Zauważyła, że spojrzał na nią z ukosa, skrzywił się i zrobił taki ruch, jakby zamierzał uciec. Jackson pokręcił głową i pokazał mu krzesło naprzeciw siebie. Santos usiadł z miną skazańca.

jakby chciał ocenić, czy to przypadek, czy też Ida Trent była niedyskretna. Najwyraźniej niewinny wyraz twarzy Willow zmylił go, bo chwilę później wyraźnie odetchnął z ulgą. - Cóż - stwierdził. - Na świecie potrzeba najróżniejszych ludzi... R S Willow z trudem stłumiła śmiech. - A jak tobie minął dzień? - spytał. - Robisz jakieś postępy z Lizzie? - Obawiam się, że nie. - A co z Amy? - Też nic. Zmarszczył brwi. - Naprawdę przykro mi, że... - zaczął, ałe Willow nie pozwoliła mu dokończyć. - Nie, to mnie jest przykro, że wtedy u Morgantiego zachowałam się tak niegrzecznie - wyrzuciła z siebie jednym tchem. - Już dawno powinnam była za to przeprosić. Nie znałam wówczas wszystkich okoliczności i chociaż wiem, że to nie jest żadna wymówka, doktorze Galbraith... http://www.ford-puma.com.pl Niech to szlag! Uderzył pięścią w drugą dłoń. Poprosił Idę Trent o nianię - szarą myszkę, a Willow z pewnością nią nie była. Oczywiście nikt nie uznałby jej za oszałamiającą piek- R S ność, ale problem tkwił w jej sylwetce. Miała niesamowitą figurę! Najbardziej zmysłową, jaką kiedykolwiek widział, a widział przecież niejedną kobietę. Nie mógł pozwolić, by chodziła po domu ubrana w króciutkie szorty czy obcisły podkoszulek. Szczególnie teraz, gdy wiedział, co kryje się pod ubraniem. Musi zakryć jej wdzięki zbroją, która uchroni ją przed żądzą, jaką w nim rozpaliła, przeciągając się leniwie w słońcu. Rozwiązanie samo mu się nasunęło. W stolicy wszystkie pracujące dla niego nianie nosiły mundurki. Taki mundurek można

Piknik miał się okazać wydarzeniem, które na długo utkwiło w pamięci Clemency. Dzień zaczął się jednak nie najlepiej, rankiem bowiem zastała w jadalni tylko pana Baverstocka, który zajadał smażone na bekonie cynaderki. Na jej widok mruknął oschłe „dzień dobry”. Cokolwiek powiedział mu markiz, musiało go mocno dotknąć. Clemency nie spała dobrze tej nocy i nadal bolała ją ręka. Bez słowa nalała sobie kawy i wzięła grzankę. Mark również nie zamierzał podejmować konwersacji, toteż sięgnęła po wczorajszy Morning Post i zaczęła go przeglądać. Znajdo¬wała się tam jak zwykle notatka na temat zdrowia księżniczki Charlotty, informacja o ciekawszych wydarzeniach w nadcho¬dzącym tygodniu i oświadczenie specjalnego komitetu na temat wykorzystywania małych chłopców do prac kominiar¬skich. W każdy inny dzień artykuły wzbudziłby jej zaintereso¬wanie, lecz dzisiejszego ranka ledwie na nie zerknęła. Gdyby zechciała jeszcze zajrzeć do rubryki „zgubiono - znaleziono”, przeczytałaby ciekawy anons: Panna C.H.- W. Proszę o kontakt. Jameson. Skrzynka numer 240. Dyskrecja zapewniona. Po skończonym śniadaniu Clemency opuściła jadalnię i poszła do kuchni. Na dole wrzała praca. Na wpół wypeł-nione kosze z wiktuałami stały na podłodze, a Molly i Peggy oraz kucharz energicznie uwijali się, by dokończyć pakowa¬nia. Clemency popatrzyła na panią Marlow. - Wszystko w najlepszym porządku, panno Stoneham. Timson dopilnuje, by do południa wszystko znalazło się w powozie. - Dziękuję, to wspaniale. - Clemency odwróciła się i pobiegła na górę. Chciała sprawdzić, jak radzą sobie Arabella z Dianą. Lekcja miała rozpocząć się o dziewiątej, ale nie spodziewała się zrobić dziś zbyt wiele. Sprawdź lokalnego muzeum. To ostatnie najbardziej go nękało, poniewaŜ polecił nie spuszczać oka z mapy podczas ekspozycji. Sęk w tym, Ŝe urwał się z sufitu Ŝyrandol, omal nie zabijając Melisy Mason, reporterki telewizyjnej, która filmowała właśnie stanowisko z ową mapą. W czasie tego zamieszania członek Klubu Logan Voss, roztrącając gości, pobiegł ratować swoją ukochaną, i właśnie wtedy mapa zniknęła. Mark i jego klubowi towarzysze postanowili za wszelką cenę odzyskać ów skarb. Złodziej powinien być na taśmie, okazało się jednak, Ŝe fotoreporter sfilmował tylko sylwetkę jakiejś kobiety. Skoro o kobietach mowa, to przed oczami Mark miał dwie twarze. Uroczej małej dziewczynki, którą się opiekował, i pięknej, atrakcyjnej kobiety, która, gdyby nie zachował ostroŜności, mogłaby mu porządnie zajść za skórę. ROZDZIAŁ DRUGI Alli, przekraczając wielką drewnianą bramę z logo rancza Hartmanów, zadawała