Z pokładu dobiegał coraz większy hałas. Blaque poczuł pierwsze ukłucie strachu. Nie bał się śmierci ani klęski, jednak na myśl o tym, że resztę życia miałby spędzić w więzieniu, przechodziły go dreszcze. Drugi raz nie przeżyłby niewoli. Wyczekała, aż podejdzie bliżej. Wtedy wzięła mocny zamach i cisnęła w niego kasetką, celując w rękę w rewolwerem. Ludzie Blaque'a bronili się do upadłego. Wściekła seria z broni maszynowej przecięła pokład, zasypując głowę Edwarda gradem odłamków drewna i szkła. Nawet tego nie poczuł. W jego mózgu została tylko jedna myśl. Bella jest w rękach Blaque'a. Jeszcze żyje, ale czasu mają coraz mniej. Skulił się i chyłkiem dobiegł do steru. Potem bezszelestnie zanurzył się w czarną otchłań wody. Odgłosy coraz rzadszych wystrzałów i krzyki mężczyzn niosły się daleko po spokojnym morzu. Edward widział, jak z pokładu jachtu ktoś skacze i co sił płynie do dalekiego brzegu. W pewnej chwili otarł się o unoszące się na wodzie zwłoki. Odepchnął je i ostrożnie podpłynął do burty. Emmett miał właśnie dać ludziom sygnał do zajęcia jachtu, gdy nagle zorientował się, że nigdzie nie widać Edwarda. - Książę... - wykrztusił przez zaciśnięte gardło. - Na Boga, gdzie jest Edward? Widział go kto? - Tam! - Jeden z ludzi wskazał ciemny kształt przemykający obok steru białego jachtu. - Chryste! - Emmett złapał się za głowę. - Za mną! Wchodzimy na pokład! Edward nie spotkał na górze żywej duszy. Ucichły ostatnie, sporadyczne wystrzały, więc bez przeszkód dostał się na dół. Czekając, aż Bella nawiąże kontakt, prześledził plan jachtu, który sporządziła po pierwszym spotkaniu z Blaquiem. Miał go w głowie, więc nie zwlekając pobiegł jej szukać. Bella zdołała kopnąć rewolwer w kąt kajuty, ale nim zdążyła go dosięgnąć, Blaque zwalił się jej na plecy. Był dużo silniejszy i szybszy niż sądziła. Zaczął ją dusić, ale zdołała oswobodzić jedną rękę i uderzyć go pięścią w twarz. Przez chwilę obydwoje z trudem łapali powietrze. Pierwsza odzyskała panowanie nad sobą, obróciła się szybko na bok i wyciągnęła rękę po broń. Dotknęła opuszkami palców rękojeści, lecz właśnie wtedy Blaque szarpnął ją z całych sił za włosy. Znów udało jej się wymierzyć mu cios, jednak nie na tyle silny, by go ogłuszyć. Tarzali się po miękkim dywanie jak kochankowie. Z rozciętej wargi płynęła mu krew, pod jej poszarpaną, bluzką tworzyły się bolesne siniaki. Już prawie miała rewolwer, ale wykorzystał moment jej nieuwagi. Uderzył ją tak mocno, że na sekundę pociemniało jej, w oczach. Gdy minęło zamroczenie, zobaczyła lufę przystawioną do skroni. Błyskawicznie przygotowała się na śmierć. Walcząc o oddech, uniosła się nieco na łokciach. Jedyne, co jeszcze mogła zrobić, to spełnić przyrzeczenie i napluć mu w twarz. - Jestem agentką ISS. Cullenowie żyją i są bezpieczni. A ty jesteś skończony - oznajmiła pewnym głosem. Furia, którą ujrzała w jego oczach, sprawiła jej dziką przyjemność. Uśmiechnęła się lekceważąco i czekała na śmierć. Kiedy Edward wyważył drzwi do kajuty, ujrzał Blaque'a klęczącego przy Belli z pistoletem w dłoni. Potem wydarzenia potoczyły się tak szybko, że później nie mógł sobie przypomnieć, kto strzelił pierwszy. Blaque odwrócił się gwałtownie. Edward spojrzał mu prosto w oczy. Kiedy odsunął od Belli rękę z rewolwerem, krzyknęła i obróciła się na bok. Wtedy padły dwa wystrzały. Kula przeleciała tak blisko jego głowy, że oparzyła mu skórę na skroni. Nie zdążył nawet zamknąć oczu, więc wyraźnie widział, jak na piersi Blaque'a rośnie plama krwi. Nim minęła sekunda, jego bezwładne ciało opadło na Bellę. Dopiero wtedy zaczęła drżeć. Nie pomogły lata treningów. Przygwożdżona do podłogi przez sztywniejące zwłoki, dygotała tak mocno, że dzwoniły jej zęby. Była gotowa na śmierć, ale nie na widok kuli przechodzącej tuż obok skroni Edwarda. Dreszcze nie ustały nawet wtedy, gdy pomógł jej się oswobodzić i mocno ją przytulił. - Już po wszystkim - szeptał, kołysząc ją w ramionach. - Już dobrze. - Patrząc na martwego Blaque'a, nie czuł satysfakcji ani radości ze zwycięstwa. Czuł jedynie obezwładniającą ulgę. I wdzięczność. Bella przeżyła. - Mogłeś zginąć! Do cholery, Edward, miałeś siedzieć w domu - wykrztusiła przez łzy. - Dobrze, już dobrze. - Przez ramię zerknął na Emmetta wbiegającego do kajuty. - Za chwilę wszyscy tam będziemy. Otarła mokre policzki wierzchem dłoni i chwiejnie podniosła się na nogi. - Mogę natychmiast składać raport - powiedziała, patrząc Emmettowi w oczy. - Do diabła z raportem! - Edward poderwał się i wziął ją na ręce. - Zabieram cię stąd. EPILOG http://www.epompyciepla.biz.pl - Z tym księciem to masz poważny problem – powiedziała ironicznie, potakując. - No! Ale mówię ci, warto się dla niego starać! Jest po prostu boski! I ma cudowny charakter i w ogóle cały jest cudowny – rozmarzył się, popijając Coca-colę light. Musi przecież dbać o linię. Siedzieli na zapleczu, gdyż akurat nie mieli żadnych klientów. Najbliższa umówiona klientka była za godzinę, tak więc mogli sobie trochę porozmawiać. A że przez ostatnie dwa dni Krystian nie miał komu mówić o swoim księciu, ten zaszczyt kopnął Martę. Dlatego też ruda od jakichś piętnastu minut słuchała wywodu blondyna na temat cudowności jego księcia. - Krystian… - zaczęła, nagle poważniejąc. Na jej ustach już nie błąkał się ten pobłażliwy uśmiech. – Powiedz mi, dlaczego nie zostawisz tego gbura, który właściwie cię nie zauważa, i nie dasz szansy Karolowi? – zapytała, wbijając w niego swoje niemal czarne oczy.
Zdawało jej się, że martwa cisza będzie trwała wiecznie. Wtuliła się w nią i czekała, aż Edward sobie pójdzie. Ciemność była bezpiecznym schronieniem. Pod jej osłoną mogła śmiało przyznać się samej sobie, że nigdy już nie będzie taka jak dawniej. Twarda zbroja, pod którą chowała swą prawdziwą naturę, została przebita. Edward zdobył kobietę, której nienawidził. A ona go kochała. Nie mogła mu powiedzieć, że w duszy opłakała już śmierć tej miłości. Miłości, której tak naprawdę nigdy nie miała, ale za którą będzie tęskniła do końca życia. Z całego serca pragnął ją przytulić, dotknąć miękkich włosów i rozgrzanej skóry. Wiedział, że już nigdy nie będzie mógł tego zrobić. W złości wziął to, co pragnął zdobyć czułością. Czuł się z tym podle. Dręczyło go trudne do zniesienia poczucie winy, którego nie łagodziło nawet to, że czuł się pokrzywdzony. Kobieta, którą pokochał, nie istniała. Była fatamorganą, czystą iluzją. Przed chwilą zaś stało się to, czego zawsze konsekwentnie unikał. Kochał się z kobietą, której zupełnie nie znał. I co gorsza, stracił dla niej głowę. Chciał zapytać, czy w swym zapamiętaniu nie zrobił jej przypadkiem krzywdy. Wybrał jednak milczenie. Gdyby zaczął ją teraz przepraszać, wyszedłby na kompletnego głupca. Nie chciał poniżać się w oczach nowej Belli. Zapomniał się, powodowany bólem i złością poświęcił swój honor. Została mu jeszcze duma, i tego musiał się trzymać. Podniósł się i usiadł na brzegu łóżka. Przeczesał włosy dłońmi, potem zasłonił nimi twarz. Nie patrzył na Bellę. Zastanawiał się tylko, jakim cudem mógł ją nadal kochać, skoro była kimś obcym. Ubierał się szybko i w milczeniu. Bella leżała bez ruchu tam, gdzie ją zostawił. - Jesteśmy kwita - mruknął. - Oboje jednakowo wykorzystani. Otworzyła oczy. Były suche, bo miała w sobie ciągle dość siły, by powstrzymać łzy. Zmusiła się, by na niego spojrzeć. Stał obok łóżka, w samych spodniach, z pomiętą białą koszulą w zaciśniętej pięści. Sprawdź - Nie, Becky. Za nic nie przerwę. Wtulił się w jej włosy i wraz z nią zatracił się całkowicie. Znalazł, się w jakimś innym świecie, gdzie istniała tylko ona, miłość i mrok. - Becky - wydyszał, gdy zamarła w jego ramionach. - Jesteś cudowna. Już dobrze? Chcesz, żebyśmy teraz porozmawiali? - A ty? Czy ty także tego chcesz? Przytaknął bez słowa. Mimo że zdołał oswobodzić się z koszmaru przeszłości, wciąż jeszcze miał on nad nim wielką władzę. Nadszedł czas, żeby ponieść konsekwencje dawnych czynów. - Opowiedz mi o wszystkim - poprosiła. Objął ją ramionami, przymknął oczy, a potem podniósł się razem z nią. Zarzuciła mu ręce na szyję i spojrzała mu w oczy, kiedy wolnym krokiem niósł ją na ich letnie łóżko. - Przywykłem do tego, że zawsze wygrywam. Ze zawsze mi się szczęści. Ale półtora roku temu zaczęła się dla mnie zła passa. To było niczym fatum.