- Nie wiesz, o czym mówisz - odparł.

- Dziękuję za szczerość. Alexandra z trudem powstrzymała się od płaczu. Już nigdy nikt jej nie zatrudni, skoro jej kandydaturę odrzuca nawet człowiek o tak zaszarganej reputacji jak Kilcairn. - Dziękuję, że poświęcił mi pan czas - powiedziała, wpychając rekomendacje do torebki. Nieliczni przyjaciele, jacy jej pozostali, mówili, że to nierozsądne i naiwne wyznawać prawdę, ale ona nie mogła znieść myśli, że zostanie zwolniona, gdy do nowych pracodawców dotrą plotki. - Kiedy może pani zacząć? - Zacząć? Lucien Balfour uniósł palcami jej podbródek. - Mówiłem pani, że wiem wszystko, co potrzebuję. Przez krótką chwilę myślała, że zamierza ją pocałować. Spojrzała mu prosto w oczy. Stał tak blisko, że nie miała innego wyjścia. - Mieszkam u przyjaciółki w Derbyshire. Skinął głową i cofnął rękę, muskając jej szyję. - Każę podstawić powóz. Czy dwaj lokaje wystarczą do przeniesienia pani rzeczy? - Dwaj... - Wszystko toczyło się zbyt szybko, ale nie chciała stracić ostatniej szansy. - Aż nadto. - Dobrze. - Hrabia ujął jej dłoń i wolno podniósł ją do ust. Nawet przez rękawiczkę http://www.hale-magazynowe.net.pl/media/ - Tak? Skąd ta pewność? Wzruszyła ramionami. - Kwestia doświadczenia. Znam się na ludziach. Siadaj i jedz, śniadanie gotowe. Zerknął łakomie na plastry bekonu i poczuł rozpaczliwe burczenie w żołądku. - Domyślałam się, że musisz umierać z głodu – powiedziała, idąc za jego wzrokiem. - Oprócz bekonu mamy grzanki i sos, ale ostrzegam: mój sos mięsny to bardzo szczególne danie. Santos spojrzał na nią spode łba. Duma walczyła w nim o lepsze z uczuciem głodu. - Nie musisz mnie karmić. - Nie? - Wyjęła z piekarnika blachę złocistych grzanek i postawiła na blacie. - Mam wrażenie, że coś ci się jednak ode mnie należy. W końcu stuknęłam cię wczoraj dość solidnie. Santos przypomniał sobie napuszone przemowy jednego z urzędników opieki społecznej, który tłumaczył, co mu się, biednej sierotce, należy od państwa. Któraś z przybranych matek ciągle powtarzała, ile zawdzięcza jej i jej mężowi, że zechcieli go przyjąć pod swój dach. Nie chciał od nikogo nic przyjmować, nie chciał nikomu nic zawdzięczać. Powiedział jej to. - W takim razie zapłać mi za jedzenie - odparła Lily po chwili. - Mam zapłacić? - powtórzył, myśląc o kilku dolarach, jakie mu zostały. - Za jedzenie? - Nie oczekiwałam zapłaty, to chyba jasne, ale skoro nie chcesz przyjąć poczęstunku - wytarła ręce w fartuch - to za niego zapłać. - Ile? - Nie wiem. Kilka dolarów. He może kosztować domowe śniadanie?

Wcale nie czuła się odprężona, ale o dziwo, bezpieczna... i oszołomiona, co bez wątpienia było celem hrabiego. - Wracałam do sypialni lady Welkins. Niosłam dla niej książkę. Czekał na podeście. Pchnął mnie na balustradę. Lucien powoli ściągnął jej prawą rękawiczkę. - Zrobił pani krzywdę? Sprawdź zatem nie należało się raczej obawiać, że lady Welkins narobi kłopotów przed wyjazdem Alexandry do Akademii Panny Grenville. - Pięknie grasz. Czy za to również powinienem dziękować pannie Grenville? Nie odwróciła głowy, ale zaskoczona pomyliła kilka nut. - Ojciec mnie nauczył. Umiał nie tylko malować. Lucien zbliżył się do niej tak cicho, że go nie usłyszała, tylko wyczuła ruch powietrza za sobą. - Masz jakieś jego obrazy? - Musiałam je sprzedać, żeby wyprawić rodzicom pogrzeb i popłacić rachunki. Usiadł w drugim końcu ławeczki. - Czy został ci ktoś ze strony ojca? - Paru kuzynów w North, ale nawet bym nie wiedziała, gdzie ich szukać. - Więc oboje jesteśmy samotni.