jeszcze mała biblioteczka pełna oprawnych w skóre tomów, a

Ruch, ruch, oddech. Ale istnieje możliwość, że ojcem Elizabeth jest Ross McCallum. Zgubiła rytm. Zrobiło jej się niedobrze i poczuła, że zaraz zwymiotuje. Nie! To niemożliwe. To się nie mogło stać. Musisz być uczciwa, Shelby. Czy nie tego oczekujesz od innych? Ruch. Ruch. Skoncentruj się na czymś pozytywnym. Możliwe, że Ross McCallum... - Nie, do diabła! - wrzasnęła, dopłynąwszy do płytkiej części basenu. Potrząsnęła głową, tak że kropelki wody w jej włosach rozpryskały się na wszystkie strony, i oparła się o wyłożoną kafelkami krawędź basenu. - Co nie? - zabrzmiał głos Nevady. Wpadła w popłoch. Przez chwilę myślała, że ma przywidzenia, ale Nevada naprawdę stał obok stolika ze szklanym blatem. Kawa parowała znad filiżanki. Zasłonił oczy okularami przeciwsłonecznymi. Miał na sobie czyste levisy i brązową koszulę, której rękawy zawinął aż do łokci. Był ogolony i zaczesał włosy do tyłu, chociaż podejrzewała, że za chwilę znowu mu się zwichrzą. Pamiętała, że przeważnie opadały mu na oczy niesforną, chłopięcą czupryną. - Co ty tutaj robisz? - Wczoraj odjechałaś tak nagle. Fakt. Usłyszawszy, że Ross McCallum wrócił do Bad Luck, Shelby szybko wymamrotała pod nosem jakieś usprawiedliwienie, wybiegła z domku Nevady, wsiadła do wynajętego cadillaca i zdenerwowana, odjechała w obłoku kurzu. Już współpraca z Nevadą była trudna, ale perspektywa spotkania z Rossem McCallumem wydawała się koszmarem. Wprawdzie wiedziała o uniewinnieniu McCalluma, ale na myśl o tym, że drań przebywa w Bad Luck, http://www.edomkidrewniane.info.pl/media/ Przebiegł przez jezdnie. Odwróciwszy sie przez ramie, zobaczył pielegniarke stojaca przy wejsciu do szpitala; z o¿ywieniem mówiła cos do drugiej kobiety. Palcem wskazywała na ulice. Skrecił za róg, starajac sie nie zwracac uwagi na ból w kostce, minał jeszcze kilka przecznic i w koncu znalazł swojego jeepa dokładnie tam, gdzie go zostawił. Serce biło mu jak oszalałe. Mimo chłodu był cały zlany potem. Wsiadł szybko do samochodu i szybko zaczał oddalac sie od szpitala. Zapalił papierosa. Uspokoił sie troche. Niewiele brakowało. Ale znowu mu sie udało. Usmiechnał sie pod nosem i spojrzał na siedzenie obok, gdzie le¿ał szpitalny kitel ze zdjeciem Carlosa Santiago. Zgasił

ogarnał ja dziwny lek, który nie ustapił nawet wtedy, gdy Alex pomagał jej wsiasc do luksusowego, wybitego skóra wnetrza bentleya. Szofer, pote¿ny blondyn o zimnych niebieskich oczach i dziwnym usmiechu, przytrzymywał drzwi. Lars Anderson. Typ nordycki. Milczacy, szorstki, jak czarny charakter z filmu o Jamesie Bondzie. Zgodnie z tym, co mówił Sprawdź Wszedł po schodach do domu Vianki. Dręczyła go myśl, że ktoś jeszcze wiedział o pistolecie: anonimowy cynk musiał przecież skądś pochodzić. Czyżby Nevada nie umiał trzymać języka za zębami? Może się przechwalał? Albo niechcący, może nawet po pijanemu, wygadał, gdzie jest broń. Coś tu nie grało. Kiedy podszedł do drzwi, cętkowana kotka zeskoczyła ze swojego legowiska na parapecie okiennym i zniknęła za terakotową donicą z kwitnącymi bugenwillami. Shep zapukał w ekran z siatki i zajrzał do zaciemnionego wnętrza. W rogu pokoju stał telewizor, nastawiony na hiszpańskojęzyczny kanał. - Momento - zawołała Vianca gdzieś ze środka domu. Puls Shepa poszybował ku stratosferze, gdy tylko usłyszał jej głos. Pojawiła się niemal natychmiast. Patrzyła na niego spokojnymi, ciemnymi oczami, kiedy otwierała drzwi. - Dziękuję, że przyjechałeś. - Nie ma za co. - Ściągnął kapelusz i trzymał jego kres w spoconych palcach. - Proszę, daj mi go. - Wzięła od niego kapelusz, muskając przy tym jego palce. Przeszył go rozkoszny dreszcz, od