– Nie nawiązywać kontaktu. Śledzić go – rozkazała krótko i odruchowo spojrzała na

tylko zastygłą nieruchomo pod latarnią na przystani. Panna władczo skinęła palcem na Jonasza i ten somnambulicznym krokiem skierował się do trapu, nawet nie obejrzawszy się na swego niedoszłego pierwszego oficera. Jako człowiek ciekawski zarówno z usposobienia, jak i z tytułu funkcji, a także jako gorąca natura, nieobojętna na żeńską urodę, pułkownik porwał swój żółty sakwojaż z patentowanej świńskiej skóry i po cichutku ustawił się kapitanowi na ogonie czy też, jak mówią marynarze, w kilwatrze. Instynkt i doświadczenie podpowiadały mu, że przy tak cudownej figurze i pewnej postawie twarz oczekującej nie może okazać się nieładna. Czy można było nie upewnić się co do tego? – Dzień dobry, Lidio Jewgieniewna – nieśmiało odezwał się potężnym basem Jonasz, podchodząc do nieznajomej. Ta królewskim ruchem wyciągnęła do niego dłoń w długiej rękawiczce, ale – jak się okazało – nie do pocałunku ani nie do powitania. – Przywiozłeś? Kapitan wyciągnął zza pazuchy zakonnego stroju coś całkiem maleńkiego i położył na wąskiej dłoni, ale co to mianowicie było – pułkownik podejrzeć nie zdołał, bo w tej samej chwili panna zwróciła ku niemu głowę i lekkim ruchem podniosła woalkę, najwidoczniej żeby lepiej przyjrzeć się nieznajomemu. Wystarczyły jej na to dwie, najwyżej trzy sekundy, ale to mgnienie wystarczyło też Lagrange’owi – żeby osłupiał. O! http://www.dobra-protetyka.com.pl/media/ Drab odmachnął się od natarczywego przeciwnika jak od dokuczliwej muchy, potem chwycił go za ramiona, uniósł w górę i odrzucił na dobre dwa sążnie. Przyglądająca się walce dama tylko jęknęła. Blondyn natychmiast zerwał się na nogi i zrzucił z siebie niepotrzebny w takich okolicznościach szlafrok. Koszuli pod szlafrokiem nie było, toteż oczom pani Poliny objawił się płaski brzuch i muskularna, porosła złotym włosem pierś. Teraz bojownik jeszcze bardziej przypominał Dawida. Zrozumiawszy widocznie, że takiemu niedźwiedziowi gołymi rękami nie da rady, mieszkaniec latarni obrócił się w prawo, w lewo, rozglądając się za jakimś narzędziem. Na szczęście koło szopy z zapadniętym dziurawym dachem walał się w trawie stary dyszel. Dwoma susami Dawid znalazł się przy nim, chwycił obiema rękoma i opisał nad głową świszczące koło. Wyglądało na to, że szansę się wyrównały. Polina Andriejewna nabrała otuchy, uniosła się z ziemi i wbiła zęby w sznurek. Ach, żeby szybciej uwolnić ręce, szybciej

z goryczą i wybucha dziecinnym szlochem. Tego księdzu Dzieżyńskiemu jest już za wiele. Dopada Pilchowskiego i wali go otwartą dłonią na odlew. Pilchowski zatacza się i chwyta za policzek. Wydaje się, że zaraz rzuci się na Sprawdź Słyszałem tylko, jak Dorie krzyczy, że jakiś mężczyzna w czerni chciał ją zabrać. Ale Dorie ma zaledwie siedem lat i w przeszłości mieliśmy już problemy z jej wyobraźnią. Kiedyś przekonała całą swoją klasę, że nie mogą chodzić do łazienki, bo w muszlach czają się trolle pożerające dzieci. Nie mają państwo pojęcia, jaki może powstać bałagan, kiedy dwudziestu jeden siedmiolatków nie chce korzystać z toalet. Rodzice potem wydzwaniali do mnie tygodniami. – Dużo dzieci było w pobliżu, kiedy ta mała opowiadała o mężczyźnie w czerni? – zapytała Rainie. – Wszystkie. Ewakuowaliśmy całą szkołę i zgodnie z instrukcjami przeciwpożarowymi zebraliśmy uczniów na parkingu przed budynkiem. Rainie wydała z siebie zniecierpliwione westchnienie. – To wiele tłumaczy – mruknęła do Quincy’ego. Jedna rozhisteryzowana dziewczynka i dwustu pięćdziesięciu łatwowiernych słuchaczy. – Zwróciła się do dyrektora. – Jest pan