Scott westchnął i ostrożnie odstawił pustą szklankę na półkę

wprowadziła się do tego domu jako niańka Eriki, Mark nie mógł zrozumieć. Widocznie miał w sobie coś, co z kolei wyzwalało w niej inne „coś", dotąd jej nieznane. Świadczyłoby to, Ŝe w gruncie rzeczy, jest kobietą namiętną, spragnioną uczuć. - Nie wiesz, Ŝe nie wolno mnie kusić? - zapytał, podchodząc do niej. Gdy wszedł w strefę światła, zobaczyła, jak bardzo jej pragnie. Ledwo z wraŜenia mogła oddychać, bo nigdy dotąd nie widziała takiego zjawiska. Wszystko dlatego, Ŝe obserwował, jak ona pływa? Stał naprzeciwko niej - sięgnął po ręcznik, który zaraz odrzucił. - Tak bardzo cię pragnę - szepnął jej na ucho. Z nią teŜ zaczęło się coś dziać. Zmysłowe brzmienie jego głosu, gorący oddech sprawiały, Ŝe serce jej zaczęło mocno bić. Świat przestał istnieć. Nic nie było waŜne. - Mark! Słowa, które dławiła w sobie od dwóch lat, słowa, przed którymi uciekała, dogoniły ją i Alli usłyszała własny głos: - Kocham cię, Mark! Doprowadziła go do szaleństwa i świadomość tego wzburzyła Marka. Ale poruszyły go do głębi te słowa, które wyszeptała w najbardziej czułym momencie: „Kocham cię, Mark". Wpadł w panikę. Nie chciał, Ŝeby go kochała. PoŜądała - tak. Potrzebny jej był - http://www.maxstrans.com.pl/media/ Tego dnia w przychodni panował jeszcze większy ruch niż zazwyczaj. Przed południem Scott przyjął ośmiu pacjentów, a w porze lunchu musiał niezwłocznie pojechać do szpitala, by dokonać nagłego zabiegu. Gdy wrócił do przychodni, poczekalnia znów była pełna. - Przebieraj się, tato! - usłyszał głos Amy, gdy tylko przekroczył próg domu. - Jesteśmy gotowi, ale nie chcemy, żebyś nas zobaczył, bo planujemy ci zrobić niespodziankę. - Trzasnęły drzwi i w domu zapanowała cisza. Gorący prysznic postawił go na nogi. Otworzył drzwi szafy, zastanawiając się, jaki włożyć garnitur: czarny czy szary, gdy w głębi szafy zauważył granatową, klubową marynarkę. Wisiała tam, nieruszana, od jego ostatniego pobytu w Summerhill.

- Idę. - Pojadę z tobą. Zmrużyła oczy. - Idź do diabła. Jadę sama. - Dałem słowo Jacksonowi. - Nadal się boisz, że pomogę jej uciec? - Podeszła do drzwi. Stanęła przy nich i odwróciła się do Santosa. – Nie ufasz mi. Oskarżasz, że nie mam do ciebie zaufania, że nigdy go nie miałam. Tymczasem mam go na tyle, żeby cię kochać. To nie ja, ale ty podkreślałeś różnice, które nas dzielą. Cały czas mnie osądzałeś, twierdziłeś, że opływam w bogactwa, że jestem zepsuta, zajęta wyłącznie sobą. Że nie potrafię kochać... - Uniosła głowę. - Ale to ty uznałeś, że nie zasługujesz na moje uczucia. - Z trzaskiem otworzyła drzwi. - Teraz widzę, że nigdy w nas nie wierzyłeś. Nigdy mi nie ufałeś i nadal nie ufasz. Tylko że teraz nie mam czasu, żeby się tym przejmować. Jadę, Santos. Sama. ROZDZIAŁ SZEŚĆDZIESIĄTY SIÓDMY Sprawdź Szczególnie że nie patrzył na nią z aprobatą. Najwyraźniej przebrałam miarkę, pomyślała, zrobiłam z siebie widowisko! Nianie nie powinny tańczyć na przyjęciu. Powinny opiekować się dziećmi i posłuszne wykonywać polecenia. Niania stanowi część wyposażenia. Nie powinno być jej widać ani słychać! Lex śmiał się i mówił, że nie ma siły jeszcze raz zatańczyć, że nie potrafi dotrzymać jej kroku. Willow roześmiała się także, choć w głębi duszy odetchnęła z ulgą. Chwilę później wymknęła się niezauważona z pokoju. Poszła zajrzeć do dzieci, ale wszystkie spały spokojnie. Wyjrzała przez okno i zobaczyła mężczyznę stojącego samotnie opodal altanki. Scott!