Na tym sprawa stanęła.

- Bzdura, widzę nawet spore podobieństwo. Ale do rzeczy. Pierwsza w kolejce to panna Grubb, jedyne dziecko Thomasa Grubba. Zdaje się, że zbił niezły majątek na ostatniej wojnie. W każdym razie jest uważany za bardzo szanowanego obywatela. Panna Grubb odebrała staranne wykształcenie w Akademii Milsom w Bath, gdzie została dobrą przyjaciółką lady Anny Hope. Ma wyjątkowo bystry umysł, jest dobrze zorientowana w świecie i kieruje się w życiu odpowiednimi zasadami. - O mnie zaś można powiedzieć wszystko poza tym, że jestem dobrze zorientowany - mruknął Lysander. - Ponadto nie ukrywam, że nie przestrzegam żadnych zasad. Świetnie znam ten rodzaj kobiet: paradują w szkaradnych kapeluszach i odwiedzają na okrągło biednych i potrzebujących. - Nie zaprzeczysz, że to bardzo właściwe zachowanie - zauważyła lady Helena. - Będzie mogła składać wizyty wieśniakom w Abbots Candover. - Mów dalej, kto następny? - Pani Meddick, wdowa po znanym bogaczu. - Dobry Boże, a ile ona może mieć lat? Stary Meddick umarł po siedemdziesiątce! - Pani Meddick to jego druga żona i wierz mi, o wiele młodsza. Może być o rok starsza od ciebie, tak czy owak to mało znacząca różnica. Otóż pani Meddick... - Ciotka celowo zawiesiła głos - jest szacowana na ćwierć miliona fantów! - Wątpię, aby interesował ją związek ze stojącym na skraju bankructwa markizem. Z takim majątkiem może sobie kupić kogoś lepszego! - Błagam cię, nie bądź taki sarkastyczny. Zdaniem Thorhilla jest to wielce prawdopodobne. - A trzecia kandydatka? - To niejaka panna Hastings-Whinborough. W spadku po ojcu, który zajmował się handlem, otrzymała niedawno okrągłą sumkę stu tysięcy funtów. Mówiono mi, że ma dość nieciekawą matkę, ale dziewczyna uchodzi za piękną i o słod¬kim usposobieniu. Ciotka nie uznała za stosowne wspomnieć, że osobiście poczytuje pannę za intelektualistkę. Trzeba jednak nadmienić, iż dla lady Heleny każdy, kto zadawał sobie trud przeglądania (niekoniecznie czytania) czegoś więcej poza Observerem czy Przeglądem Sądowym, zaliczał się do grona ludzi nadzwyczaj inteligentnych. Nastąpiła chwila przerwy, po czym markiz zaśmiał się krótko. - I co mam na to powiedzieć, ciociu Heleno? Jedno jest pewne, wolę mieć żonę młodszą od siebie i nie interesują mnie wdowy, więc pani Meddick nie wchodzi w grę. Ponadto nie mógłbym poślubić kobiety o nazwisku Grubb, trzymającej się kurczowo zasad, które ja uważam za nudziarstwo! Pozostaje nam więc jedynie śliczna panna Harding-Whortleberry czy jak jej tam. - Nareszcie rozumujesz rozsądnie. - Ciotka pokiwała z aprobatą głową. - Jednak jeśli już mam się żenić dla pieniędzy, muszę przynajmniej zobaczyć, jak prezentuje się ta dziewczyna. Inaczej w jaki sposób, do diabła, miałbym podjąć decyzję? - Zostaw to mnie - oświadczyła lady Helena. - Niech pomyślę, Hastings-Whinborough... wątpię, aby jej matka należała do któregoś z komitetów charytatywnych. Ale to głupstwo, popytam się! Tydzień później nic nie podejrzewająca Clemency Hastings - nie używała, jak jej matka nazwisk Hastings¬-Whinborough uważając to za fanfaronadę - spędzała poranek wraz z dwiema przyjaciółkami. Mary i Eleonor Ramsgate. Zawsze z wielką ulgą opuszczała dom, bo choć starała się być usłużną córką, nie potrafiła wzbudzić w sobie miłości. Pani Hastings-Whinborough miała zbyt Ograniczony i owładnięty zazdrością umysł, aby zostać przyjaciółką córki. Mimo wszystko pierwszy rok po śmierci ojca minął im w miarę spokojnie, bowiem Cle¬mency za bardzo rozpaczała, aby wziąć na siebie nowe komplikacje i stawić czoło matce. Ta zaś skupiła całą uwagę na ścisłym przestrzeganiu żałoby i sprawdzaniu, czy aby czerń licznych toalet pasuje do jej jasnych włosów. Z początkiem drugiego roku dzielna wdowa (odziana już w olśniewający strój w kolorze lawendowym i perłowym) robiła wszystko, aby zdobyć względy niejakiego Aldermana Henry’ego Bakera, znanego powszechnie wroga kobiet. Owładnięta nową pasją, wzięła sobie za punkt honoru zaciągnięcie go do ołtarza, przekonana, że to dla niego najlepsze wyjście. Realizacja tego celu zajęła ją całkowicie i Clemency mogła bez przeszkód poświęcać się swoim zainteresowaniom - spędzała czas na lekturze ulubionych książek i odwiedzała przyjaciół. Alderman Baker od pięć¬dziesięciu lat cieszył się stanem kawalerskim i jego awersja do małżeństwa była już przysłowiowa. Zakładano się nawet, co zwycięży - mizantropia Bakera czy zacięty upór wdowy. Gdyby Clemency o tym wiedziała, bez wahania postawiłaby na matkę. Jej nieustępliwość i żelazna wola, by za wszelką cenę dopiąć swego, niejednokrotnie w przeszłości obezwład¬niały zarówno Clemency, jak i jej ojca. Nagle, przez przypadek bądź też zrządzenie losu, Alderman Baker zmarł na apopleksję i pani Hastings-Winborough ponownie skupiła swą uwagę na córce. http://www.gim3-skierniewice.pl/media/ - Ach - mruknęła,Gemma kojąco. - Widzę, że nie będzie ci łatwo, ale powiedz mi jedno - spytała, nim Willow zdołała poinformować, że jutro zamierza rzucić tę pracę. - Gdy patrzysz na te dzieci. Czy widzisz w nich chociażby ziarno dobra? Willow zmarszczyła nos. Ziarnko dobra? Chciała zaprzeczyć, ale ponieważ z natury była sprawiedliwa, postanowiła zastanowić się nad pytaniem matki. Przypomniała sobie, że gdy poszła zajrzeć do dzieci po ich poobiedniej drzemce, zamiast zastać Mikeya w jego kołysce, znalazła go w pokoju Lizzie. Amy też tam była. Spali razem na łóżku najstarszej dziewczynki, która otoczyła młodsze rodzeństwo ramionami. Ten widok głęboko poruszył Willow. Ale dziesięć minut później cała trójka zbiegła na dół, popychając się nawzajem.

o całym bożym świecie. Scott zdawał sobie sprawę, że zachował się niegrzecznie. Powinien wejść do środka. Wyszedł, ponieważ nie mógł przebywać z Willow w jednym pomieszczeniu. Co było z nim nie tak? Czyżby miał na jej punkcie obsesję? To mu psuło wieczór. Sprawdź Bessy, która przyniosła właśnie obiad, popatrzyła na nią sceptycznie, ale powstrzymała się od komentarza. Usłyszała w wiosce od starszej pani Carter, że widziano na jarmarku lady Arabellę. Krążyły też pogłoski, że markiz pojawił się tam z nieznajomą damą. Pani Carter umilkła w nadziei, że dowie się czegoś więcej od Bessy, lecz gdy ta nie zareago¬wała, fuknęła: - To zresztą sprawa markiza, a ja nie jestem z tych, co obgadują swoich panów. Jeśli markiz wybrał się na jarmark z Clemency, może to oznaczać romans, pomyślała Bessy. Ale Clemency nie wyglądała na osobę, która spędziła wieczór w ramionach kochanka. - To niewiarygodne, że panna Baverstock próbowała wplątać w to ciebie, Clemency - rzekła z ulgą pani Stoneham, pewna, że wszystko dobrze się skończyło. - Naturalnie, miałaś określone zdanie na temat pana Baverstocka, ale żeby jego siostra, taka dama, zrobiła coś tak haniebnego... Kocha¬nie, poczęstuj się jeszcze kawałkiem jagnięcia. Ledwie skubnęłaś jedzenie. Dopiero nieco później, w salonie, pani Stoneham poruszyła drugą sprawę: - Zanim zastanowimy się nad odpowiedzią dla pana Jamesona, powinnaś się dowiedzieć, że w piątek sama otrzymałam od niego list. Clemency spojrzała na nią pobladła z przejęcia. Kuzynka pogłaskała ją po dłoni. - Nie bierz tego tak poważnie, Clemency, nie ma potrzeby. Wiadomość nie jest wcale przerażająca, pozwól, że ci przeczytam. - Podeszła do szafki i otworzyła szufladkę. - O, jest tutaj. Na początku przekazuje mi zwyczajowe po-zdrowienia i podziękowania, że byłam tak łaskawa i zgodzi¬łam się na rozmowę. Ma też nadzieję, że nie sprawił mi tym kłopotu, i tak dalej, i tak dalej. Teraz posłuchaj: W świetle nowych wydarzeń w dwójnasób niefortunna okazuje się nieobecność panny Hastings. Jej matka właśnie ogłosiła, że zamierza przyjąć oświadczyny pana Johna Butlera. W tak radosnym i dobrze wróżącym na przyszłość momencie byłby zapewne przychylnie przyjęty odpowiedni list, dowodzą¬cy uległości córki. Chociaż matczyne uczucia pani Hastings zostały dotkliwie urażone, chodzi jej jedynie o dobro córki. Pan Butler wspaniałomyślnie zaoferował pannie Hastings miejsce do zamieszkania, jednak pozwoliłem sobie zasugero¬wać, że jeśli znajdzie się inne stosowne i godne zaufania rozwiązanie, można zaproponować bliskiej przyjaciółce bądź, krewnym, którzy zaopiekują się panną Hastings do czasu jej zamążpójścia, hojną rekompensatę. Pani Hastings łaskawie na ten pomysł przystała. Droga pani, jeżeli przypadkiem usłyszy pani cokolwiek o miejscu pobytu panny Hastings, jestem pewien, że ją pani powiadomi i skłoni do powrotu.