twarzy Izabeli cień uśmiechu. Właściwie w tych okolicznościach nie

niechętnie przyjmowała jego awanse. Pod tym względem ona i Shey zachowywały się podobnie. W połowie tygodnia sytuacja się pogorszyła, bo Tanner zaczął przysyłać kwiaty. Zdumiewał ją. Nigdy w życiu nie przypuszczała, że należy do kobiet ceniących takie gesty. Musiała mu oddać sprawiedliwość, że przynajmniej ocenił ją należycie. Zamiast róż, które same się narzucały, wybrał delikatne kompozycje ze stokfotek. I tym ją ujął. Bo gdyby już miała na coś się zdecydować, na pewno byłyby to stokrotki. Zwykłe polne kwiatki rosnące według własnego widzimisię. W sobotę przyszła do kawiarni i otworzyła drzwi. O dziwo, nie czekał na nią żaden bukiet. Tannera też nigdzie nie było. Shey przekonywała się w duchu, że bardzo się z tego cieszy. Włączyła ekspres, odebrała poranną dostawę z piekarni. Może do Tannera wreszcie coś dotarło. Tym baf dziej że niczego nie owijała w bawełnę. Zaczęła obsługiwać pierwszych klientów i'wykładać http://www.e-plytywarstwowe.net.pl do ogrodu. - No owszem, można. - Więc? Wychodziła czy nie? - Nie mam pojęcia. - Matthew zdawał sobie sprawę, że zabrzmiało to jak wykręt. - Wiem, że nie lubiła, ale rzadko przebywaliśmy tu razem. To był wyłącznie jej pokój, pracowała tu albo po prostu wypoczywała w ciszy. Dlatego nazywała go Cichym Pokojem. - Wspominał pan przedtem, że nigdy nie zamykała się na klucz? - Przynajmniej nic o tym nie wiem. Ale czasem mogła... Kiedy przychodziłem ją odwiedzić, drzwi były oczywiście otwarte. - Nie dzisiaj. Owszem, wyraźnie tu pracowała, jednak się zamknęła.

- Wciąż nie rozumiem, dlaczego właśnie ja? - Bo tylko ty jedna możesz to zrobić - tłumaczyła cierpliwie Flic. - Przecież wyjaśniłyśmy ci wszystko. - Nie powinno ci to sprawić większych trudności - wtórowała jej Imogen. - Udowodniłaś już, że potrafisz - podkreśliła Flic. Sprawdź - Mam nadzieję, że lubisz libańskie jedzenie. Jest bardzo urozmaicone. Możemy zjeść na tarasie, tam będzie chłodniej. Z pewnością przywykł do komenderowania ludźmi, pomyślała Bella, ale była zbyt głodna, by się spierać. Przygotowała tacę z nakryciami i szklankami do wody, pozostawiając Edwardowi zajęcie się przyniesionymi daniami. Taras był wystarczająco duży, by urządzić na nim przyjęcie i najprawdopodobniej został wyposażony z taką właśnie myślą. Bella postawiła tacę na niskim, bambusowym stoliku ze szklanym blatem i zapaliła światło. Trzy bambusowe sofy, wyłożone miękkimi poduszkami w kolorach czarnym, szarym i złamanej bieli, były ustawione wokół stołu w literę U z widokiem na morze. Edward zdejmował wieczka z kartonowych pudełek. - Chodź jeść póki gorące! - zawołał. Kiedy podeszła, siedział już na jednej z sof ze skrzyżowanymi nogami, z podeszwami stóp zwróconymi do wewnątrz. Bella pamiętała z lektury, że skierowanie podeszwy stopy lub buta w czyimś kierunku jest wielką obrazą. Ponieważ nie była tak giętka, usiadła skromnie naprzeciw niego, ze stopami opartymi na podłodze. Odstawił pojemniczek i kpiąco uniósł brew. - Bardzo poprawnie i chyba równie niewygodnie. Twój wybór. Bella zauważyła, że jadł palcami, które obmywał w jednej z dwóch miseczek z wodą. Nie zauważyła ich wcześniej. Z wahaniem przejrzała zawartość pojemniczków, większość potraw zdołała rozpoznać, zresztą wszystkie pachniały znakomicie. - Żeberka, kurczak w ziołach, kuskus, taramasalata, czyli kremowa pasta z ikry - opisał kilka potraw, podczas gdy Bella napełniała swój talerz. Obserwowała, jak Edward nabiera jedzenie kawałkami przaśnego chleba. - Powinienem był spytać, czy masz ochotę na wino. Ja prowadzę, więc nie mogę pić. – Zauważył jej pytające spojrzenie i dodał wyjaśniająco: -Nie mam żadnych religijnych ograniczeń. Moja matka