- Panie Mitz, albo natychmiast wyjaśni mi pan, co jest grane, albo połamię

cheza. Potem było więcej telefonów, ale w tej sytuacji nie podnosiłem słuchawki. - Quincy rozdał kopie akt sprawy zgromadzonym agentom. Wszyscy przyglądali mu się uważnie. - Dołączyłem pełny spis telefonów i więzień, z których telefonowano - kontynuował. - Dzwoniło do mnie ośmiu pracowników, o czym też napisałem. Kilku z nich powiedziało, że informacje na mój temat przekazywane są z ust do ust na spacerniakach. Dwaj ostatni sprawdzili, że źródłem tych informacji były ogłoszenia w gazetkach więziennych. W jednej z nich jestem producentem, który chce zrobić wywiady z więźniami, by wykorzystać je potem w filmie dokumentalnym. Zainteresowanych prosi się o telefon na podany niżej numer. W innej gazetce szukam przyjaciela do korespondencji. Również tu poniżej znalazł się mój numer. Quincy uśmiechnął się lekko. - Czekam jeszcze na wieści z paru miejsc, ale wiem już, że podobne ogłoszenia ukazały się w co najmniej sześciu innych gazetkach, między innymi w „Kumplach z celi", „Wolności natychmiast" i moich ulubionych „Więziennych wieściach prawniczych", które każdego miesiąca wychodzą w trzech tysiącach egzemplarzy. Ponadto są takie strony internetowe jak na przykład WiezienniKumple.com, którym najwyraźniej zapłacono za rozesłanie mojego ogłoszenia pocztą elektroniczną do innych więzień. Mam już wielu fanów! http://www.guzmet.com.pl Zatrzymała się przy chybotliwym stole, ściskając pod szyją rozchełstaną bluzkę i oddychając ciężko. Quincy powoli usiadł. Jego ciemne włosy były potargane. Nie pamiętała, kiedy mu je rozwichrzyła. Policzki miał szorstkie od całodziennego zarostu. Rainie przycisnęła rękę do zaczerwienionej szyi i dopiero teraz poczuła pieczenie. Cholera. Idiotka. I w dodatku za chwilę się rozpłacze, żeby wstyd był jeszcze większy. Jak dorosła kobieta może się tak głupio zachowywać? Dosyć tego. Chwyciła kurtkę i ruszyła w stronę drzwi. – Stój! W maleńkim pokoju głos Quincy’ego zabrzmiał zaskakująco głośno. Rainie zamarła. – Usiądź, proszę – powiedział już ciszej. – Nie. – Nacisnęła klamkę. – Siadaj, do cholery!

jego oczy. Bezradne, nienawistne, nieprzytomne. Znam to spojrzenie. Patrzyłam na te ciała i zastanawiałam się... Wszyscy mówią, że zwykła złość nie może doprowadzić dziecka do morderstwa, ale ja wiem, że może. Czasem trudno się przed nią obronić. Gdy się jest bardzo młodym, bezradnym i wrażliwym... – Głos Rainie załamał się. Siedziała, dusząc w sobie niewypowiedziane słowa, a serce tłukło się jej w piersi jak ptak w klatce. – Martwisz się, że mogłaś kiedyś postąpić jak Danny O’Grady? – zapytał Quincy. Sprawdź Gorący prysznic mógł poczekać. Kolacja też mogła poczekać. Najważniejsze, żeby dotrzeć do Nowego Jorku. Błyskająca dioda na automatycznej sekretarce informowała o pozostawionych wiadomościach. Popatrzyła na nią z obawą. Potem westchnęła, usiadła i przygotowała się do robienia notatek. Sześć telefonów. Nieźle, biorąc pod uwagę fakt, że nikt nie wiedział, gdzie jest. Cztery razy ktoś odłożył słuchawkę. Za piątym odezwał się Carl Mitz: Nadal usiłuję skontaktować się z panią Lorraine Conner. Musimy porozmawiać. Pomyślała, że wcześniejsze połączenia to też dzieło Carla Mit¬ za, chociaż mogła się mylić. Najbardziej zaskoczyło ją szóste połączenie. Dzwonił jej dawny kolega z pracy w Bakersville - Luke Hayes. - Rainie, jakiś adwokat dzwoni po całym mieście, rozpytując o ciebie i twoją matkę. Nazywa się Carl Mitz. Pomyślałem, że powinnaś o tym wiedzieć.