nad głowę, wyprostowana jak baletnica. Po chwili skoczyła, drobna postać mknąca w dół. Bentz patrzył, jak znika we wzburzonym morzu. Rozdział 29 Miał wrażenie, że znowu przeżywa śmierć Jennifer. Patrzył w morską kipiel. Zrobiło mu się niedobrze. Zacisnął dłonie na poręczy. Serce waliło mu jak oszalałe, w umyśle wirowały myśli. Dlaczego skoczyła? Dlaczego? Przeczesywał wzorkiem powierzchnię wody, szukał jej, wypatrywał skrawka bieli albo różu na gniewnym morzu. Nie. Na miłość boską... – Hej! – Usłyszał z daleka, jakby z długiego tunelu. – Hej! Zamrugał szybko i zobaczył, że ktoś biegnie w jego stronę. Dwie osoby. Dwudziestolatek z długimi włosami i szczupła dziewczyna. – Widziałem, jak skoczyła. Skoczyła! – mówił chłopak, opalony na czerwono, że strachem w oczach. – Nic jej nie jest? – Niemożliwe – wtrąciła się jego towarzyszka. – Przecież to jakieś dwadzieścia metrów. – Więcej, ze trzydzieści. – Dzieciak dramatyzował, podbiegł do poręczy, wyjrzał. Nie umiał oceniać wysokości. Dopiero wtedy zobaczył broń w ręku Bentza. – O! – Zatrzymał się w pół kroku, uniósł ręce. – Spokojnie, człowieku. – Jestem z policji. – Bentz wyjął odznakę, pokazał. Robił to już setki, może tysiące razy, ale dzisiaj ten gest wydawał się sztuczny, niezdarny. – Rick Bentz z policji w Nowym http://www.gabinet-terapeutyczny.com.pl z molo! – Chodźmy! – Kilku mężczyzn pobiegło w stronę wody, choć wątpił, by coś znaleźli. Jennifer zniknęła. Znowu. Starzy facet zdjął za dużą, śmierdzącą tytoniem marynarkę. – Proszę. Przyda ci się. Bentz z wdzięcznością otulił się ciepłą marynarką. Cały czas wpatrywał się w wodę. Zaczęły się poszukiwania. – Proszę pana? – odezwał się niski głos. Bentz się odwrócił. Policjanci z patrolu szli ku niemu przez piach. – Jest pogotowie – zaczął jeden z nich. – Nie trzeba. Jestem policjantem. – Bentz sięgnął do kieszeni i wyjął odznakę w wodoodpornym etui. Podał ją funkcjonariuszom. – Nie trzeba mi lekarza. Nic mi nie jest,
Ale przegrywała tę walkę. Krztusiła się wodą. Traciła siły, choć nie dawała za wygraną, starała się oderwać brutalne palce od swojej szyi, machała nogami, chcąc kopnąć zabójcę. Dalej, Shana. Walcz. Gryź. Zrób coś! Ale woda jest taka ciężka. A napastnik taki zwinny, nawet w wodzie. Nos i płuca płonęły żywym ogniem, podobnie jak gardło. Chciała odkrztusić wodę, ale Sprawdź – To mi wystarczy – zdecydował. – Na tydzień. – Świetnie. Przejechała jego kartą kredytową przez terminal i dobili transakcji. Dzieciak cały czas mamrotał coś o tandetnych pilotach za grosze. Rebecca zmierzyła go ostrym wzrokiem i ponownie zajęła się Bentzem. – Proszę, oto mapka okolicy. Od szóstej do dziesiątej rano podajemy śniadanie kontynentalne, kawa jest dostępna przez cały dzień. Z trudem się powstrzymał, by nie spojrzeć na smętne resztki w dzbanku. – Gdyby pan czegoś potrzebował, proszę dzwonić na recepcję. – To badziewie... – odezwał się chłopak. – Tony! – warknęła Rebecca. – Dosyć! Chłopiec, naburmuszony, odwrócił się do niej plecami i ze złością potrząsnął pilotem, jakby w ten sposób chciał go zmusić do działania.