sypialni, a ona je wkładała. Żadnych komplikacji, wszystko było proste, jasne i ułożone. Pewnego dnia zapytała, ile czasu tu siedzą. - Trzy tygodnie - odparł Diaz. Odpowiedź zszokowała Millę. Patrzyła na mężczyznę, a jej oczu nie zasnuwała już biała mgła apatii. - Ale... Co ze Świętem Dziękczynienia? - już wypowiadając te słowa, miała poczucie ich kompletnego idiotyzmu, była to jednak jedyna rzecz, która przyszła jej na myśl. - Obeszli bez nas. Trzy tygodnie. Znaczyło to, że był już pierwszy tydzień grudnia. - I tak nie miałam z kim spędzić święta - powiedziała. - Masz przecież rodzinę. - Ale nie spędzam z nią świąt, wiesz przecież doskonale. Zamilkła, myśląc o mamie, do której nawet nie zadzwoniła po znalezieniu Justina. Mama mogłaby teraz oczekiwać, że Milla pogodzi się z Rossem i Julią, zapomni im wszystko, przebaczy. A ona nie mogła tego zrobić. Jeszcze nie. Może kiedyś... ale to się dopiero okaże. - No to sami urządzimy sobie spóźnione Święto Dziękczynienia http://www.hab-corp.pl koszmar. - Kiedy? an43 192 - Około dziesięciu lat temu. Wszyscy zginęli, również sześcioro dzieci. * ** Długo po jego wyjściu Milla siedziała bez ruchu, patrząc na swoje dłonie. Zycie nie mogło być tak okrutne. Bóg nie mógł być tak okrutny: pozwolić jej dojść tak daleko, szukać tak długo, aby w końcu strącić ją w czarną otchłań rozpaczy Wiedziała, że Justin wcale nie
nagle. - Dowiedziałeś się może, jak Diaz ma na imię? Ten morderca. Byłoby nam łatwiej odsiewać te plotki, które odnoszą się do niego. - Niestety nie. Nie znam jego imienia - odparł True, ale krótkie, trwające może ułamek sekundy wahanie dało Milli do myślenia. Znów wiedział więcej, niż chciał ujawnić. Nie naciskała. I tak bardzo jej pomógł. Podziękowała mu raz Sprawdź może nawet z True Gallagherem. Jeśli kiedyś przekonałabyś się, że nie możesz mu ufać, lepiej przecież mieć coś pod ręką na wszelki wypadek. - W jednym masz rację. Absolutnie nie ufam Gallagherowi. Milla wyciągnęła się na krześle, krzyżując nogi i mierząc urzędniczkę lodowatym spojrzeniem. - Naprawdę, mam szczerą nadzieję, że znajdę u ciebie to, czego potrzebuję. Jeżeli nie... jesteś dla mnie bezwartościowa. - Grozisz mi wydaniem w ręce glin. - Nie grożę. Informuję i oznajmiam. Mogę ci z równą pewnością oznajmić, że jeśli się dogadamy, zostawię cię w spokoju. Jak już mówiłam, nie wiem, czy kiedyś nie zawitają tu gliny Ludzie, z którymi się zadawałaś, są teraz zamieszani w poważniejsze sprawy.