przyjechał. - Utrzymuje? - Określenie to nie spodobało się Rainie. - Jak to „utrzymuje"? Agentka specjalna Rodman uciekła wzrokiem. - W głównej łazience jest stłuczone okno witrażowe - mruknęła. - Jedna z teorii zakłada, że podejrzany wdarł się do środka wczesnym wieczorem i zaskoczył panią Quincy, kiedy wróciła do domu. - Jedna z teorii? 114 - W domu jest doskonały system alarmowy. Nie włączył się. - Był włączony? - Próbujemy to ustalić z firmą ochroniarską. Powinni niedługo dostarczyć nam zapis pracy systemu z ostatnich dni. - Więc jedna z teorii zakłada, że obcy człowiek włamał się i wciągnął ją w zasadzkę. Druga zaś, że napastnikiem był ktoś, kogo znała i komu ufała. - Rainie nie mogła się już powstrzymać. - Podejrzewasz Quincy'ego, prawda? Niech to szlag, podejrzewasz go! - Wcale nie! - Agentka Rodman mówiła cichym głosem. Zerknęła w stronę speców od medycyny sądowej, lecz zaraz się odwróciła. -Niech pani posłucha, pani Conner. Nie mam zwyczaju ujawniać informacji dotyczących sprawy. I z całą pewnością nie mam zwyczaju opowiadać o szczegółach pseudo¬ http://www.patomorfologia.com.pl/media/ – Danny jest komputerowym maniakiem. To jest cool? – Nie, nie. – Charlie pokręcił głową. – Kompletnie nie czaicie. Wystarczyło spojrzeć mu w oczy. Był dorosły. I... i... wściekły. Na ojca. Ja się na tym znam. – Pokrewna dusza? – zapytała oschle Rainie. – Coś w tym rodzaju. – A Melissa Avalon? – wtrącił Quincy. – Kim ona była? Charlie ożywił się. – Niezła laska! Jezu, widział ją pan! Ale towar. – Kontaktowałeś się z nią? – Pewnie. Znaczy, próbowałem. – Wzruszył ramionami, wpychając ręce do kieszeni. Bez kurtki czuł się zdecydowanie nieswojo. – Peszyła ją moja uroda. Poza tym, jak dowiedziałem się później, nie byłem w jej typie. Avalon leciała na starszych frajerów. – Też była pokrewną duszą?
Odwróciła się w ostatniej chwili. Nie powinna była. Ale zrobiła to. – Quincy. Podniósł szybko wzrok, pełen nadziei. – Może... Może kiedyś, kiedy będzie mi się wiodło trochę lepiej. Może wtedy wpadnę do ciebie. – Nie mogę się doczekać – powiedział szczerze. Sprawdź piwa. Quincy rozglądał się po pokoju, jakby dopiero teraz zdał sobie sprawę z intymności sytuacji. W końcu wysunął dwa krzesła spod chybotliwego stołu, ale Rainie wyminęła je i położyła się na łóżku. Nic nie powiedział. Zrzucił marynarkę, zdjął krawat, rozpiął koszulę pod szyją i usiadł na skraju materaca, niedaleko od niej. Z pozycji, w której leżała, trudno było odczytać wyraz jego twarzy, tylko częściowo wydobytej z półmroku przez światło lampki. Rainie nie wiedziała, o czym agent mógł myśleć po dniach takich jak ten. Czy wciąż był podniecony, rozemocjonowany polowaniem? Czy może adrenalina już opadła, a pozostała tylko posępna refleksja, że kolejny potwór bezkarnie chodzi po świecie? Jeszcze jeden spośród wielu drapieżników, z którymi miał do czynienia od lat. Zmęczony? Ona padała z nóg. Była niespokojna, znowu w nastroju, w którym sobie nie ufała. Słowa George’a Walkera tłukły jej się po głowie. Nerwowe spojrzenie oficera Carra,