- Biznes jest do dupy. - Przynajmniej tu nie musiał

- Potem znaleźli się wrogowie na skalę światową. Że niby ludzie nie szanują jej przepięknej doliny, i elfy jakoś podejrzanie uszami strzygą, a gnomy – szpiedzy Wolmenni! Troli wszystkich powypędzała jeszcze zeszłego razu... no, pamiętasz, kiedy dzieci jej odegrały... - Pamiętam, pamiętam. Przejdź do setna sprawy. - Bądź łaskaw. -- Gnom smutnie zajrzał w pusty kubek i podsunął do siebie miskę z kapuśniakiem. - A tu na dodatek znalazł się nowy doradca. Jakiś emigrant, nikt w Arlissie go nie zna. Czy to on ją podpuszcza, czy to prosto taki głupiec, że źle doradza - ghyr go wie. Teraz do Arlissu, prócz wampirów, nikogo nie wpuszczają. Mieszane rodziny zwiały do Dogewy i Leska. - Duch leśny wie co! - Rolar rozdrażniony, z hukiem postawił kufel na stół, kapuśniak zapluskał w talerzach. -- Ona w ogóle rozumie, co robi? Rozumiem, jeszcze ludzie, zdecydowała się na konflikt z innymi rasami? - Dziękuję - jadowicie powiedziałam. – Bardzo tolerancyjne. - Myślę w stosunku do ekonomii - odpowiedział wampir. – Z dwudziestu przyjeżdżających do Arlissa handlowców dziesięć to elfy i driady, sześć - gnomy, trzy - wampiry z innych dolin, i tylko jeden - człowiek. Jedna sprawa stracić jednego kupca z dwadziestu, a zupełnie inna - dziewiętnaście! - Patrzcie no, jak orientujemy się w międzynarodowych targach - zjadliwie przeciągnęła Orsana. -- Czemu nie poszedłeś do Władczyni pracować jako doradca? Rolar i Orum dziwnie na nią popatrzyli, lecz nic nie powiedzieli. - To wszystko? - zapytał wampir gnoma. - Nie, nie wszystko. Co więcej, jak Władczyni dach zabrali, tak i u pozostałych czegoś w domu brakuje!* Widziałem w ostatnich dniach naszego wspólnego znajomego,, Kobbiera. Najpierw udawał, że mnie nie zna, a potem... potem... brak słów! No nie, ty zrozumiesz, co za nikczemnik? On... on... nie postawił swojemu staremu przyjacielowi nawet kubeczka piwa! - Orum za¬chłysnął się od oburzenia. Nie wiedząc o co chodzi, po tragicznym grymasie i histerii w jego głosie można było przypuścić, że niefortunny Kobbier wykończył gorąco ukochaną matulę gnoma. - Nie przeżywaj, Orum, naprawię tę tragiczną zbrodnię. - obiecał Rolar, dźwięcznie mlasnąwszy palcami nad głową. Podskoczywszy do stołu chłopak zręcznie strząsnął z tacy dwa kufle piwa, tak, że obie kiwały się jak bańki wstańki na stóle, a czapki żółtawej piany popełzły wzwyż z zagrażającą prędkością. Orsana z leniwym zainteresowaniem badała przyniesiony kotlet, wyciągając z niego łachmany nieokreślonego pochodzenia. - Teraz pojmuję, dlaczego kotlet nazywa się „Syty”. - w zamyśleniu powiedziała. – Jeden dwa kęsy - i pojmujesz, że nie jesteś już tak głodny… - Wczoraj w stajni zdechło chore źrebię - mrugnął porozumiewawczo gnom, ze świstem wciągając piwną pianę. – chciałem zaciągnąć go na mogiły, lecz ktoś mnie wyprzedził... Orsana szybko postawiła talerz na podłogę. Wilk skoczył i jednym ruchem języka porwał kotlet razem z resztkami dodatków. Przechodząca obok służąca nachyliła się nad pustym talerzem. Niewzruszona dziewczyna postawiła talerz razem z innymi naczyniami, co wzbudziło we mnie pewne podejrzenia. Mam nadzieję, że oni chociaż je płuczą?! - Oj, jaka psina! - tymczasem zasepleniła służka, kucając obok wilka. -- A można ją pogłaskać? - Można... - zmęczona pozwoliłam, odchylając się na oparcie krzesła. -- Tylko to nie psina, a wilk, i obcych nie kocha. Dziewczyna podskoczyła jak oparzona i odsunęła rękę. Wilk leniwie odprowadził ją zmrużonym wzrokiem i znów opuścił mordę na przednie łapy. - A ty teraz jedziesz do Arlissa? - niewyraźnie zainteresował się gnom, żując umoczony w czosnkowym sosie chleb. -- Nie radzę... Zwłaszcza z nimi... http://www.odnowahodyszewo.pl/media/ się jej zmniejszyć koszty, ale po raz pierwszy uzyskać jakiś dochód. Nadal pełna entuzjazmu, namawiała także męża do podjęcia dodatkowych studiów, aby z czasem mógł zostać członkiem Stowarzyszenia Detektywów Brytyjskich. - Prestiż i kontakty nie zaszkodzą - przekonywała. - Robin też tak mówi - przyznał Novak. - No i świetnie. Skoro sam Robin tak mówi... Nigdy jakoś nie mogła przekonać się do końca zarówno do samego Robina, jak do jego niezwykłych, niekonwencjonalnych i na oko całkowicie altruistycznych poczynań. Czuła, że gość ukrywa przed nimi swoje prawdziwe motywy. Jeśli nawet,

- Pytałem, ale nikt nic przydatnego nie wie. Tam z pół tuzina mieszkańców jest, żyją w zamknięciu, a raz na rok jadą do sąsiedniej wioski na targ - czasami. Oficjalnie trakt nie jest zamknięty, ściślej, korzystać z niego można, lecz kupcy przestali jeździć do Arlissu. Może podniosło się importowane cło? - Eksportowe też? I elfickie wilgotne sery gniją w magazynach? Wampirowi objaśnienie też nie podobało się, lecz innego nie było. - Morowe powietrze z upiorami odpada, na szczęście. Idziemy, Orsana już przygotowała pewnie obiad. Dawaj, poniosę drewienka. Sprawdź sztywniało przy każdym jęku. Wiedziała, że Tony nie mówił serio i jeśli będzie potrzebna jeszcze jedna wizyta, na pewno nie będzie chciał narażać zdrowia córki. Zdaniem doktor Anny Mellor z Wimpole Street, Irina cieszyła się doskonałym zdrowiem. - Śliczna dziewczynka - oznajmiła lekarka po gruntownym badaniu, przy którym Irina zademonstrowała siłę swoich płuc. - Mocne struny głosowe, owszem - tu uśmiechnęła się promiennie. - Ale taka widać jej natura. - Chce pani powiedzieć, że ona dalej będzie tak krzyczeć? Anna Mellor mrugnęła do Joannę.