haustem opróżnił ją do połowy. Po chwili dopił resztę.

– Charlie, Charlie, Charlie – mamrotał Luke. – No właśnie. Więc Charliego można wykluczyć. Zostaje nam Richard Mann. Sprawdzałam podstawowe dane. – Rainie rozdała nowe kopie. – Mann nie jest notowany. Ani w Oregonie, ani w Kalifornii nie jest zarejestrowany jako posiadacz broni. Zadzwoniłam do szkoły, w której odbywał praktykę w zeszłym roku. Usłyszałam tylko hymny pochwalne. Majami przesłać jego dossier, ale nie sądzę, żeby to cokolwiek zmieniło. Do tego sekretarka w K-8, Marge, potwierdza alibi Manna. Widziała, jak na początku przerwy wchodził do siebie z kanapką w ręku. Nie opuszczała sekretariatu, który łączy się z gabinetami psychologa i Vander Zandena, aż padły pierwsze strzały. Powiedziała też, że według dobrze poinformowanych plotkarskich kręgów, między szkolnym psychologiem a panną Avalon nic nie było. – Czy to nie dziwne? – odezwał się Sanders. – Oboje młodzi, oboje obcy w tym mieście. Przynajmniej mogliby się zaprzyjaźnić. – Jasne, czemu nie? – zgodziła się Rainie. – Chyba że Vander Zanden od razu wkroczył do akcji i Avalon straciła zainteresowanie nowymi znajomościami. Nie wiem. Jeszcze popytam, ale nie robię sobie większych nadziei. W skali jeden do dziesięciu, gdzie dziesięć oznacza sukinsyna, którego zapuszkujemy do końca życia, daję Richardowi Mannowi trzy punkty, chociaż nie mam na niego nic konkretnego. Tyle tylko, że zataił przed nami pewne informacje. – Rainie wzruszyła ramionami. Robiła co mogła, ale na razie nie bardzo miała się do czego przyczepić. – A co z dyrektorem Vander Zandenem? Sanders? http://www.meblekuchenne.edu.pl - Miłe panie - powiedział. - Mam pewien plan. 130 19 Dom Quincy 'ego, Wirginia Był wczesny czwartkowy wieczór. Agentka specjalna Glenda Rodman pilnowała monitora i w pewnym momencie zobaczyła, że przed bramą domu stoi Quincy. Wcześniej spała dwie godziny, a potem odebrała telefon. Wzywano ją do Filadelfii, ale to wydawało się już odległą przeszłością. Przez resztę nocy oglądała miejsce zbrodni. Potem wróciła do domu Quincy'ego, żeby słuchać kolejnych wiadomości z pogróżkami o śmierci. Coraz to nowe pomysły, chore i perwersyjne. Liczba dzwoniących doszła do trzystu pięćdziesięciu dziewięciu. Niektórych

podany niżej numer. W innej gazetce szukam przyjaciela do korespondencji. Również tu poniżej znalazł się mój numer. Quincy uśmiechnął się lekko. - Czekam jeszcze na wieści z paru miejsc, ale wiem już, że podobne ogłoszenia ukazały się w co najmniej sześciu innych gazetkach, między innymi w „Kumplach z celi", „Wolności natychmiast" i moich ulubionych „Więziennych Sprawdź No, może nie wiadomości, lecz przeczucia, o których wolała nie mówić przez telefon. On chciałby wszystko przeanalizować. Taka była jego metoda działania. A ona wolała nie wyobrażać go sobie, jak siedzi w ciemności i sam zastanawia się nad takimi okropnymi rzeczami jak śmierć jego własnej córki. Poza tym pozostawało jeszcze wiele pytań. Może Mary Olsen była lekko stukniętą, nerwową kobietą, która wyszła za mąż dla pieniędzy i desperacko usiłuje zwrócić na siebie uwagę? Może liczne telefony do Pierce'a od bandy zbrodniarzy to czysty zbieg okoliczności? Może wypadek Mandy był zwyczajnym wypadkiem, a wszyscy dokoła tylko korzystali z okazji, żeby dobrać się do szanowanego agenta FBI? A może istniał jakiś tajemniczy mężczyzna? Może pomógł Mandy upić się tamtej nocy, wiedząc z jej poprzednich wyczynów, do czego może to doprowadzić?