do Los Angeles poczuje się tu jak w domu, jeśli nie w departamencie, to przynajmniej w

molo wyglądało zupełnie inaczej. Owszem, wyczuwało się atmosferę lunaparku, ale nie było w niej poprzedniej grozy. Wesołe miasteczko rozbrzmiewało okrzykami podekscytowanych śmiałków. Na molo kłębili się spacerowicze, rowerzyści, biegacze, zakupowicze. Wędkarz na molo, turyści na plaży, dzieci nad wodą. Nic groźnego, złowieszczego. Prawie tak, jakby wyśnił cały koszmar. Dwukrotnie kontaktował się z ludźmi od kamery – był jakiś problem ze zlokalizowaniem filmu. – Daj nam jeszcze jeden dzień – poprosił technik. Bentz nie wiedział, czy chodzi o kwestię jurysdykcji czy uprawnień, ale wątpił, by kiedykolwiek zyskał do nich dostęp. Po raz ostatni spojrzał na ocean. Jakim cudem kobieta skacze i znika? Może Hayes mu na to odpowie. – Akurat – mruknął pod nosem. Wsiadł do rozgrzanego samochodu. Skręcił, docisnął pedał gazu, przejechał kilka świateł, zanim zatrzymało go żółte. Ruch był wyjątkowo mały; nikt go nie śledził, nigdzie nie widział Jennifer. W drodze zastanawiał się, czy Hayes chce pogadać o sprawie bliźniaczek Caldwell – może liczy, że Bentz zapamiętał coś, czego nie ma w aktach, i dzięki tej informacji ujmą mordercę, a przy okazji rozwiążą sprawę sióstr Springer. Pomyślał o zrozpaczonych rodzicach, o tym, przez co muszą przechodzić. Kilkakrotnie mało brakowało, a straciłby córkę. Nie zapomniał tamtych koszmarnych chwil, choć się z nimi uporał. A teraz O1ivia chce mieć dziecko. Nic dziwnego, nie obwiniał jej, jest od niego młodsza i jeszcze nie zaznała rodzicielstwa. http://www.oczyszczalnie-sciekow.biz.pl/media/ W oczach rozbłysło żartobliwe wyzwanie – złap mnie, jeśli potrafisz. Zatrzymał wtedy dżipa w niedozwolonym miejscu i pośpieszył za nią, wspierając się na lasce. Minął fontannę, a Jennifer znowu zniknęła. A potem widział ją w lesie koło domu. Wydawała się prawdziwa. Wysiadał. O to chodzi. Albo miał halucynacje – efekt uboczny prochów, jakie zażywał. Rzecz w tym, że odstawił je miesiąc temu. Na długo przed tym, nim zobaczył Jennifer kilka kroków od werandy. Jennifer albo jej ducha. Nie, nie ma mowy. Nie wierzył w duchy, nie wierzył w zjawiska paranormalne czy nadprzyrodzone. Ba, nie do końca kupił nawet wizje własnej żony z czasów, gdy Wybraniec terroryzował Nowy Orlean.

W panice młóciła rękami i nogami, chciała się uwolnić, zrzucić z siebie ciężar. Serce waliło jej jak oszalałe, tysiąc uderzeń na minutę, strach paraliżował. Musi się uwolnić! Ale dłoń na twarzy nie ustępowała, Fortuna traciła dech, zdradziecki gaz wdzierał się w jej płuca z każdym oddechem. Przerażona do szaleństwa, zaciągnęła się głęboko i... Zakręciło jej się w głowie, członki stały się ciężkie. Nie może zemdleć! Nie zemdleje! Sprawdź Cisza. Zero odpowiedzi. Kristi zrobiło się zimno. – Twój ojciec... Od wypadku bardzo się męczy. Nie może usiedzieć w domu, więc chyba chciał... spojrzeć na wszystko perspektywy, z dystansu... przemyśleć pewne sprawy. – Jakie sprawy? – zapytała Kristi ostrożnie. Wyczuwała w tej rozmowie jeszcze inne, głębsze znaczenie, ale go nie rozumiała. – Nie wiem do końca. Wątpię nawet, czy on wie, ale kiedy już zrozumie, na pewno nam powie. – Nie byłabym taka pewna. – W każdym razie zadzwoniłam, bo pomyślałam, że mogłybyśmy się kiedyś umówić na kolację ? Albo na kawę? Następnym razem, kiedy będziesz w Nowym Orleanie? – Jasne. – Nie pierwszy raz O1ivia usiłowała zmniejszyć dzielący je dystans, ale zazwyczaj uczestniczył w tym także ojciec. To coś nowego. – Będę w mieście mniej więcej za tydzień.