Przygryzła wargę. Przecież go nienawidzi, upomniała samą siebie. Dla niej mógłby spłonąć na stosie na środku Jackson Square. Razem z Glorią.

- Poszłaś mnie szukać - wymamrotała. - I nie mogłaś znaleźć? - Zeszłam na dół i zajrzałam do bawialni, ale tańczyłaś z panem Brennenem i tak dobrze się bawiłaś. Nie chciałam przeszkadzać... R S - Och, Lizzie, kochanie!-Willow przytuliła dziewczynkę. - Pan Brennen i tańce nic mnie nie obchodzą! Zależy mi na tobie! Obchodzi mnie, co dzieje się z tobą i z twoim rodzeństwem. Jestem tu, by się wami opiekować. Na tym przecież polega moja praca, ale nie tylko. Uwielbiam to robić! Kocham was wszystkich bardzo! Lizzie wtuliła się w nią. Małe rączki owinęły się wokół zielonego materiału sukienki. Willow zaczęła nucić, a potem cicho śpiewać kołysankę, która zawsze uspokajała Jamiego. - Tę piosenkę śpiewała mi mamusia! - Bardzo ją kochałaś, prawda, skarbie? I na pewno wciąż za nią tęsknisz? Lizzie kiwnęła twierdząco głową, wciąż tuląc się do piersi Willow. http://www.olejek-arganowy.org.pl/media/ poprzedniego wieczoru scena: Hope St. Germaine w klubie Chopa Robichaux, ich rozmowa, koperta... Jak na zawołanie do restauracji wszedł Santos. Liz zamarło na moment serce, przez ułamek sekundy miała nadzieję, że przyszedł tu dla niej, po prostu dla niej. Oczywiście, że nie. Przyszedł nie do niej, lecz umówił się z Jacksonem. I wyglądał na bardzo skrępowanego. Powinno mu być głupio, pomyślała w gniewie. Powinien czuć się jak ostatni gnojek. Zauważyła, że spojrzał na nią z ukosa, skrzywił się i zrobił taki ruch, jakby zamierzał uciec. Jackson pokręcił głową i pokazał mu krzesło naprzeciw siebie. Santos usiadł z miną skazańca. Jego widok sprawiał jej ból, w gardle czuła dławiący ucisk, bo przecież to okropne uczucie: pragnąć kogoś tak bardzo i wiedzieć, że jest nieosiągalny. Dlaczego im się nie udało? Dlaczego nie umiał jej pokochać? Gdyby nie Gloria, byłaby z nim, byliby szczęśliwi. Próbowała przeglądać zamówienia i kwity, ale nie potrafiła skupić się na niczym. Santos absorbował ją całkowicie. Rzuciła jeszcze raz na niego okiem i szybko odwróciła wzrok. Wygląda źle, pomyślała. Wymizerowany, zmęczony. Zarazem było w nim coś chłopięcego; mały, zagubiony dzieciak. Tak pewnie wyglądał, kiedy zamordowano jego matkę i został sam. Niedawno stracił Lily, teraz pracę. Nie miał nic, o czym mógłby powiedzieć: moje. Nie, Liz nie potrafiła mu źle życzyć, niezależnie od tego, co sama od niego wycierpiała. Wstała i nerwowo wytarła ręce o spódnicę. Chop i Hope St. Germaine... To, co widziała, mogło nie mieć żadnego znaczenia i pewnie nie miało, ale o tym niech zadecyduje sam Santos. Wzięła głęboki oddech i ruszyła do ich stolika. - Cześć, Santos.

że widzi na patio ciemną sylwetkę mężczyzny. Scott... Wyglądał tak samotnie... - Camryn, kochanie - zawołała pani Moffat. - Podejdź, proszę, na chwileczkę. Musisz nam pomóc rozstrzygnąć spór. Lex i Willow zostali sami. R S Sprawdź właśnie Lizzie najbardziej tęskniła za matką, a ponieważ była najstarsza, często obarczał ją obowiązkami ponad jej wiek. Miał tego świadomość i dlatego na ogół jej pobłażał. - Na czym stanęliśmy, pani Trent? - Powiedział pan, że szuka pan niani, która byłaby szarą myszką. - To znaczy takiej, która nie ugania się za mężczyznami! - Takiej, która nie ugania się za mężczyznami- powtórzyła Ida Trent. - Myślę, że mam dla pana idealną kandydatkę! Ma wspaniałe referencje i naprawdę kocha dzieci. Mężczyźni jej nie interesują. Ma pan szczęście. Nie tak dawno wygasł jej poprzedni kontrakt i mogłaby zacząć pracę od zaraz. R S