Tammy usiadła na brzegu ogromnego łoża, coraz dotkliwiej czując, że nie pasuje do tego miejsca.

- Teraz już rozumiem. To, że się przebywa w jednym miejscu, nie oznacza wcale, że nie można się przemieszczać inaczej. Stanie w miejscu nie musi oznaczać, że się jest czymkolwiek ograniczonym... Nawiązując do obrazu poranka, o którym mówiła przed chwilą Róża, Mały Książę spytał: - Czy ta mgła już całkiem opadła, a słońce wzeszło dostatecznie wysoko? Róża odrzekła z ciepłym uśmiechem: - Chyba jeszcze nie, bo wciąż odkrywam coś nowego... - Ale już wiesz, jak to się stało, że zjawiłaś się na mojej planecie -Mały Książę bardziej stwierdził niż zapytał. - Tak, teraz już chyba wiem... - Teraz? - nie zrozumiał znowu Mały Książę. - Teraz, to znaczy po tym jak zadałeś mi swoje pytanie. Gdybyś go nie zadał, nie wędrowałabym w głąb siebie, aby się tego dowiedzieć. Róża na chwilę zamilkła i rozmyślała. Mały Książę pojął, że to, co Róża opowie, będzie czymś nowym i niezwykłym również dla niej. Po raz pierwszy bowiem opowie to także sobie samej. W myślach przeprosił Różę za to, co kiedyś o niej sądził, gdy zastanawiał się nad jej istnieniem na swojej planecie. Wymagała uwagi i pracy, sama zaś... Zrozumiał, że prawda jest inna. Czymś szczególnym w Róży jest to, że jest taka, jaka jest, że wymaga pracy oraz uwagi i wynagradza to swoim niezwykłym pięknem. Nie mógł się doczekać poznania tajemnicy jej zjawienia się na swojej planecie. Ich wspólnej tajemnicy, którą razem będą odkrywać. - Jestem kwiatem - zaczęła swoją opowieść Róża. - Ale jestem nie tylko kwiatem. Chodzi o to, że mogę być nie tylko kwiatem... Mały Książę znowu był zdumiony. http://www.motoinfosik.com.pl czułem do niego urazy. Ja tylko tęskniłem za Światłem Księżyca... - I nie dał znaku życia? - spytał cicho Mały Książę. - Nie. Minęło wiele czasu i od tamtej pory nikt mnie nawet nie odwiedził. Odbieram i wysyłam jedynie skrzynie z łańcuchami. Dlatego tak bardzo cieszę się z twoich odwiedzin... - Chciałbyś, żeby on wrócił? - spytał Mały Książę. - Tak, bardzo bym chciał. - Co byś mu powiedział na powitanie? Badacz Łańcuchów zamilkł zaskoczony tym pytaniem. Pomyślał i po chwili odparł: - Powiedziałbym mu, że cieszę się z jego powrotu i że brakuje mi jego pomocy, a nawet... jego towarzystwa. Bo tak naprawdę jest... Jeśli z kimś zaprzyjaźniamy się naprawdę, to taka przyjaźń chyba nigdy się nie kończy, prawda? Mały Książę pomyślał o Róży i przyznał rację Badaczowi Łańcuchów. Wyraził to zwykłym skinieniem głowy. - Nie ukarałbyś go więc za to, że straciłeś przez niego Światło Księżyca?

Zirytował się. Najpierw kamerdyner wsadza nos w nie swoje sprawy, teraz ochmistrzyni... Ładne rzeczy. - Pani Burchett powinna trzymać język za zębami. Re¬szta służby też! - Nie, właśnie powinni mówić, co ich gryzie i co jest nie tak - odpaliła coraz bardziej rozzłoszczona Tammy. - Od dzie¬sięciu lat wszystko się sypie. Ani Franz, ani Jean-Paul nie wzięli na siebie żadnej odpowiedzialności nie tylko za sprawy państwa, ale nawet i za sprawne zarządzanie własnymi dobrami. Posiadłość jest na skraju ruiny, choć jeszcze nie widać tego tak wyraźnie. Pańskie oko konia tuczy, powtarza pani Burchett, a ja się z nią zgadzam. Tymczasem ty też umywasz ręce i wra¬casz do swoich zbiorników wodnych. - O, przepraszam - zaperzył się Mark. - Akurat ja nigdy nie chciałem... - Brać na siebie odpowiedzialności? - wtrąciła z furią. - Tak, wiem. Podobno przez całe życie uciekasz przed an¬gażowaniem się w cokolwiek. Pani Burchett mówi, że to przez tę historię z twoją matką. Sprawdź niemożliwego. Podniósł się również. Nigdy w życiu nie spotkał podobnej kobiety. Stała przed nim drobna, bosa, w spranych do granic możliwości dżin¬sach i bawełnianej koszulce, bez śladu makijażu, a przecież imponująca w swoim zdecydowaniu, nieugiętości i sile. Jego wzrok powędrował ku jej wspaniałym włosom. Miał ochotę ich dotknąć. - Na tym chyba zakończymy, książę. Po prostu czasem nie ma dobrego wyjścia. - Jest jedno. - Doprawdy? - zdziwiła się uprzejmie. - Tak. Jedźmy do Broitenburga we troje. ROZDZIAŁ PIĄTY Spojrzała na niego takim wzrokiem, jakby postradał rozum. - A dlaczego miałabym jechać do Broitenburga?