zbyt blisko jego domu.

ale miał dosyć walki z cieniami, uczucia, że jego umysł rozpada się na kawałki. Nie mógł siedzieć z założonymi rękami i pozwalać, by każdy kolejny ruch należał do przeciwnika, kimkolwiek on jest. – Na razie, buzia na kłódkę. Jeśli Jaskiel albo inni w wydziale uznają, że widzę duchy, bardzo trudno będzie ich przekonać, że mogę wracać. Montoya podrapał się w podbródek, odsunął krzesło i wstał. Światło załamało się w brylantowym kolczyku. Bentz dostrzegł cień zwątpienia w jego ciemnych oczach. – Nie wierzysz mi. – Ja? Nie wierzę? Skądże. To nie w moim stylu. – Uśmiechnął się ostro, po swojemu. – Ale sam powiedziałeś, że to dziwna sprawa. Jestem taki jak ty. Sam nie wiem, co o tym myśleć. Rozdział 4 Stempel pocztowy z południowej Kalifornii nie dawał Bentzowi spokoju, jadąc Bourbon Street, miał go wciąż przed oczami. Znalazł punkt ksero, zrobił kopie zdjęć i aktu zgonu, powiększając je i wyostrzając, by widzieć jak najwięcej, a potem przekazał oryginały Montoi. Był przekonany, że odnalazł go ktoś z przeszłości jego albo Jennifer. Ale kto? I dlaczego? I czemu igra z jego umysłem? Stanął na czerwonym świetle i wpadł w zadumę. Nad jego głową kłębiły się ciemne chmury, w nozdrza uderzał zapach rzeki Missisipi. http://www.doktor-na-zaraz.com.pl Żołądek O1ivii podskoczył do gardła. – Wyciągałaś z nich informacje, a potem je zabiłaś? – Oczywiście domyślała się, że to właśnie ta kobieta ma na sumieniu śmierć Shany i Lorraine, ale słyszeć to na własne uszy pod pokładem lekko rozkołysanej łodzi i widzieć przy tym uśmiech satysfakcji na twarzy kobiety, to co innego. O wiele straszniejszego. – Niczego się nie spodziewały. O1ivii zrobiło się niedobrze. Uspokój się. Myśl. – A potem tylko mi zawadzały. – Porywaczka składała statyw do kamery, regulowała długość nóżek, mocowała je do podłogi za pomocą śrub. Zmarszczyła nos, rozejrzała się. – Jezu, ale tu cuchnie. Mój ojciec woził psy od portu do portu. Owczarki. – Więc to ty do mnie dzwoniłaś? To byłaś ty, prawda? – O1ivia ściągała ją na ziemię, chciała wiedzieć jak najwięcej. – Mój Boże, ależ z ciebie bystra dziewczyna – kpiła z niej porywaczka. – Twoje IQ pewnie sięga gwiazd. Oj, chyba nie. Gdybyś była taka mądra, nie siedziałabyś tu teraz. O,

Przechyliła ją i biały cukier zaczął sypać się na Sugar. - Takie słodkie imię - powiedziała Atropos i zanuciła: Niewinna panienko Sugar chciała krzyczeć. Wrzeszczeć. Nabluzgać tej strasznej, chorej kobiecie. Ale mogła tylko patrzeć. Posyp mnie cukrem Jedna torba to za mało. Atropos otworzyła kolejną i nie przestawała sypać, na łóżko, na Cricket, na Sugar. Mówiła coś o owadach i pająkach, o tkankach miękkich, o tym, że Sugar jest dziwką. Szum słodkich kryształków zagłuszał jej słowa. Cukier sypał się na Sugar, na jej włosy, ręce, na całe ciało, wreszcie na twarz. Zachłysnęła się, zakrztusiła, wciąż nie dowierzając. Nie, nie, nie! Proszę, przestań. Proszę, niech ktoś mi pomoże. Rozdział 31 Reed żałował, że nie może być w dwóch miejscach jednocześnie. Razem z Montoyą i Morrisette zajechał przed dom Caitlyn Bandeaux, nie zastał jej i zlecił przeszukanie domu dwóm policjantom. Ufał, że Landon i Metzger porządnie wykonają swoją robotę. On tymczasem pojedzie do St. Simons i jeśli doda gazu, to wróci za kilka godzin. Jeżeli przegapi powrót Caitlyn, zajmie się nią później. Miał nadzieję, że znajdą w jej domu narzędzie zbrodni, ale zadowoli się każdym dowodem, który wskaże na związek Caitlyn z morderstwem. Droga do St. Simons zajęła im ponad godzinę. Oglądanie ciała Rebeki Wade nie należało do przyjemności; właściwie nawet nie było konieczne. Reed mógł poprosić o zdjęcia, jednak coś kazało mu przyjrzeć się ciału ofiary osobiście. Żołądek podszedł mu do gardła. Przypuszczał, że i Morrisette, i Montoyą czują się podobnie, ale udało im się nie zwymiotować. Od zastępcy szeryfa dowiedzieli się czegoś ciekawego. - ...Dentysta, od którego dostaliśmy dokumentację, znał dość dobrze Rebekę Wade. Od lat leczyła się u niego i muszę wam powiedzieć, że porządnie się zdenerwował na wieść, że mogła zostać zamordowana. - Zastępca szeryfa, Kroft, starszy, tęgi mężczyzna, pokiwał sam do siebie głową. Wyszli z kostnicy na ostre czerwcowe słońce Georgii. - A najlepsze jest to, że ona była mężatką. Zdaje się, mówiliście, że nie wiecie, czy ma jakichś bliskich. - Kroft zdjął na chwilę kapelusz, żeby przygładzić rzadkie siwe włosy. Reed skinął głową. - Niewiele o niej wiemy. - Dorastała w Michigan, w małym mieście niedaleko Ann Arbor. Dentysta, nazywa się Paxton, Timothy Paxton, znał ją, gdy była jeszcze dzieckiem, znał jej rodzinę, pamięta, że wyszła za mąż za kolegę ze studiów. Jej rodzice zmarli kilka lat temu. Paxton jest pewien, że jej mąż nazywał się Hunter, Hunt albo Huntington czy jakoś tak. Nie słyszał, żeby mieli dzieci, ale nie słyszał też nic o rozwodzie. - Adam Hunt? - zapytał Reed, wymieniając spojrzenia z Morrisette, - Jakoś tak. Tak. To może być on. 195 Nie było tu żadnego „może”. Reed był tego pewien. Cholera. Jak mogli to przeoczyć? Wysłuchał zastępcy szeryfa, a potem, w drodze powrotnej do Savannah, podał Montoi więcej szczegółów dotyczących sprawy. Morrisette zadzwoniła do dentysty i w bitwie na słowa pokonała recepcjonistkę, jakąś idiotkę, która nie chciała połączyć jej z gabinetem, tłumacząc, że pan doktor właśnie opracowuje ząb pod koronę. Jakby czyjaś cholerna korona była ważniejsza od śledztwa w sprawie morderstwa! W końcu uzyskała połączenie. Rozmawiając, zatkała sobie jedno ucho ręką. Reed przekroczył ograniczenie prędkości co najmniej o piętnaście na godzinę. Morrisette rozłączyła się i powiedziała: - Wygląda na to, że Kroft mówił prawdę. Dentysta to stary przyjaciel rodziny, bardzo się przejął śmiercią Rebeki. - Co powiedział na temat Hunta? - Niewiele więcej, niż dowiedzieliśmy się od Krofta. Rebeka poznała go na studiach, oboje studiowali psychologię, mieszkali przez jakiś czas razem, wyszła za niego, a potem doktor Paxton stracił z nią kontakt. Jej rodzice nie żyli od kilku lat. Jej małżeństwo chyba też. Jechali brzegiem oceanu przez płaskie, bagniste tereny. - Hunt będzie musiał nam wiele wyjaśnić. Czy ktoś z nim kiedykolwiek rozmawiał? - Kilka razy próbowałam. Powinnam być bardziej uparta - przyznała Morrisette, zmarszczyła brwi i sięgnęła po papierosy. Poczęstowała Montoyę i otworzyła okno. - Dwa razy byłam w jego gabinecie, ale go nie zastałam. Wczoraj do niego dzwoniłam. - Ale nie oddzwonił. - Nie. - Poszukajmy go. Przekażemy mu wiadomość o śmierci żony czy też byłej żony. Reed zastanawiał się nad rolą Hunta w tej sprawie. Jeżeli w ogóle jest w to zamieszany. Trzeba sprawdzić, czy zgłoszono zaginięcie Rebeki, czy Hunt i Wade byli wciąż małżeństwem, czy Hunt był już kiedyś w tych okolicach i czego tu właściwie szukał. Może wchodził w grę jakiś testament albo ubezpieczenie, a może ktoś jeszcze był w to zamieszany. Hunt i Caitlyn Bandeaux całowali się tak, jakby byli kochankami. Dodał gazu. Przez całą drogę rozmawiali o Adamie Huncie. Zatrzymał się przed domem Caitlyn, gdzie wciąż trwało przeszukiwanie. Podał kluczyki Morrisette i powiedział: - Pojedź do Hunta. Powiedz mu o Rebece Wade. Zorientuj się, co on wie. Ja zabiorę się z Metzgerem. - Potem zwrócił się do Montoi: - Może pan jechać z nią, jeśli pan chce... i niech pan dopilnuje, żeby nie wpakowała się w jakieś kłopoty. - Pieprz się! - powiedziała Morrisette z błyskiem w oku. - Wal się w tę tłustą, pierdzieloną dupę. Montoya uniósł brwi. - Proszę nawet nie pytać. Może po drodze opowie panu o swojej umowie z dzieciakami. Ma to pewien związek ze świnką skarbonką. - Żegnaj, świnko! - powiedziała do Reeda, gdy wysiadł z samochodu i zajęła jego miejsce. - Radzę zapiąć pasy - ostrzegł Montoyę i poszedł szybko kamienną ścieżką. Kątem oka dostrzegł nadjeżdżający samochód stacji telewizyjnej. Świetnie. Właśnie tego mu trzeba. Zanim ekipa wygramoliła się z samochodu, Reed zniknął już w domu, zatrzaskując za sobą drzwi. Policjanci pozwolili sobie uwięzić psa w pralni, bo jak stwierdził Landon, 196 „kundel nie zamknął się nawet na chwilę; cały czas ujada”. - Właścicielka jeszcze nie wróciła? - Jeszcze nie. - Landon był wielki, czarny i piękny. Na tyle wysoki, że w college’u grał w drużynie koszykówki, i na tyle bystry, że gdy okazało się, że NBA nie puka do jego drzwi, zdobył tytuł licencjata w dziedzinie prawa karnego. Teraz kontynuował naukę, wieczorami chodził na wykłady i ostrzył sobie zęby na posadę Katherine Okano. Miał ogoloną głowę, małą bródkę i sylwetkę, jaką można uzyskać tylko wtedy, gdy do podno-szenia ciężarów podchodzi się z żelazną dyscypliną. - Dobrze, że nakaz pozwala nam przeszukać dom bez obecności właścicielki - dodał. Reed przytaknął. Przeszukiwanie domu w obecności Caitlyn Bandeaux mogłoby się okazać bardzo uciążliwe. - Znaleźliście coś? - Żadnej broni, nic w tym rodzaju, ale chodź na górę. - Landon zaprowadził Reeda na piętro. - Spójrz tutaj... - Wskazał odbarwienia na dywanie. - I tutaj. Popatrz na prysznic. - Pokazał głową w kierunku kabiny z pękniętą szybą. - Wydaje mi się, że plamy na dywanie mogą pochodzić z krwi. Znaleźliśmy też kilka niewielkich plam na listwie przypodłogo-wej, wezwaliśmy ekipę, żeby to zbadała. Zastosujemy luminol do wykrywania krwi. - Świetnie. Sprawdźcie to. Sprawdźcie też, jakiej grupy jest ta krew. A może znajdziemy krew różnych grup. - Ślady wskazują na to, że krwi było dużo, jeśli to w ogóle krew - powiedział Landon. - Ale Bandeaux został zabity gdzie indziej, prawda? W swoim domu? Czyżbyśmy się mylili? Może został zabity tutaj, a potem przewieziony. - Mało prawdopodobne, jeśli weźmiemy pod uwagę ułożenie ciała, zesztywnienie i rozkład krwi w ciele. Wszystko wskazuje na to, że zmarł w swoim gabinecie. Ale jest jedna dziwna rzecz. Na miejscu zbrodni znaleźliśmy za mało krwi. Landon prychnął. - Brakowało wam krwi? - Zgadza się. - Myślę, że właśnie ją znaleźliście. - Hannah? - Caitlyn zapukała głośno do drzwi starego domu, który kiedyś był również jej domem. Hannah wciąż nie odpowiadała na telefony. Caitlyn szukała jej prawie cały dzień w mieście, w różnych miejscach, gdzie Hannah często bywała. Wreszcie postanowiła pojechać do Oak Hill i tam zaczekać na siostrę. Nie podobało jej się, że Hannah mieszka sama na tym pustkowiu, w opustoszałej, podupadającej rezydencji. Na rynnach pojawiły się plamy rdzy, okiennice były przekrzywione, na szerokim ganku tynk odpadał od cegieł. Taka młoda dziewczyna nie powinna siedzieć w starym domu na odludziu. Caitlyn zapukała jeszcze raz, ale nikt nie otworzył. Poszła na tyły domu, gdzie na dużej werandzie stał stół i krzesła. Zaledwie kilka dni temu siedziała tutaj z matką. Wielki Boże, ileż się wydarzyło w ciągu tych kilku dni. A ostatniej nocy? Najpierw zaczęłaś całować Adama, chciałaś się z nim kochać, ale co było potem? Znów straciłaś pamięć, co najmniej na kilka godzin... Sprawdź kokardką na szyi. Zadziwiająco urocze. Dostrzegła w szybie swoje odbicie, rozmyte, blade. Będzie matką! Jej mąż musi się o tym dowiedzieć, Na co ona czeka, do cholery? I czego się boi? Położyła dłoń na płaskim brzuchu, weszła do sklepu i pod wpływem impulsu kupiła śliniaczek z aligatorem. Była to pierwsza rzecz, którą kupiła dla malucha – oczywiście nie licząc testów ciążowych. Wizytę u lekarza ma dopiero za kilka tygodni. To nieistotne. Weźmie się w garść i powie Bentzowi, że ponownie zostanie ojcem. I lepiej, żeby mu to przypadło do gustu. W przeciwieństwie do włoskiej imienniczki Venice – kalifornijska Wenecja – mogła poszczycić się tylko kilkoma kanałami. Większość, powstałą w 1905 roku, zalano betonem, gdy rozwijające się Los Angeles uznało, że potrzeba mu więcej ulic dla samochodów. Jednak