Kiedy skinęła głową, ruszyli ku wejściu.

- To podstęp, nie sądzi pan? - Chcemy, żeby przyjęcie Rosę było niezapomniane, prawda? - Och, zapisz jego nazwisko, Lex - ponagliła ją dziewczyna. - Jesteś dobrym chłopcem, Lucienie. Uniósł brew. - Pozwolę sobie być innego zdania, ciociu. Panna Gallant chrząknęła znacząco. - Waham się, czy o tym wspomnieć, ale zauważyłam brak kobiet na liście gości. Pani Delacroix spiorunowała ją wzrokiem. - To przyjęcie Rose. Lucien miał na końcu języka taką samą odpowiedź, ale nie zamierzał popierać ciotki. - Chyba znalazłbym kilka w wieku Rose - powiedział niechętnie. - Myślałam, że woli pan dojrzalsze damy. - Owszem. - Uśmiechnął się i zobaczył, że na policzkach Alexandry wykwita uroczy rumieniec. - Coś mi się przypomniało - wtrąciła Fiona, poprawiając rękaw córki. - Skończyłaś już „Raj utracony”, moja droga? Wiem, że ci się podobał. Rosę potrząsnęła głową. - Nie, mamo. To bardzo trudna... - Trudno się z nią rozstać, prawda, kochanie? - Nachyliła się i poklepała siostrzeńca po http://www.e-rehabilitacja.org.pl Po dwudziestominutowym badaniu oznajmił, że Santos przeżyje. - Będziesz miał jutro paskudne siniaki i obudzisz się bardzo obolały. - Medyk zatrzasnął swoją pękatą torbę. - Ale poza tym wszystko w porządku, nie ma powodów do niepokoju. Miałeś szczęście, Todd. Polecił Lily, by przez najbliższych sześć godzin siedziała przy „krewniaku”, budziła go co dwie godziny, jeśli zaśnie, i dzwoniła, gdyby coś ją zaniepokoiło. Potem szybko wyszedł. Santos przypomniał sobie słowa Lily. Mówiła, że ona i doktor są przyjaciółmi i mają różne wspólne tajemnice. Jakie tajemnice, zastanawiał się, patrząc, jak starsza pani odprowadza przyjaciela do drzwi. Szli objęci, przytuleni, była w tym zażyłość wykraczająca poza stosunki sąsiedzkie i przyjaźń. Kiedy wróciła do kuchni, od razu przeszła do rzeczy: - Wolisz spać na kanapie na dole, czy wybierzesz sobie którąś z sypialni na piętrze? Santos zastanawiał się przez chwilę. - Na kanapie. - Dobrze. Mam ci pomóc przejść czy... - Sam sobie poradzę. - Oczywiście. Bez dalszych dyskusji ruszyła przodem, a on, krzywiąc się z bólu, pokuśtykał za nią powoli. Czekała na niego w salonie z rękoma zaplecionymi na piersi i bardzo zasadniczą miną.

zdradzała każdą myśl i emocję. - Lordzie Kilcairn... Odczekał całe pięć sekund. - Tak, panno Gallant? - Nie chciałabym... - Dzień dobry, kuzynie Lucienie. Sprawdź - Rose i ja doszliśmy do wniosku, że małżeństwo będzie korzystne dla nas obojga. - Tyle że z innymi partnerami, dodał w myślach. - Wspaniale! Och, to cudowna wiadomość! Chodź, ucałuj mamę, Rose. Dziewczyna spełniła prośbę, uśmiechając się niepewnie. Najwyraźniej nie miała wprawy w kłamaniu. Dzięki Bogu, że wszystko toczyło się szybko. Nie potrafiłaby długo ukrywać tajemnicy przed matką. - Daj mi rękę, Lucienie. Dla Alexandry zrobiłby wszystko. - Jestem taka szczęśliwa. Muszę wszystkim powiedzieć! Oczywiście. Chciała być pewna, że siostrzeniec się nie wycofa. Nie wiedziała jednak, jak niewiele go obchodzi ludzka opinia. - Mam lepszy pomysł - wtrącił pospiesznie. - Wydajmy w środę przyjęcie. - Można by zachować w sekrecie powód zaproszenia - podsunęła Rose. - Sądzisz,