– Jak może być nieboleśnie? Wy, mądrzy, jeśli coś wam w mózg nie wchodzi, to

przez to razem ze statkiem poszedł na dno. Zachwycałeś się tym, ojcze, i chwaliłeś go. Berdyczowski westchnął męczeńsko, z góry już wiedząc, czym się skończy ta nie w porę wszczęta dyskusja. Pelagia swymi pytaniami i dowodzeniami doprowadzi przewielebnego do wściekłości, nastąpią wymyślania i pusta strata czasu. A warto by o sprawie porozmawiać. – Zachwycałem się jako obywatel kuli ziemskiej. A jako osoba duchowna, zobowiązana troszczyć się o nieśmiertelność duszy, potępiam i boleję. – Tak, tak. – Zakonnica błysnęła ostrym spojrzeniem i zadała archijerejowi cios, który Brytyjczycy określiliby jako niesportowy. – Iwana Susanina, który dla uratowania najjaśniejszej dynastii dobrowolnie poszedł pod polskie szable, też wasza przewielebność potępia? Mitrofaniusz, który już zaczynał się złościć, chwycił się palcami za brodę. – Iwan Susanin może miał nadzieję, że w ostatniej chwili uda mu się uciec przed wrogami w las. Jeśli pozostaje nadzieja, choćby najwątlejsza, to już nie jest samobójstwo. Kiedy żołnierze idą do niebezpiecznego ataku i nawet, jak to się mówi, „na pewną śmierć”, to mimo wszystko każdy ma nadzieję na cud i modli się o to do Boga. Cała różnica właśnie w nadziei, w nadziei! Dopóki żyje nadzieja, żyje Bóg. I ty, zakonnica, powinnaś to wiedzieć! Pelagia odpowiedziała na wyrzut pokornym pokłonem, ale nie dała za wygraną. – A Chrystus, kiedy szedł na krzyż, też miał nadzieję? – spytała cicho. W pierwszej chwili władyka nie do końca zrozumiał sens bezczelnego pytania i tylko się nachmurzył. Zrozumiawszy zaś, wstał, wyprostował się, tupnął nogą i zakrzyczał: http://www.gabinetginekologa.com.pl Z początku uznałam, że wychodzi bzdura, ale przeczytałam drugi raz, trzeci i umysł mi się rozjaśnił. To nie jest jedno orędzie, lecz dwa, każde z trzech słów! I sens pierwszego jest zupełnie jasny! Śmierć Teognosta mętna. Oto co chciał oznajmić zwierzchności klasztornej starzec! Że okoliczności śmierci pustelnika Teognosta, którego miejsce zwolniło się sześć dni temu, są podejrzane. I jeszcze z Apokalipsy dodał potem słowa: „Mający uszy niechaj słyszą”. Nie usłyszeli mnisi, nie zrozumieli. Co znaczy „śmierć mętna”? Czy aby nie o zabójstwie mowa? Jeśli tak, to kto zabił świętego starca i w jakim celu? Odpowiedź dawało drugie orędzie, nad którym niedługo łamałam sobie głowę. Rozwiązanie podpowiedziało słowo monachum, czyli po łacinie „mnicha”. A więc przesłanie

– Czyim? – spytał ochryple pan Matwiej. – Moim. A może i pańskim. No, niech mi pan powie, doradco, czy mógłby pan nagle całe swoje życie przekreślić, stracić dla jednego tylko mgnienia? Nawet nie dla mgnienia, zaledwie dla nadziei na mgnienie, która w dodatku być może się nie ziści? Berdyczowski wybełkotał: – Nie rozumiem pani... Pani mówi dziwne rzeczy. Sprawdź Polina Andriejewna, która wyrobiła już sobie pogląd na gospodarza gabinetu, machnęła na list ręką i roześmiała się beztrosko. – Ma pan rację. Co do archimandryty pewnie też. Kobiet on znieść nie może. Wykorzystałam to bezwstydnie, żeby siłą wyrwać od biedaka przepustkę do pańskiej cytadeli. Doktor uniósł brwi i z lekka rozciągnął kąciki warg, jakby uczestnicząc w śmiechu pani Lisicynej, nie w pełni jednak, lecz tylko częściowo. – A do czego jestem pani potrzebny? – O panu w Moskwie opowiadają tyle intrygujących rzeczy! Moja decyzja, by wybrać się z pielgrzymką na Nowy Ararat, była porywem, który mnie samą zadziwił. Wie pan, jak to bywa z nami, kobietami... No więc przypłynęłam tutaj i pojęcia nie mam, czym się zająć. Cóż, próbowałam się modlić, ale, niestety, poryw minął. Poszłam zobaczyć archimandrytę. Jeszcze popłynę kutrem wokół archipelagu... – Polina Andriejewna rozłożyła ręce. – A wracać mam dopiero za cztery dni.