- Naturalnie. - Książę Carlise również wstał i odprowadził ją do drzwi. - Zobaczymy się podczas kolacji. Jeśli będziesz czegoś potrzebowała, natychmiast wezwij służbę.

- W tych wodach pewnie są piękne rafy koralowe. - Ruchem głowy wskazała turkusową płyciznę. - Nurkujesz? - Nie - skłamała. - Słabo pływam. Kiedyś byłam na wystawie w Londynie i tam widziałam fragment rafy. Stąd wiem, że niektóre muszle są nie tylko piękne, ale i bardzo cenne. - Moje szczęście, że Marissa ma jeszcze mało wyszukany gust - zauważył, prowadząc ją za rękę w stronę cieniutkiej linii wyznaczonej na piasku przez fale. - Kilka skorupek małży zupełnie jej wystarczy. - Miło, że o niej pomyślałeś. W ogóle jesteś miły, dodała w myślach. Żałowała, że nie potrafi być wobec niego obojętna. - Pewnie jesteś ulubieńcem swoich siostrzeńców i siostrzenic, zgadłam? - To dlatego, że kiedy się bawimy, lubię się wygłupiać. O, spójrz. Co myślisz o tej? - Schylił się i zwinnie wyłowił długą spiralę, która kiedyś musiała być czubkiem dużej muszli. - Może być. Na pewno nie da się jej połknąć. - Dla Marissy jest najważniejsze, żeby była ładna. - Jest ładna. - Bella przesunęła palcem po gładkiej powierzchni. - Popatrz na tę! - Niewiele myśląc, wskoczyła w cofającą się falę i podniosła muszlę małża, która miała kształt rozłożystego wachlarza, białego z zewnątrz i połyskującego perłowo od środka. - Kiedy będziesz ją dawał Marissie - rzekła, obracając na dłoni swoją zdobycz - powiedz jej, że wróżki robią sobie z tego talerzyki. - A więc lady Isabella wierzy we wróżki... - Wcale nie - żachnęła się i zaraz spoważniała. - Ale Marissa pewnie tak. - Zamoczyłaś stopy. - Zaraz wyschną. - Wzruszyła ramionami, ale zrobiła krok w stronę plaży. - Zaczekaj. - Przytrzymał ją za rękę. - Skoro już weszliśmy do wody, możemy wyłowić jeszcze kilka muszelek. Ruszyli przed siebie, brodząc po kostki w morskiej pianie. Ciepła woda zmieszana z drobnym piaskiem przyjemnie masowała stopy, łagodna bryza chłodziła twarz. Małe fale rozpływały się szerokimi zakolami, budząc odgłos podobny do głębokiego westchnienia. Bella uparcie wpatrywała się w pomarszczone białe dno. Powtarzała sobie, że w tym spacerze nie ma nic romantycznego. Nie mogła dopuścić, by sytuacja wymknęła się spod kontroli. Linia, po której stąpała, była cienka jak włos i ostra jak krawędź brzytwy. Jeden fałszywy krok mógł doprowadzić do tragedii. W najgorszym przypadku nawet do wojny. - Dzisiejsza uroczystość była wspaniała - powiedziała, szukając neutralnego tematu. - Dziękuję, że mnie wziąłeś. http://www.grzejnikidekoracyjne.biz.pl Nie wspomniała o tym, że dzięki niemu chciała choć na chwilę zapomnieć o własnych problemach. Doktor przestrzegał ją, że silny stres może być groźny dla dziecka. - Przecież wiesz, że księżnej się nie odmawia. Zwłaszcza gdy jest w ciąży. - Sprytnie to sobie wymyśliłaś. - Czy dobrze zrozumiałam, że Rosalie przyjeżdża dziś po południu? - Tak. Z całą rodziną. - Doskonale. Odetchnęła z ulgą. W zamieszaniu łatwiej będzie przekazać pakunek Emmettowi. - Czy Edward schował już do sejfu swój największy skarb? - zapytała lekko. - Skarb? Ach, masz na myśli jo - jo. - Wchodząc do salonu, Alice po raz pierwszy od dawna czuła się odprężona. - Obawiam się, że nie miał na to czasu. Przez tę nieszczęsną awanturę z Blaquiem jest jakiś nieswój. Powinien być w siódmym niebie, bo wreszcie udało mu się przeforsować projekt, o który bardzo długo walczył. A on wygląda jak z krzyża zdjęty. Obawiam się, że nie śpi po nocach. - O jakim projekcie mówisz? - zainteresowała się Bella, idąc za nią do garderoby. - Edward bardzo kocha dzieci. Działa w organizacji pomagającej upośledzonym i kalekim maluchom. Przez ostatnie pół roku namawiał zarząd muzeum, żeby zgodził się dobudować specjalne skrzydło, przeznaczone dla najmłodszych. W końcu udało mu się uzyskać zgodę. Nie wspominał ci o tym? - Nie, nie wspominał. - Musisz go poprosić, żeby pokazał ci projekty. Zrobił je na własny koszt. Chciał, żeby było dużo światła i przestrzeni, w której dzieciaki czułyby się swobodnie. Członkowie zarządu bardzo się krzywili, kiedy przedstawiał im swoje pomysły. Nie mieściło im się w głowie, że dzieci mogłyby dotykać rzeźb, a zamiast Rubensów i Renoirów oglądać ilustracje do ulubionych bajek.

iść do domu, zjeść porządny obiad i wyżalić się Karolowi. Wyłączył muzykę, chowając słuchawki do kieszeni. Podniósł się, krocząc wolno jakąś blokową uliczką w stronę przystanku autobusowego. Kopnął kamyk, który znalazł się na jego drodze. Nagle usłyszał znajomy głos. Uniósł głowę, przystając i wyglądając zza nierówno przystrzyżonych krzaków, dostrzegając blondyna, rzekomego kochanka Adama, z Sprawdź wszystko, co mogłoby jej zagrozić. Niczym to nie przypominało poetyckich westchnień. Mimo wszystko łatwiej było jej mówić, że powinien sobie wybaczyć dawne błędy, niż jemu to zrobić. Może kiedy zwróci Becky Talbot Old Hall i zapewni jej bezpieczeństwo, będzie do tego zdolny. Wcześniej nie. Dopiero wtedy sobie na to zasłuży. Gdy wracał do willi z porannego rekonesansu, znów był w niewesołym nastroju. Ujrzał bowiem Kozaków rozmieszczonych dyskretnie wokół tutejszej rezydencji Westlandów. Postanowił trzymać się z dala od Westlanda, bo Kurkow najwyraźniej obserwował każdego, kto wchodził lub wychodził z domu księcia. Kozacy, chociaż ubrani jak Anglicy, nie uszli jego bystremu oku. Potężni mężczyźni o kanciastych sylwetkach ani trochę nie przypominali Brytyjczyków, choć nie nosili już swoich charakterystycznych mundurów. Kręcili się tu i tam, próbując nie rzucać się w oczy. W Londynie mogliby pozostać niezauważeni, ale Brighton było spokojnym miastem. Kozacy obserwowali siedzibę