– Jennifer! – zawołał.

świadomość. Walczyć. Napastnik był na niej, w wodzie. Ręce w rękawiczkach otoczyły jej szyję, ściągały w dół. Przez taflę wody widziała twarz wykrzywioną gniewem, zniekształcone rysy. O Boże. Zna tę twarz. Ale nie mogła myśleć, nie mogła oddychać. Boże, pomocy. Błagam, ratunku, bo mnie zabije! Walczyła, szarpała się, usiłowała się odwrócić, przekręcić tak, żeby napastnik znalazł się pod wodą. Shana była silna, od lat pływała, ale ogarniało ją znużenie i nie mogła sprostać determinacji mordercy. Nie, Jezu, nie! Dławiła się wodą. Usiłowała zachować jasność myślenia. Przeżyć. Ale przegrywała tę walkę. Krztusiła się wodą. Traciła siły, choć nie dawała za wygraną, starała się oderwać brutalne palce od swojej szyi, machała nogami, chcąc kopnąć zabójcę. Dalej, Shana. Walcz. Gryź. Zrób coś! Ale woda jest taka ciężka. A napastnik taki zwinny, nawet w wodzie. Nos i płuca płonęły żywym ogniem, podobnie jak gardło. Chciała odkrztusić wodę, ale nie miała siły. Płuca domagały się tlenu. Boże, Boże... Nie! Ogarniała ją ciemność, gwiazdy i księżyc wirowały jej przed oczami, nieboskłon przecięła smuga odrzutowca. Umrę, zrozumiała nagle. Poruszała się coraz wolniej, już nie http://www.epsychoterapiawarszawa.edu.pl/media/ po dwunastej. W Luizjanie dochodzi trzecia nad ranem. Poczeka. Wstał, podszedł do okna, uchylił żaluzje i spojrzał na spowity mrokiem parking. Świecił pustkami, stały na nim te same samochody co zawsze. Spokój. Nadal poruszony, poszedł do łazienki i obmył twarz. Powtarzał sobie, że przeszedł w życiu gorsze chwile niż nocne koszmary, połknął kilka tabletek ibuprofenu i wrócił do łóżka. Włączył telewizor i szukał programu, który go zajmie, choć nie wierzył, że jakiekolwiek talkshow sprawi, że zapomni o koszmarze. Pewnie nic na niego nie podziała. Będzie musiał z tym żyć. Następnego ranka, po kilku godzinach niespokojnego snu, Bentz znalazł sklepik, w którym mógł kupić nowy telefon komórkowy. Był pierwszym klientem tego dnia i wyglądał koszmarnie, ale wyszedł z nowym aparatem ikartą SIM.

Kilka godzin później porucznik oznajmił, że jest wolny. Najwyższy czas, pomyślał Bentz, odebrał broń, podpisał dokumenty. Kiedy usiadł za kierownicą, a Hayes zajął fotel pasażera, minęła druga nad ranem. – Bardzo proszę, zrób mi przyjemność i opowiedz wszystko jeszcze raz – poprosił Hayes, ściągając Bentza na ziemię. Mknęli autostradą w ciemności. Bentz uchylił okno, do wozu wpadło orzeźwiające nocne powietrze. Dzięki niemu nie zaśnie. – Opowiedz mi wszystko, Sprawdź – Muszę mieć wszystko, co masz. Wszystko. – Nie ma sprawy. – A ty musisz zwolnić. – Nie wiem, czy mogę. – Słuchaj, spójrzmy prawdzie w oczy. Policja nadal będzie cię miała na oku i szczerze mówiąc, wcale się im nie dziwię. Nie możesz przeszkadzać w dochodzeniu, sam wiesz. A policjant nigdy nie prowadzi własnej sprawy. Bledsoe i bez tego jest na ciebie cięty. – Zawsze był. Dam sobie radę – mruknął Rick filozoficznie, choć w jego głosie pojawiła się nuta gniewu. – Nieważne. W departamencie mówi się, że twój powrót spowodował te morderstwa. Musimy się wszystkim zająć. – Najwyższy czas – stwierdził Bentz. Nareszcie przy wsparciu wydziału uzyska odpowiedzi. Przy odrobinie szczęścia, zanim