– Też się siostra miłosierdzia znalazła! Na siebie by pani popatrzyła.

domu. Ale jego wzrok tylko omiata ściany. Zatrzymuje się dopiero na blacie stolika. Piętrzą się na nim kajety, pióra, książki, pewnie niedoczytane, karty zapisane wzdłuż i w poprzek, pokreślone, z licznymi dopiskami na marginesach. Podchodzi do okna, przez które wpadają do środka krwawoczerwone rozbłyski zachodzącego słońca. Zaciąga rolety, os- 70/86 trożnie, by nie strącić stojących za nimi pelargonii. Powoli, z wahaniem, jakby chciał poczuć całą wagę tego gestu, siada za stolikiem. Wyciąga z kieszeni świecę. Marnuje trzy zapałki, ale w końcu udaje mu się ją zapalić. Każde nadpalone drewienko wciska do kieszeni redingota. W migotliwym świetle zaczyna przeglądać papiery. Systematycznie, jakby dostała mu http://www.e-ortodonta.com.pl ani na moment nie odwraca wzroku od swojej karty. Nawet kiedy Gruszczyński stawia buzujący kieliszek tuż obok jego dłoni osłoniętej rękawiczką z uciętymi palcami. Adam czuje narastający w niej ból. Świderski kładzie karty powoli, jedna za drugą, jakby chciał odsunąć swoją opieszałością koniec świata. Stół pokryty zostaje już drugim, karcianym obrusem. Józef trzyma w dłoniach jeszcze tylko dziesięć kart. I śmieje się, oczami się śmieje, nosem, uszami – przez tę krótką chwilę jest przecież władcą ich losów.

1 jula 1845, dwudziesta pierwsza trzydzieści Adam Podhorecki zostawia za sobą skrzeczenie konsjerża i szczekanie jego suki, której ciężarny brzuch zwisa do ziemi. Wbiega po schodach na pierwsze piętro. Ciągnie za sznurek, dzwonek wpada w panikę. Sprawdź Ostatecznej zmianie planów Lagrange’a sprzyjała jeszcze jedna ważna okoliczność: po zachodzie słońca, kiedy ciemność zapanowała nad wyspą, stało się widoczne, że nowo narodzony księżyc jest jeszcze za mały i za cienki, nie szerszy od koniuszka paznokcia, toteż porządnie oświetlić Mierzei Postnej nie zdoła. Siedzieć tam w zasadzce nie ma żadnego sensu. Inna sprawa – zmurszała chatynka z wydrapanym na szkle ośmioramiennym krzyżem (wróciwszy do swego pokoju, pułkownik przeczytał list nadzwyczaj uważnie i wszystko zapamiętał). Jak twierdzili aborygeni, noc, kiedy zjawił się tam „podskakiewicz”, ściągając na siebie najsmutniejsze następstwa, była bezksiężycowa, co jednak nie przeszkodziło dokonać się temu, co się dokonało. Czyli brak księżyca nie jest przeszkodą. A więc: przybyć tam równo o północy, jak napisał szaleniec, wygłosić zaklęcie i zobaczyć, co dalej. Oto właściwie cały plan. Ktoś inny może i bałby się wdawać w takie mętne, nieopisane w regulaminach ani