O’GRADY: Moja babcia nie żyje. Byliśmy na pogrzebie. To jest śmierć.

– Sławoj, bądź mi świadkiem: ja pamięć mam krótką, ale papiery zbieram, to i wiem, że Podhorecki się do końca życia nie odegra. Nawet jakby Rothschilda puścił z torbami, długów nie spłaci. A jak ja mu jeszcze za szampitra i wino policzę… – Nie bądź taki skąpy, Gruszczyński. The plays the thing – śmieje się Rozumowski; na paryskim bruku nabrał awersji do wszystkiego co francuskie i z zakurzonego polskiego artylerzysty przepoczwarzył się w wykrochmalonego angielskiego dandysa. – Spaliłbyś te swoje archiwa. Wystarczy, że 25/86 Sûreté kolekcjonuje każdy świstek. Więcej zebrali teczek, niż dusz jest w Paryżu. – Hej, un Dandy, na ciebie nic nie mają, boś manekin bez duszy – wtrąca ze swoim półksiężycowym śmiechem Podhorecki, wpatrując się w starannie przystrzyżone bokobrody http://www.pol-rusztowania.info.pl/media/ Nie wiadomo, czy dziewczynki jako pierwsze padły ofiarą, czy może najpierw zginęła nauczycielka informatyki, Melissa Avalon. Była sama w pracowni komputerowej, więc nikt nie wiedział, kiedy wyszła na korytarz. Wątpliwe, by patolog zdołał wyjaśnić kolejność zgonów, bo nie sposób ustalić czasu śmierci aż tak precyzyjnie. Trzeba raczej próbować dokładnie określić, którędy szedł zabójca i jakim torem leciały pociski, i w ten sposób odtworzyć logiczny ciąg wydarzeń. Rainie zapytała o bezpośrednich świadków tragedii. Nikogo takiego nie znaleziono. Większość dzieci na dźwięk strzałów rzuciła się w popłochu do ucieczki w stronę wyjścia. Sześcioro z nich podobno widziało mężczyznę w czerni, ale byli to uczniowie młodszych klas, na tyle mali, że nie potrafili powiedzieć nic konkretnego. Skąd ten człowiek przyszedł? Którędy uciekł? Czy był wysoki, czy niski? Gruby czy chudy? Proszone o dokładniejsze informacje, dzieci peszyły się i plątały w zeznaniach.

Wreszcie władyka odłożył arkusiki i zamyślił się posępnie. Pytać nie pytał – widać sensownie wszystko było wyłożone. Wymamrotał: – A ja, staruch bezużyteczny, pigułki łykałem, chodzić się uczyłem... Ech, wstyd. Pani Polinie spieszno było porozmawiać o sprawie. – Mnie, władyko, zagadkowe powiedzenia starca Izraela spokoju nie dają. Wynika z nich Sprawdź – Moje odkrycie. Jądro zaczyna się dzielić. Samo. Potrzebny szczególny mechanizm. I nazwę wymyśliłem: „dzielnik jądrowy”. Niewiarygodnie trudne warunki. Na razie niemożliwe. W przyrodzie teoretycznie możliwe. Ale rzadki zbieg. A tu jak raz! Nadzwyczaj rzadkie! – Uczony przyskoczył do stołu, zaszeleścił kartkami grubego zeszytu. – O, o! Ja jemu, a on kłuć! O! Meteoryt, nadzwyczaj wysoka temperatura – raz! Złoże smółki – dwa! Podziemne źródła – trzy! I koniec! Dzielnik! Naturalny! Uruchomił się! Energia jądra – łańcuszkiem! Ruszyła – nie zatrzymać! Osiemset lat! Ja do Marysi i Tolka list! Nie, nie wierzą! Myślą, ja rozum! Bo z domu wariatów! – Ale czekaj pan! – zawołał błagalnie Mitrofaniusz, któremu z napięcia wystąpiły na czole krople potu. – Wskutek upadku meteorytu na złoże uranu uruchomił się jakiś naturalny mechanizm, który zaczął wydzielać energię. Ja się zupełnie na tym nie znam, ale przyjmijmy, że wszystko jest tak, jak pan mówi. Ale co tu jest niebezpiecznego? – Nie wiem. Nie lekarz. I w zeszycie nie pisałem, bo nie wiem. Ale pewien. Zupełnie