- To mój hotel, panie władzo, i mogę chodzić, gdzie mi się podoba.

W tym jednym słowie było tyle dezaprobaty i niechęci, że dziewczynka spuściła głowę, przytłoczona jeszcze większymi wyrzutami sumienia. - Przepraszam, mamusiu. Bardzo mi wstyd. Matka upiła łyk herbaty, ostrożnie odstawiła filiżankę, otarła usta serwetką. - To wszystko? - Nie. - Zebrawszy odwagę, Gloria postąpiła krok do przodu. Matka nie zgromiła jej, nie wpadła we wściekłość, jej twarz nie przeobraziła się raptownie w przerażającą maskę. - Myślałam... myślałam, że może przyjmiesz z powrotem panią Cooper. Hope siedziała nieporuszona, zdawała się nie oddychać, lekko tylko stukała paznokciem w brzeg filiżanki. Wreszcie podniosła głowę i spojrzała bacznie na córkę. - Dlaczego miałabym to zrobić? - Bo... bo skłamałam. - Gloria przycisnęła dłonie do piersi. - Dannyjest niewinny. Jego babcia też. Nie powinni cierpieć za moje zachowanie. Proszę, mamusiu. Naprawdę mi przykro i bardzo wstyd. Zgódź się, żeby wrócili. Matka wstała, podeszła do okna, przez długą chwilę spoglądała na zalany słońcem ogród, po czym odwróciła się do córki. Na jej ustach igrał ledwie zauważalny uśmiech. - To dobrze, że wstydzisz się swojego zachowania. Powinnaś się wstydzić. Dobrze, że jest ci przykro, ale skąd mam wiedzieć, czy naprawdę tak jest? - Naprawdę! - W głosie Glorii słychać było nadzieję. - Wierz mi, mamusiu. Zgódź się, żeby pani Cooper wróciła. - Może się zgodzę - powiedziała cicho. - Może. Gloria przycisnęła piąstki do serca. Mama poprosi panią Cooper, żeby wróciła! Danny znowu będzie jej przyjacielem! Służba już nie będzie omijała jej wzrokiem! - Och, dziękuję, mamusiu! Bardzo, bardzo dzięku... - Zgodzę się, żeby wróciła - przerwała Hope surowym głosem - jeśli potrafisz mi dowieść, że będziesz odtąd grzeczna. Jeśli będziesz postępowała, jak Bóg przykazał. Gloria uśmiechnęła się szeroko. - Tak, mamusiu! Zobaczysz, że potrafię być grzeczna! Przekonasz się! ROZDZIAŁ DWUNASTY Hope znała takie miejsca w Dzielnicy Francuskiej, gdzie mogła znaleźć wszystko, o czym marzyła. W których mogła zaspokoić swoje mroczne pożądania. Miejsca, które z pozoru nie różniły się niczym od normalnych barów, sklepów, klubów, gdzie przewijały się tłumy turystów, nie podejrzewających nawet, co dzieje się na zapleczu. http://www.dietaizdrowie.net.pl Kiedy cicho zamknął za sobą drzwi, serce jej zatrzepotało. Tym razem nie ulegnie jego czarowi, postanowiła twardo. Chciała nadal się na niego gniewać, a wiedziała, że będzie to niemożliwe, gdy zacznie ją całować. - To podnóżek z mojej sypialni - zauważył. Na pluszowym stołeczku w kolorze burgunda leżał zwinięty w kłębek terier. - Tak, inne nie były dostatecznie miękkie. Spojrzał na nią badawczo. - Inne? - Tak. Szekspir jest bardzo wybredny. - Rozumiem. - Przyciągnął sobie krzesełko od toaletki i usiadł naprzeciwko niej. - O czym rozmawiałyście z Rose? Wyraz niepewności w jego oczach sprawił, że Alexandra zapomniała o przemowie na temat wykorzystywania osławionego uroku w celu manipulowania osiemnastoletnią

czytał na głos listę miesięcznych wydatków, czekając na jego aprobatę. Zwykle, głównie z przekory, hrabia przerywał mu wielokrotnie, żądając szczegółowych wyjaśnień. Dzisiaj doradca równie dobrze mógłby mówić po mandaryńsku. Kilcairn sprawiał wrażenie nieobecnego duchem. Łagodnieje, robi się miękki, to jedyne wyjaśnienie. W wieku trzydziestu dwóch lat jest bezwolnym głupcem o rozumie i sile komara. Dawny Lucien Balfour, ten zdrowy na umyśle, Sprawdź dotrzymują kroku przeciwnikowi, one go unicestwiają. Przez ułamek sekundy Tom w ogóle nie zareagował na słowa sprzedawcy. Zrozumienie przyszło dopiero po chwili. —- Teraz już pojmuję — powiedział. — Innymi słowy, każdego roku maszyny muszą być wymienione, bo są prze- starzałe. Nie są dość dobre, wystarczająco duże i silne. Je- żeli nie zostaną zastąpione nowymi, jeżeli nie kupię no- wej, unowocześnionej wersji... — Pana dotychczasowa Niania przegrała starcie? — Pracownik Allied Domestic uśmiechnął się ze zrozumie- niem. — Być może pański model był już trochę anachro- niczny? Nie odpowiadał współczesnym standardom pro- wadzenia walki? Czyżby... no tak, nie wrócił o wyznaczonej