dokumentów umożliwiających im powoły-

Czując się do pewnego stopnia współodpowiedzialna (do czytania powieści zachęciła władykę właśnie ona), Polina Andriejewna poprosiła: – Proszę go nie wypędzać, on nie jest winny. Nie będę składać skargi. – Naprawdę? – Korowin się rozjaśnił i pogroził palcem niewidocznemu aktorowi. – No, teraz będziesz mi się uczył roli Cukru z Niebieskiego ptaka! – Ale od razu znów spuścił wzrok. – Trzeba przyznać, że uzdrawiacz dusz ze mnie nienadzwyczajny. Niezbyt wielu udaje mi się pomóc. Przypadek Terpsychorowa jest ciężki, ale nie beznadziejny, natomiast jak ratować Lentoczkina – pojęcia nie mam. Polina Andriejewna drgnęła: zrozumiała, że zniknięcia Aloszy jeszcze nie wykryto, i nic nie powiedziała. Jednokółka jechała już przez sosnowy lasek, pośród różnobarwnych, w najrozmaitszych stylach utrzymanych domków kliniki. Zza zakrętu ukazała się willa doktora; u jej podjazdu stała zaprzężona w czwórkę koni, nisko osadzona kareta – czarna, ze złotym krzyżem na drzwiczkach. – Czcigodny ojciec zawitał – zdziwił się Donat Sawwicz. – O co może chodzić? Zazwyczaj do siebie zaprasza, i to zawczasu. Widać stało się coś niezwykłego. Zaprowadzę panią do swoich prywatnych pokoi, powiem, żeby się panią zajęto, a sam, przepraszam pokornie, udam się do gabinetu, do władcy wyspy. Nie stało się jednak wedle zamiaru Korowina. Archimandryta zobaczył zapewne podjeżdżającą bryczkę przez okno i wyszedł przywitać się do przedpokoju. A właściwie nie http://www.gabinet-terapeutyczny.com.pl/media/ co jest przeznaczone tylko dla niego, to pewnie podąża wprost do pomieszania umysłu. Ech, bracie, kaszy się z tobą nie uwarzy – pomyślał skołowany pułkownik. Pora już było kończyć bezużyteczną rozmowę, i tak pół dnia stracił niemal na darmo. Żeby wyciągnąć z niepotrzebnego spotkania choćby jaki taki sens, Lagrange zapytał: – A czy może mi pan pokazać, z której strony znajduje się Mierzeja Postna, gdzie najczęściej pojawia się widmo? Blondyn wstał usłużnie i podszedł do poręczy. – Widzi pan skraj miasta? Za nim jest rozległe pole, dalej cmentarz kutrów rybackich, o, tam maszty sterczą. Na lewo bieleje nieczynna latarnia sygnalizacyjna. Bury stożek to kaplica Pożegnalna, gdzie odbywają się nabożeństwa żałobne za pustelników. A za nią w wodę wrzyna się wąziutki pas lądu, jakby palec pokazujący wysepkę. Ta wysepka to właśnie pustelnia, a pasek lądu – Mierzeja Postna. To ona, między kaplicą a chatką pławowego. – Chatką? – upewnił się pułkownik. Czy to przypadkiem nie ta, o której mówił

i której się brzydzi, nie pozwala mu odejść. Podchodzi do swojej niedoszłej partnerki. Staje tuż przed nią. Zaskoczona zastyga w tańcu z suknią podciągniętą do kolan. – Idziesz ze mną – ni to pyta, ni żąda. Ona ogląda się za siebie, posyłając uspokajające Sprawdź – Wie pan, kto strzelał? – Nie, ale słyszałem, że jakiś mężczyzna uciekł wyjściem od zachodniej strony. Nie wiem. – A co z uczniami? Wszyscy są na zewnątrz? – Zastosowaliśmy podstawową procedurę ewakuacyjną wyrecytował automatycznie Richard Mann. Po czym zniżył głos, żeby usłyszała go tylko Rainie: – Dwie nauczycielki mówiły, że ktoś leżał na korytarzu. Ale musiały zająć się swoimi klasami i nie mogły się zatrzymać... Poza tym bały się, że dzieci coś zauważą. Sam widziałem tutaj kilkoro rannych uczniów. Chciałem wezwać pogotowie, ale sanitariusze są już w budynku. – Przeszedł pan jakieś szkolenie medyczne? – Mam pojęcie o reanimacji, jeszcze z YMCA, – Dobrze. A teraz niech pan słucha: zorganizuje pan na boisku punkt pierwszej pomocy. Zbierze pan wszystkie ranne dzieci. Widziałam, jak jakiś chłopiec upadł na chodniku. Trzeba kogoś po niego posłać. Proszę