- Nie. Dlatego byłbym wdzięczny za parę minut przerwy,

………………………………………………………………………………………… /rozpoznanie (po polsku)/ 4godz. poniedziałku piątku Proponowane ilości godzin……………..od …………………….do ……………. W/w wymaga wykonania przez inne osoby następujących czynności: Pomoc w czynnościach życia codziennego, spacery z chorą, ……………………………………………………………………………. realizacja recept lekarskich. ……………………………………………………………………………. ……………………………………………………………………………. ……………………………………………………………………………. ……………………………………………………………………………. …………………… ……………………… (data) (pieczątka i podpis) Etap praktyczny egzaminu – 33 – Załącznik 2 DECYZJA Na podstawie art. 106 ust.1, art.7 pkt.5, 6, art.50 ust.1,3,5, art.8 ust.1, art.96, ust.1,2 oraz art.104 ust.4 ustawy z dnia 12 marca 2004r. o pomocy społecznej ( Dz. U. Nr 64 poz. 593 http://www.onkolog-szczecin.pl - Zgadli - po lekkim zamęcie potwierdziłam. - A co tam wróżyć? – zachichotał tłuścioch. - Chodzicie i chodzicie, spokoju nie ma żadnego! W tym tygodniu wiedźmina ze schodów zrzuciło, wczoraj dajn sam odszedł. Zachlapał, starzec, wszystkie kąty woskiem i zioła nadymił - u odegrało się to na gospodyni - migreną. A wy z czym przyszliście? Gospodyni powiedziała - bez dyplomu nikogo nie wpuszczać, dosyć. Bo wynajęliśmy tamtym razem druida-samouka, tak u gospodyni kotka ukochana przepadła i dotychczas skądś z pod podłogi padliną razi! - Mam dyplom. -- włożyłam rękę za pazuchę i rozwinęłam przed nosem ciotki zmięty zwitek z pieczęcią. - My piśmienności nie nauczeni - przewarczała z niekłamanym szacunkiem. – Pójdę do gospodyni i zreferuję. Wyrwawszy ode mnie dyplom, nianię z dziwnym dla jej figury żwawością zadreptała po schodkach. Jasnoblond główki w górze schody zgodnie zniknęły. W ogromnym holu było nieprzytulne, mimo, że leżały wszędzie dywany. Ze ścian spoglądały oczyma rogate jelenie głowy, potrzaskiwały świece w masywnych kandelabrach, nieprzyjaźnie zerkały rodzinne portrety. Czym dalej od wejścia, tym wredniejsze stawały się przedstawione na nich fizjonomie. Na portrecie założyciela rodu w ogóle należałoby namalować po trzy-cztery pionowe i poziome kreski, a w dole napisać numer skazanego. Gospodyni zeszła dziesięć minut później, gdy akurat zdążyliśmy się rozejrzeć. Okazała się wysoką, pociągającą kobietą lat czterdzieści ze szlachetną postawą i manierami bez zarzutu. - Dobry wieczór państwo - majestatycznie, lecz bez nadmiernego honoru powitała naszą różnorodną kompanię. -- Witajcie w Płowej Róży. - To wasz zamek? - uściśliła Orsana. - Rodzinny, mojego spokojnego męża. - Kobieta zwróciła mi dyplom. – Przepraszam, nie przedstawiłam się - Diwena Białozierska, obecna właścicielka zamku i okolic. Przyjemnie dowiedzieć się, że nareszcie w naszym kraju pojawił się prawdziwy fachowiec. Pani Redna, praktykowaliście na dworze, słusznie? Ja nie podzielałam jej zachwytu nad moją błyszczącą karierą i przyznałam się uczciwie:

herbaty do biało-niebieskiego dzbanka. - Owszem - przyznała Sandra. - Joanne niewiele o tym mówiła, była przesądna, bała się, żeby nie zapeszyć. Ale wciąż powtarzała, że Tony nie daje za wygraną. Minęło cztery i pół roku, odkąd przywieźli Irinę do domu. - Głos jej uwiązł w gardle. - Joanne Sprawdź oddychaniem. Patrzyła w rzekę, wyobrażając sobie ciemność pod lustrem wody. Czuła, że cieknie z niej krew. Niech cieknie! Teraz już ani śmiech, ani łzy... Niech się dzieje, co chce. 106 - Szlag by to trafił! - Allbeury stał w swoim salonie w Shad Tower. - Dokąd ona poszła? Żadnej kartki czy wiadomości! - A ty nic, tylko byś szukał karteczek, co? - przyciął mu Novak. - Z wyjaśnieniami. Allbeury go zignorował. Myślał intensywnie, gdzie jeszcze może być Lizzie. Dzwonił już i do domu przy