze nie wstał. Herbata, Wimbole. I miód. - Lord Kilcairn wybrał się na przejażdżkę, pani Delacroix - poinformowała ją Alexandra. - Wcześnie pani dziś wstała. - Tak, mamy dzisiaj parę rzeczy do zrobienia, dziewczęta. - My? - zapytała Rose. - Tak. Dzisiaj zwiedzamy British Museum. Alexandra omal nie zakrztusiła się kawą. - Muzeum? - A jutro pojedziemy do Stratford - on - Avon. Tam mieszkał Szekspir, prawda? - Tak, ale... - I pani czytała jego dzieła, prawda?