jej tylko używa jako zasłony dymnej. – Potarła czoło z frustracją. Zbyt wiele na nią spadło. – Nic z tego nie rozumiem. Są tu Plato Rabedeneira i Sebastian Redwing. – Lucy, posłuchaj mnie, Lucy! – ożywiła się nagle Sidney. – Jakieś dwa tygodnie temu Barbara Allen wyznała Jackowi, że potajemnie podkochuje się w nim od dwudziestu lat. – Och, nie! – Nie zdziwiłabym się, gdyby się okazało, że ten Mowery zrobi z tego użytek. Ona uważa się za najtwardszą osobę na świecie, ale trochę przypomina żółwia: twarda skorupa chroni miękkie wnętrze. Będzie wściekła, gdy się przekona, że Mowery nią manipulował. Mogę się założyć, że prędzej wpadnie w szał, niż przyzna się do słabości. Gotowa jest zrobić wszystko, żeby tylko nikt nie zauważył tego miękkiego wnętrza. Lucy zdobyła się na uśmiech. – Jestem pod wrażeniem – powiedziała do słuchawki. – Moja mama jest psychiatrą, a ja antropologiem. Pochodzę z rodziny, w której wszyscy myślą za dużo. Uważaj na siebie, słyszysz? – mówiła Sidney pospiesznie. – Liczę na ten wyjazd do Kostaryki. http://www.odziez-medyczna.com.pl Zatrzymała się w kuchni i nastawiła wodę na herbatę. Kuchnia była jasna i przytulna: białe szafki na tle jasnożółtych ścian. Dobre schronienie podczas ciemnych wieczorów. Po przyjeździe do Vermontu Lucy z zaskoczeniem odkryła, jak czarne są tu noce. Usiadła przy sosnowym stole i wyjrzała na podwórze, zastanawiając się, jak wiele samotnych wieczorów spędziła na tym krześle Daisy. Filiżanka herbaty, cichy dom. Wdowa Daisy. Wdowa Swift. Zapadał już zmierzch. Lucy wręcz fizycznie odczuwała pogłębiającą się ciszę i wrażenie samotności. Czasami w takie wieczory nastawiała telewizor lub radio, czasami włączała laptop i pisała e-maile albo dzwoniła do kogoś ze znajomych.
Federico podniósł wzrok znad „San Rimini Today". Na progu rodzinnej jadalni stała Pia i zaciskając palce na klamce, uśmiechała się niepewnie. Jak długo tu stoi, zastanawiając się, czy wejść? - przebiegło mu przez myśl. Było wcześnie i choć promienie słońca dopiero zaczynały rozjaśniać wnętrze, intuicja podpowiadała Sprawdź na spływ kajakiem, było dla niego prawdziwą torturą. – Jak jej idzie jazda? – zapytał. – Lepiej niż kiedyś mnie. Wciąż próbuje wytargować ten semestr w Waszyngtonie. – Dziadek Jack byłby zachwycony. – Wyidealizowała sobie ten Waszyngton. Wydaje jej się, że tam jest wszystko, czego nie ma tutaj. – Bo to prawda. – Rob wzruszył ramionami. – Dzięki za pomoc! – zaśmiała się Lucy, ale gdy wsunęła rękę do kieszeni, natychmiast spoważniała. – Chciałabym ci coś pokazać. Tylko nikomu o tym nie wspominaj. – Czy mam zapytać, dlaczego? – Nie. Po prostu mi to obiecaj.