swojej „świętej filiżanki”.

- Nie uciekłam! Jestem na wakacjach, a kiedy wrócę... - Mimowolnie opuściła ramiona. Co będzie, kiedy wróci? Nie miała pracy ani domu, sprzedała przecież swoją willę, zresztą wątpiła, czy teraz potrafiłaby tam żyć, pośród wspomnień złudnej szczęśliwości. A jednak ma szansę wrócić, trzymając głowę wysoko, wsparta na ramieniu przystojniaka, który chciał ją poślubić. A co potem? Przecież to małżeństwo miało trwać zaledwie rok. Potem mogłaby wzruszyć ramionami i powiedzieć, jak wielu innych, że się nie udało. Wstyd o wiele mniejszy niż rola odrzuconej narzeczonej. - Pomyśl tylko, dwanaście miesięcy i wracasz do siebie z milionem funtów na koncie - powiedział Lorenzo, jak gdyby czytał w jej myślach. Kusząca propozycja, ale Jodie przyrzekła sobie przecież, że już nigdy żaden mężczyzna nie będzie nią manipulował. Zacisnęła zęby i odsunęła od siebie myśl o zgodzie. - Skoro chcesz mieć żonę - odpowiedziała ze złością - czemu nie znajdziesz sobie kobiety, która pokochałaby cię i uwierzyła, że jest przez ciebie kochana, że może ci zaufać i cię szanować i... - Zobaczyła, jak na nią patrzy, i zniechęcona potrząsnęła głową. - Och, jaki to ma sens? Faceci, tacy jak ty i John, wszyscy tacy sami. On ceni sobie tylko kobietę, którą może się pochwalić, a inni mężczyźni mu zazdroszczą, a ty chcesz kobietę kupić, żeby móc trzymać pod kontrolą i ją, i wasz związek. Ale to nie ja. I nie mam zamiaru wychodzić za ciebie. - Odwróciła się. Lorenzo nie posiadał się z wściekłości. Odmówiła? Jemu? Najwyraźniej nie zdaje sobie sprawy, jaką jest szczęściarą. Małżeństwo z nim dałoby jej pozycję społeczną, o jakiej większość kobiet może tylko marzyć. O jej względy zabiegaliby sławni i bogaci, a gdyby była wystarczająco inteligentna, żeby to wykorzystać, po rozstaniu z nim mogłaby znaleźć nowego męża. Większość mężczyzn chętnie poślubiłaby wybraną przez niego kobietę. Gdyby zgodziła się powiedzieć „tak", mogłaby całkowicie zmienić swoje życie. Tymczasem ona, zamiast docenić uśmiech losu, próbuje go pouczać! No cóż, nie przetrwałaby nawet dnia, gdyby Caterina zagięła na nią parol. Niepotrzebnie marnuje na nią czas. Powinien raczej pojechać na wybrzeże, gdzie znajdzie dziesiątki dziewczyn, które z radością przystaną na jego warunki. - Doskonale - burknął, odwrócił się i skierował w stronę ferrari. Chyba nie zostawi jej tutaj? Nie zrobiłby tego! W milczeniu patrzyła, jak Lorenzo odchodzi. - Zaczekaj! - krzyknęła i potykając się, pobiegła za nim. - Lorenzo zatrzymał się nagle i odwrócił. - Muszę się skontaktować z firmą wynajmującą samochody i poinformować ich, co się stało. - Nie będą zachwyceni, że uszkodziłaś ich samochód. To może sporo kosztować - ostrzegł ją chłodno. - Jestem ubezpieczona - zaprotestowała, ale zimny strach ścisnął jej żołądek. Jej kuzyn ostrzegał ją przed przykrymi konsekwencjami ewentualnego wypadku. - Nie sądzę, żeby ci to pomogło, zwłaszcza jeżeli poinformuję odpowiednie władze, że jechałaś prywatną drogą i naraziłaś mnie na niebezpieczeństwo. Będziesz potrzebować dobrego adwokata, to kosztuje. - Ale to nieprawda - protestowała słabo Jodie. - Nawet cię tu nie było, kiedy... - głos zamarł jej w krtani. Wzruszył ramionami i ruszył do samochodu. Jodie patrzyła bezradnie, jak otwiera drzwi. To był najbardziej nienawistny, najbardziej wredny mężczyzna, jakiego spotkała. Arogancki egoista, z pewnością ostatni, z jakim chciałaby się związać. Ale rozsądek podpowiadał, że jest późna noc, a ona znajduje się na terenie prywatnym, zdana na łaskę i niełaskę tego antypatycznego typa, gotowego zostawić ją tutaj. Lorenzo uruchomił silnik i zamierzał ją minąć. Jodie ogarnęła panika. Rzuciła się biegiem, nie bacząc na ból w nodze, i zabębniła w drzwi kierowcy. http://www.nfz.info.pl - Nie pozwolę ci poślubić innej kobiety. - Nie możesz mnie powstrzymać. Potrząsnęła głową. - Nie znajdziesz nikogo, Lorenzo, a przynajmniej takiej, którą byłbyś skłonny zaakceptować. Nie w tak krótkim czasie. Jesteś zbyt dumny, by poślubić zwykłą dziewczynę bez pozycji i koligacji, a poza tym... - Przerwała i obrzuciła go szyderczym spojrzeniem. - Jeżeli będzie trzeba, wszystkim opowiem o dziecku, którego kazałeś mi się pozbyć. - To było dziecko twojego kochanka - przypomniał jej. - Sama mi to powiedziałaś. - Ale innym powiem, że to było twoje dziecko. Wiele osób wiedziało, że Gino uważał, że się we mnie kochasz. - Powinienem był mu powiedzieć, że cię nienawidzę. - Nie uwierzyłby ci. - Caterina była wyraźnie zadowolona z siebie. - Tak samo jak nie uwierzyłby, że dziecko nie było jego. Jak to jest być odpowiedzialnym za odebranie życia nienarodzonemu dziecku, Lorenzo? Ruszył ku niej z taką furią w oczach, że rzuciła się do drzwi, otworzyła je szarpnięciem i wybiegła na zewnątrz. Lorenzo zaklął i wrócił do stołu, na który rzucił testament babki. Kiedy notariusz zdołał się z nim w końcu skontaktować i uprzedzić o swoich obawach, o tym, że Lorenzo będzie się musiał ożenić, żeby odziedziczyć Castillo, ale i o tym, że udało mu się usunąć imię Cateriny z testamentu, przepełniła go wściekłość i niedowierzanie. Gdyby nie interwencja starca, Caterina sprytnie złapałaby go w pułapkę. W jednej sprawie nie myliła się. Chciał dostać Castillo. Na razie jednak musiał ochłonąć. Pospieszył na dziedziniec, wdychając ostre powietrze, wolne od duszącej woni ciężkich perfum Cateriny.

cierpiałam! Tempera roześmiała się. — Nie zabawiła u nas długo. Dopiero kiedy sobie poszła, znalazłyśmy zwinięte w kłębek na dnie szuflady twoje ubrania, których nie chciała naprawić. — Na litość boską, nie sprowadź tu nikogo takiego! — Sprawdź - Przykro mi, ale najpierw musi mi powiedzieć. Sylwia uśmiechnęła się - chyba po raz pierwszy od dwóch dni. - W porządku, Flic. Ona ma absolutną rację. - Dziękuję - odrzekła Chloe, odwracając się plecami do siostry. 47. Siedząc w małym, klaustrofobicznym pokoju przesłuchań Matthew był świadom, że to, co dotąd wydawało mu się nie do pomyślenia, zbliża się właśnie wielkimi krokami. Zgłosił się na policję sam, punktualnie o czwartej, nikt go dotąd nie aresztował, ale to wszystko nie przekreślało realności nocnego koszmaru ani go nie osłabiało. Detektyw sierżant Malloy i detektyw konstabl Riley potraktowali go w sposób cywilizowany. Malloy powiedział, mu że jest wolny i może wyjść